Z Dziennika Założyciela

Dążenie do Boga
Dz. 19.04.1858
Nad wieczorem pojechałem do Rąbinia.
Ks. Hertmanowski zadowolony bardzo
ze wszystkich sióstr. W zadziwienie wprawia go
szczególnie wielkie ich dążenie do Boga.

Delikatność
Delikatność
Dz. 4.06.1855
Przyszła do mnie matka Jagusi. Przybyła wczoraj do Podrzecza i przez całą uroczystość wczorajszą była w kościele, o czym nic nie wiedziałem. Nie mając jej czym poczęstować, dałem złotówkę na posiłek w drodze. Jagusia przy pożegnaniu nie mając nic do dania ukochanej matce, urwała najładniejszy kwiat z ogródka i ten przynajmniej ofiarowała jej na drogę.
Niechże tu kto powie, że delikatnych uczuć nie ma w naszym wiejskim ludzie!

Rekolekcje
Dz. 12.07.1854
Byłem w kościele i u spowiedzi. Podczas modlitwy przyszła mi myśl, aby trzy obecne służebniczki posłać na rekolekcje. Myśl ta mocno mnie zajęła i mam nadzieję tym sposobem umocnić w pełnieniu obowiązków młode służebniczki.

Ojcostwo duchowe
Dz. 30.08.1854
Przybiegła Jagusia. Dałem jej obrazki św. Stanisława Kostki i kilkanaście kart z modlitwami oznaczonymi napisem Pamiątka ze Świętej Góry Gostyńskiej,
które ma rozdawać w swojej wiosce rodzinnej. Dałem jej jeszcze przestrogi, rady, nauki niektóre i oświadczyłem, ażeby jak dotąd, tak i nadal uważała mnie za ojca, który o wszelkie dobro dla niej, jak dla własnego dziecka starać się pragnie

Wrażliwość duchowa
Dz. 31.07.1853
Wieczorem przyszła Rozalia Jankowiakówna
po żywoty świętych do czytania. Przy tej okoliczności zbudowałem się kilku zarysami życia wiejskiego, które mi zwyczajnie opowiedziała. Na prawdę, ludzie ci przy znoju prac najuciążliwszych i przy prawdziwem ubóstwie, pamiętają jeszcze o zaspokajaniu swych potrzeb duchowych, że nas tak bardzo zawstydzają.

Uśmiech
Dz. 22.06.1854
Poszedłem do Ochronki. Zastałem Józefkę i Agnieszkę. Agnieszka wcale nie tęskni, wesoła, rozmowna. Spostrzegłem w niej rzadką żywość i baczność ducha; gdy się cokolwiek budującego i wznioślejszego powie, zaraz widać w niej ciekawość, żywsze wejrzenie i słodszy uśmiech.

Ubóstwo
Dz. 27.01.1858
Niezmiernie mi trudno wydatki przychodzą i nie wiem, jak na wszystko wystarczę, ale w miłosiernej Opatrzności Bożej nadzieja. Dodaje mi otuchy, że jedynie ku chwale Bożej przedsięwzięte dzieło raczy Jego łaska najświętsza wspierać i ku szczęśliwemu ustaleniu prowadzić. Zaledwie te słowa zapisałem, a oto już Bóg cudowny w sprawach Opatrzności swojej zsyła mi pomoc swoją świętą! Niespodziewanie odbieram w tej chwili z poczty kartkę na list z 50 tal. z Grodziska!
Może dla Instytutu Gostyńskiego, może dla Jaszkowa. W każdym razie niech będą dzięki Opatrzności Bożej za ten dar nieoczekiwany!

