Wspominając błogosławionego Edmunda
Wspominając błogosławionego Edmunda

7 sierpnia 1871 r.ok godz. 21.30 odszedł z ziemi do Domu Boga Ojca Edmund Bojanowski. Poniżej umieszczone są fragmenty kazania ks. Antoniego Brzezińskiego, które wygłosił 11 sierpnia 1871 r w Jaszkowie na Mszy św. pogrzebowej Bojanowskiego. (W przytoczonych fragmentach zachowana jest oryginalna pisownia).

 

 

 

 

 

 

 

 

„Idąc, szli i płakali,

rozsiewając nasienie swoje,

a wracając, wracali się z weselem,

niosąc snopy swoje.”

Ps. CXXV, 6-7.

 

 

Żałobni słuchacze! Żywot nasz na ziemi, niczem inszem nie jest, jedno biegiem ustawicznym, płakaniem i rozsiewaniem nasienia swego. Takowy żywot zapowiedział Zbawiciel nawet najmilszym uczniom swoim, gdy mówił do nich: Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, iż będziecie płakać i narzekać i smucić się będziecie. (Jan VXI, 20.) A nasieniem, które człowiek w biegu swym rozsiewa, są uczynki jego, będąc ziarnem niejako przyszłego żniwa, bo co człowiek zasiał, mówi Pismo św., to też i zbierać będzie. (Gal. VI, 7.) kto zaś sieje w błogosławieństwie, uczy Apostoł, ( ‒ t. j. w dobrych uczynkach ‒ ) ten też w błogosławieństwie żąć będzie. (II. Kor. IX, 9.), bo gdy koniec życia nadejdzie, wraca człowiek do Boga z weselem, niosąc snopy zasług swoich.

 

Żałobni słuchacze! Kto znał ś. p. Edmunda Bojanowskiego, temu nie tajno, że żywot jego od kolebki aż do grobu, ustawicznym był płakaniem. „Nie pojmuję tego, mówił do mnie krótko przed śmiercią, jak ciało moje słabe, tak długiego życia mogło znieść utrapienia”.


Tą ciężką drogą krzyża szedł ś. p. Edmund Bojanowski od kolebki aż do grobu, tak, że spełniły się na nim słowa Psalmisty: idąc szedł a płakał. A podobnie jak Zbawiciel Apostołom swoim zapowiedział, iż płakać, narzekać i smucić się będą, tak w tej szkole cierpień, Pan Bóg wszystkie dusze wybrane wychowuje sobie; bo potrzebne i konieczne są im cierpienia, jako niewieście przy porodzeniu dzieciątka. Co też Zbawiciel oznajmił Apostołom, mówiąc do nich te słowa: Niewiasta gdy rodzi smutek ma, iż przyszła jej godzina, lecz gdy porodzi dzieciątko, już nie pamięta uciśnienia, dla radości, iż się człowiek na świat narodził. (Jan XVI, 21.) Żałobni słuchacze! To grono liczne Służebniczek Maryi, które przy trumnie klęczy, zrodził Bogu ś. p. Edmund Bojanowski.


Powiedzcie mi, Wielebne Siostry, któż to wlał on ogień święty do serc waszych, którym są zapalone? Z czyichże to ust zabrzmiał Wam głos wołania Pańskiego ‒ Sequere me ‒ pójdź za mną! Ach, to ten pokorny sługa Boży, którego zwłoki tu leżą, ten maluczki u świata, nie kapłan ale świecki człowiek, on was przywołał do siebie i na tę służbę Maryi. Pamiętam, jak się temu dziwowali Xięża nasi, że świecki człowiek dzieła kapłańskiego śmiał się podjąć, jak dla tego nie dowierzali pierwszym początkom Zgromadzenia, jako nawet zwątpili o przyszłości jego.

 


Dziś to dzieło ma już zatwierdzenie kościelne, a powagi i władzy Najprzewielebniejszego Xiędza Arcypasterza naszego, a to zatwierdzenie jest nam oraz świadectwem posłannictwa, które wziął od Boga ś. p. Edmund Bojanowski. Więc z rodzaju i nasienia był on tych mężów, (mówię słowem Pisma św.) przez które Pan Bóg dawał wybawienie Izraelowi. (I Machab. V, 62.) i znak to jest wielki łaski Pana Boga, gdy takich mężów narodowi przysyła. Nie rozumiemy często tego, co oni przynoszą światu, bo co od Boga pochodzi, tajemnicą zwykle bywa osłonione.

