Po co nam talenty?
Po co nam talenty?

 

Snując refleksje nad swoim życiem, widzę, jak bardzo Pan Bóg mnie obdarował – począwszy od daru życia, wiary, talentów, powołania... Trudno tutaj wyliczyć wszystko i nie o to chodzi. Każdy z nas otrzymał od Boga bardzo wiele darów. Co z nimi robimy? Czy wykorzystujemy wszystkie na miarę swoich możliwości? Czy jesteśmy jak człowiek, który otrzymał jeden talent i zakopał go, czy może jak ten, który otrzymał wiele i wszystko pomnożył? Można życie przeżyć narzekając na trudności i niepowodzenia, rozmyślając o tym, jak to inni mają dobrze, a ja wciąż „pod górkę”… A można inaczej.

 

 

Ryzyko


Przychodzi mi tu na myśl nasz Ojciec, bł. Edmund Bojanowski. Pan Bóg obdarzył go talentem literackim, który młody Edmund pragnął rozwijać i w tym kierunku się kształcił. Bóg jednak wybrał dla niego inną drogę. Mógł Edmund zamknąć się w swoim nieszczęściu, narzekać na stracone lata studiów, na utratę kontaktu z przyjaciółmi, na niemożność rozwijania talentów, na chorobę… On jednak zobaczył w tej wydawałoby się ciemności, małe światełko, które w jego życiu zapłonęło wielkim ogniem miłości bliźniego. Zaangażował wszystkie swoje zdolności, całe bogactwo swojego umysłu i serca w służbę ludziom sobie współczesnym, zwłaszcza dzieciom i najuboższym.

 

Zwykły aktywizm czy służba?


Z pewnością bł. Edmund został obdarowany przez Pana Boga wieloma darami. Kiedy myślimy o jego życiu i działalności zastanawia nas wielokierunkowość jego działań. Był członkiem niejednej organizacji czy stowarzyszenia, redaktorem „Pokłosia”, zbierał przysłowia i piosnki, tłumaczył i tworzył własne dzieła, troszczył się o chorych wykorzystując zdobytą wiedzę medyczną, przeciwdziałał analfabetyzmowi ludu wiejskiego poprzez zakładanie czytelni wiejskich, założył dom dla sierot i szpitalik dla ubogich oraz pierwsze ochronki wiejskie i dzieło swojego życia – Zgromadzenie Sióstr Służebniczek. Troszczył się też o zabezpieczenie finansowe tworzonych przez siebie dzieł. A to wszystko przy bardzo słabym zdrowiu i wielu przeciwnościach ze strony ludzi i sytuacji życiowych. Może niektórzy nazwaliby go aktywistą. Jednak to nie aktywizm, ale oddanie swoich sił i zdolności na służbę Bogu i ludziom, to otwarcie się na Boże wezwania w każdej sytuacji. Z wielką pokorą i całkowitym zaufaniem Panu Bogu i Jego Opatrzności przeżywał bł. Edmund trudności, a szacunek do każdego człowieka i służebna dobroć zjednywały mu przyjaciół i współpracowników w tworzeniu wielu dzieł.

 

Pomnożyć to oddać


Tytanowa praca bł. Edmunda zadziwia i fascynuje, ale jednocześnie może być impulsem dla nas. Dlatego rozejrzyjmy się wokół i zauważmy, jak bł. Edmund, ilu ludzi czeka na naszą pomoc, ile dobra może być naszym udziałem. Nie rozczulajmy się nad sobą, nie narzekajmy na to, co nam w życiu nie wyszło albo, że inni mają lepiej. Zamiast tego odkrywajmy w sobie talenty, którymi jesteśmy przez Boga obdarowani i wykorzystajmy je dla tworzenie dobra wokół. Nie bójmy się, że powiedzą o nas „ale aktywista”. Zawsze znajdą się ludzie, którzy sami nic nie robią, a innych krytykują. Byli i tacy wśród współczesnych bł. Edmundowi. Niech jednak to nie ogranicza nas w otwieraniu się na Boże wezwania i w rozwijaniu darów, które posiadamy. Ważne, abyśmy w tym, co robimy nie szukali siebie i własnego zadowolenia, ale oddawali swoje talenty w służbie ludziom na chwałę Pana Boga. A wtedy na pewno nie pobłądzimy – czego z serca życzę sobie i wszystkim czytelnikom.


s.M. Weronika Bartkowiak