O jakim Kościele marzy Jezus?
O jakim Kościele marzy Jezus?

Jezus daje uczniom wyraźny nakaz na dalsze życie: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” /Mk 16, 15/. Jezus pragnie, aby Jego Kościół był „wychodzący”! Co to znaczy dla nas?

 

Potrzebni są nam inni


Życie chrześcijanina jest przygodą z Jezusem. Jest to droga, której początkiem i końcem jest Jego Osoba. Droga ta zaczyna się w sercu człowieka. To tam zostało posadzone ziarenko wiary, które domaga się troski, by mogło dojrzewać, wzrastać i ostatecznie wydawać owoce dobra, piękna, prawdy i miłości. Aby ziarenko wiary mogło się rozwijać, potrzebny jest odpowiedni do tego klimat i atmosfera. Warunkiem niezbędnym jest modlitwa i prowadzenie głębokiego życia duchowego opartego na osobistej relacji z Bogiem. Ale to nie wszystko… Potrzebni są też inni ludzie, dla których wiara nie jest tylko dodatkiem do życia, ale powodem dla którego tak naprawdę warto żyć; który nadaje temu życiu smak, pozwala odnaleźć sens i odkryć jego wartość. Potrzebna jest nam wspólnota, w której można czuć się bezpiecznie i pewnie. Taką wspólnotą dla ucznia Jezusowego jest Kościół.

 

W Kościele nie wystarczy być. Kościołem trzeba się stać

 

Jezus jednoczył swoich uczniów we wspólnocie i czyni to nadal. Jednak zamysł gromadzenia uczniów w jedno rozpoczął się zanim Jezus przyszedł na świat. Było to pragnienie zrodzone w sercu Boga Ojca. „Odwieczny Ojciec, najzupełniej wolnym i tajemniczym zamysłem swej mądrości i dobroci, stworzył cały świat, postanowił podnieść ludzi do uczestnictwa w życiu Bożym, do którego powołuje wszystkich ludzi w swoim Synu: wierzących w Chrystusa postanowił zwołać w Kościół Święty” /KKK 759/. Już od początku stworzenia świata Bóg Ojciec pragnął gromadzić w jedno wszystkich ludzi. Stworzył ludzi po to, by budowali więź z Nim i między sobą. Nawet grzech – niszczący jedność – nie przeszkodził w realizacji zamysłu Boga, by gromadzić w jedno rozproszone dzieci Boże. To stało się też głównym zadaniem i misją jego Syna… Dlatego też Jezus Chrystus przychodzi na świat, by stworzyć wspólnotę, która staje się Jego Kościołem. A my, chrześcijanie, właśnie do niej należymy! W Kościele nie wystarczy być. Kościołem trzeba się stać. Uczeń Jezusa to ten, który żyje świadomością swojej tożsamości i mówi: jestem dzieckiem Kościoła, czyli nie tylko należę do tej wspólnoty, ale w sercu przeżywam jedność z nią, jestem jej cząstką.


O jakim Kościele marzy Jezus?


Słowo Boże daje nam pewną podpowiedź… Kościół jest wspólnotą prowadzoną przez Jezusa, i na czele której staje On sam: „Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz” /J 10, 14 – 16/. Prawdziwa wspólnota Kościoła koncentruje się na osobie Jezusa. To On ma być w centrum wszystkich wydarzeń, motorem wszelkiego działania, motywacją każdej decyzji. Jestem dzieckiem Kościoła, gdy całe moje życie skupiam na Jego Osobie. Świadomość bycia w owczarni Jezusa pozwala wychodzić poza ramy swoich horyzontów. Należę do owczarni Dobrego Pasterza, więc wpatruję się w Niego i pozwalam Mu się prowadzić. Czy tak właśnie przeżywam swoje uczestnictwo w Kościele? Jeżeli wspólnota nie skupia się na osobie Jezusa, to zaczyna skupiać się na sobie. A to grozi zamknięciem się we własnych granicach i nie dopuszczaniem innych. A Jezus zaprasza do otwarcia się…

 

Wyjście zakłada opuszczenie


Przed wniebowstąpieniem daje uczniom wyraźny nakaz, wskazówkę na dalsze życie: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” /Mk 16, 15/. Jezus pragnie, aby Jego Kościół był „wychodzący”! Co to znaczy dla nas? Ku czemu lub komu mamy wychodzić? Trzeba nam wychodzić zawsze ku drugiemu człowiekowi. Otwarcie się na osobę żyjącą obok mnie jest wskaźnikiem otwarcia się na Boga. Uczeń Jezusa to ten, który jest zawsze w drodze. Idzie do innych ludzi i dzieli się z nimi tym co posiada. Chodzi jednak nie tylko o dary materialne, ale przede wszystkim o bogactwo serca. Aby wyjść do drugiego człowieka bezinteresownie, trzeba najpierw opuścić siebie. Trzeba zostawić swoje własne potrzeby, by pomóc innym zaspokajać ich najgłębsze pragnienia. Trzeba zostawić swój wygodny i bezpieczny kąt, by inni mieli się gdzie schronić. Trzeba skierować swój wzrok na tych, na których nikt nie chce już patrzeć. Życie we wspólnocie Kościoła jest więc zobowiązujące. Kościół jednak nie stanie się „wychodzący”, gdy będzie skupiony na sobie.

 

Z Nim


Wpatrujmy się we wspólnotę uczniów, którzy dawali początek Kościołowi. Oni pozwolili się prowadzić Duchowi Świętemu, który dał im siłę, moc i odwagę do przekraczania siebie i swoich ograniczeń. Z Nim byli w stanie iść aż na krańce świata, by głosić radosną nowinę o Bożej dobroci i miłości. Otwórzmy się zatem i my na Jego obecność i pozwólmy Mu przemieniać nasze serca i kształtować nas na wspólnotę uczniów wychodzących ku innym ludziom. Niech Maryja – Ta, która trwała wiernie na modlitwie z Apostołami w Wieczerniku – wyprosi nam dar jedności serc, abyśmy wiernie trwali w nauce Jezusa i razem z Nim oddawali swe życie braciom.


s.M. Serafia Szymik