 

A czy i w tem nie uznamy zrządzenia Opatrzności Bożej, że Pan Bóg nieboszczyka osadził na mieszkanie u stóp Góry świętej Gostyńskiej, na której od wieków słynie cudami obraz Najświętszej Maryi Panny, i że osobliwą wlał mu do serca miłość, do tego miejsca świętego? Widzieliśmy go jako przez wszystkie lata żywota, w słotach zimowych i w skwarach letnich, co dzień z Grabonoga zdążał, nieraz bez sił prawie, na Górę św., by Mszy św. wysłuchać, i godzinami korzyć się przed Obrazem cudownym. O Edmundzie kochany, ileś nam, patrzącym na cię w kościele, dał przykładów dobrych i pobudek do modlitwy! On żył życiem Góry świętej, bez niej, mawiał, trudnoby mu było wyżyć na świecie.

 

Więc powiedzcie to sobie wszystkie, miłe Siostry, że Pani, której Służebniczkami się zowiecie, nie insza jest, jedno Najświętsza Panna w Cudownym Obrazie świętogórskim. Tu na tem miejscu, Bóg powołał do dworu jej na służbę synów Filipowych, a wam pod imieniem i herbem tejże samej Pani, kazał służyć po wsiach i po miasteczkach naszych.

 

Powiedzcie mi proszę, czy znacie męża ze świeckiego stanu, któryby tak obficie i z takiem błogosławieństwem rozsiał ziarno swych uczynków, jak ś. p. Edmund Bojanowski? Ach, jak daleko rozmnożyła się rodzina jego córek duchowych, tak daleko zasiewu jego, sięgają pola urodzajne. Ile łez ich ręką otartych, ile sierot przez nie uratowanych i pocieszonych, ile dziatek wyćwiczonych w bojaźni Bożej, ile chorych wypielęgnowanych, ile błądzących po wsiach naszych, ich przykładem naprawionych, tyle dziś pełnych kłosów zasługi, składa się na wieniec Ojcu i Fundatorowi Zgromadzenia. Zaprawdę, ręka słaba i nieudolna ś. p. Edmunda, więcej rozsiała, więcej rozsiała dobrego nasienia, niżeli tysiąc innych, i dla tego możemy o nim to powiedzieć, co o Dawidzie mówili żołnierze jego: „Ty jeden jesteś za dziesięć tysięcy”. (II. Król. XVIII.)


O opiece Edmunda nad ubogimi i o miłości do nich, co mam mówić, ażeby ją godnie przed wami wysławić? Z jałmużną swą ukrywał się skwapliwie, tak, że nawet brat jego rodzony wyznał w notatkach, łaskawie mi przysłanych, że nigdy o niej przed nim nie wspomniał. Powiedz nam Edmundzie, gdzieś podział srebra, po matce odziedziczone? Ach, on wszystką swą majętność, jako drugi Tobiasz, na ubogich rozproszył, z wiarą heroiczną w Opatrzność Boską!

 

A pomnikiem jego miłosiernego serca, z wszystkich najtrwalszym to będzie, że lud w okolicy Gostyńskiej wspomina imię Edmunda Bojanowskiego, zawsze ze czcią głęboką, jako imię wielkiego jałmużnika.

 

 

„Gdy duszę strapioną pocieszysz, mówi Duch Boży w Piśmie św. i pomocą twoją napełnisz, napełni Bóg jasnością duszę twoją, i będziesz jako ogród, który zawzdy pokrapiają i jako źródło którego wody nie ustawają.” (Iz. LVIII.) Tę obiecaną jałmużnikom od Boga jasność duszy, wziął w darze ś. p. nasz Edmund. Widzieliście ją wszyscy w tej żywej wierze, którą jego zdania i przekonania, czynności i przedsięwzięcia wszystkie były rozpromienione. Sprawiedliwy, naucza Pismo św., z wiary żyje. Edmund brał z niej wszystek pokarm duszy, a jak słyszę od rówieśników jego, nigdy jej nie utracił, nawet za lat młodych swoich. Jaśniała przed oczami naszemi dusza nieboszczyka promieniem gorącej modlitwy; mnie samego nią budował, gdym go widział na Górze naszej św. modlącym się albo na wspólnym noclegu, późno w wieczór w niej zatopionego. Na podobieństwo Przemienienia Chrystusowego na górze tabor, sprawia modlitwa, wedle nauki Ojców kościelnych, przemienienie duszy ludzkiej. I z niej też wziął Edmund to dziwne przemienienie ducha, które obyczajom jego, mowie i całej powierzchowności nadało charakter i powagę kapłańskiego żywota. A z cnót kapłańskich, jakże pięknem światłem jaśniała w nim dziewicza czystość? Sam się jej dziwował nieboszczyk mówiąc razu jednego do mnie, o stosunku swym i pożyciu z dzieweczkami swego Zgromadzenia, jako czuł się w nim wolnym od wszelkiego nawet cienia pokusy, i jako samo tylko uczucie miłości ojcowskiej łączyło go z niemi. Dar to był osobliwy od Boga, i jeden ze znaków posłannictwa Bożego.

 

 

Nie byłem przy śmierci ś. p. tego przyjaciela naszego, ale com słyszał o niej, to mi jest świadectwem, że spełniły się na nim słowa powyższe Pisma św. mnie zaś samego, gdym go dwa tygodnie przed śmiercią odwiedził, uderzył dziwny urok pokoju wewnętrznego, który się odbił na zbolałem i cierpiącym jego obliczu. I sam się temu dziwował przede mną, mówiąc: „nie wiem, gdyby mnie pokój wewnętrzny nie uspokajał.” Dziwił się Edmund pokojowi duszy swojej, bo w pokorze nie rozumiał go, ani przyczyny jego nie pojmował. My lepiej od niego to dziś wiemy. Toć dusza jego, jako robotnik po całodziennej pracy, wracała w on czas na wypoczynek do domu do pana swego, niosąc z weselem snopy swoje, i dobiegając biegu ziemskiego, mówiła z Apostołem Pawłem: Potykaniem dobrem potykałem się, biegum dokonał, wiarem zachował. Naostatek odłożon mi jest wieniec sprawiedliwości w on dzień.” 2 Tim. IV, 6-7. Ach ten pokój niebieski, nie kto inszy wlewał do duszy jego, jedno Zbawiciel sam, który powiedział o sobie: „Pokój mój daję wam, pokój mój zostawuję wam” tego dawcę bowiem pokoju, on co dzień prawie przyjmował do serca w Najświętszym Sakramencie. A z jakąż to czynił miłością heroiczną!

 

 

O mój drogi Edmundzie, tyś całe życie kochał Pana Jezusa, tyś większą część dni swego życia przeżył w stóp jego tabernaculum na Górze świętej, więc się temu nie dziwuję wcale, że i Jezus, który powiedział o sobie: moja rozkosz jest być z synmi ludzkimi, przyszedł sam do ciebie, gdyś ty już do niego nie mógł dojść dla słabości śmiertelnej.

 

 

Ciało spocznie w grobie, ale duch jego będzie zawzdy przy was, by wam wszystkim, tak wstępującym do służby Maryi, jak i tym, które się na niej zestarzeją, błogosławić do końca. Wiecie, jak was kochał, jak was nie inaczej, jedno córkami swemi miłemi nazywał, jak się cieszył wami, jako wszędzie, dokąd was posłuszeństwo obruciło, pamiętał o nas zawzdy, jako każdej na imieniny obrazek z listem przysyłał, jako ze smutnemi się smucił, z choremi chorował, z wesołemi się weselił, jako nawet w godzinę śmierci nie zapomniał o was, ‒ o was wszystkich, coście rozproszone po Wielkopolsce, na Śląsku, Galicyi, Rusi i Anglii, ‒ mnie poruczając zlecenie, bym Was wszystkie od niego pożegnał.

 


Więc żegnając was, imieniem ojca Waszego ‒ otwieram ku Wam jego usta ‒ ach już nieme! Abyście z nich ostatnie wzięły słowo do serca. Córki moje najmilsze, tak on z tej trumny przemawia do was, córki moje najmilsze i wielce pożądane, wesele moje i korona moja. Dziękuję Bogu mojemu za Was z łaski Bożej, która wam jest dana w Chrystusie Jezusie.