Małe sprawy
Dz. 1.04.1853
W chwili obiadu odwiedziłem zgromadzone w refektarzu sieroty. S. Wincentyna do rozdzielania porcji jeszcze nie nadeszła i dzieci podały mi łyżkę do nalewania, prosząc, abym im zupę rozdzielił. Zakrzątnąłem się ochotnie, ale mi nie szło od ręki,
bo dzieci dla doświadczenia mojej zręczności, tłumnie i coraz śpieszniej z porcjami nadbiegały. Ucieszyłem się, widząc jak zlewają w garnek ze swych porcji po troszku zupy dla ubogiego, co według przyjętego w Domu zwyczaju codziennie czynić zwykły tylko przez ciąg Wielkiego Postu;
lecz tego roku – jak mi mówiły – doświadczyły w tym dobrym uczynku przerwy z powodu nie pamiętam jakiego, i stąd przedłużają jałmużnę po Wielkiej Nocy. Kiedy zszedłem na dolny korytarz, zastałem wesoło bawiącą się dziatwę. Siostra Angelina, pomimo widocznej słabości zdrowia, żywy udział brała w zabawie. Mówiłem z nią o dzieciach: jak to człowiek, choć w niezdrowiu i moralnym znękaniu, zdaje się zdrowie czerpać i prawie się odmładza w towarzystwie dziatek. Wspomnieliśmy święte Zbawiciela słowa, że kto chce się odrodzić, musi się stać dziecięciem, dziecięciem ewangelicznym, bez czego nie można być zbawionym. Liczne zwodzenia na prima aprilis niezwykłą wesołość i ruch sprawiały pomiędzy dziećmi. Udało im się i mnie zwieść, tak iż bynajmniej nie przewidziałem żartu.

Warto mieć przyjaciół
Dz. 26.04.1853
Zdziwiłem się dzisiaj, gdy wchodząc na górę po schodach, powitało mię z wyraźną radością i wyciągniętymi rączkami dziecię, Marynka, która wcześniej była wielce nieśmiała i nigdy się sama do mnie nie zbliżała. W pierwszej chwili nie umiałem wytłumaczyć sobie tej nagłej w dziecięciu zmiany,
aż przypomniałem sobie, iż wczoraj, na tychże schodach właśnie w tym samym miejscu zastałem to dziecię, jak zakłopotane usiłowało drugiemu, mniejszemu jeszcze od siebie dziecięciu, ułatwić zejście ze schodów, lecz samo niesilne i zbytecznym obciążone ciężarem, ledwo nie upadło wraz z tamtym ze schodów, kiedy właśnie nadszedłem i dopomogłem obojgu. Widać, że drobniutka ta przysługa została w pamięci dziecka
i dziś to samo miejsce i moje spotkanie odnowiło wdzięczną w nim pamięć, którą mi radosnym powitaniem i już poufałym wyciągnięciem do mnie rączek okazało. Oto dowód, jak łatwo przychylność mniejszych dzieci sobie zjednać, byle im jakąkolwiek, troskliwość okazać.

Serce za serce
Dz. 14.03.1859
Zastanowiło mnie jedno dziewczątko ochronkowe.
W czasie, gdy rozmawiałem w izbie ochronkowej
z gospodarzami o budowie kaplicy, dzieci ochronkowe korzystając z pogodnej chwili, bawiły się na słońcu przed Ochronką. Jedno tylko dziewczątko, może pięcioletnie, zostało w izbie i nie byłbym go zauważył, gdyby nie to, że ciągle trzymało się poły mego surduta. Spostrzegłszy to, zapytałem miłego dziewczątka, czemu nie zechce z drugimi na słońcu się bawić? „O ja tu wolę! – odpowiedziało – Pan tak rzadko tutaj bywa, toteż nie odejdę, póki Pan tu będzie”. Jak tu nie kochać takich serdecznych dziatek!

Radość powołania
Dz. 19.06.1854
Zawitała do mnie spodziewana ochroniarka z Baszkowa. Było już prawie ciemno, tak, że nawet dobrze jej twarzy widzieć nie mógł, ale to co mówiła podobało mi się niezmiernie. Jej żywa chęć służenia Bogu i bliźnim ubogim, jej dziecięca wesołość i serdeczność ujęła mię ku niej. Na pierwsze widzenie żadna z dotychczasowych kandydatek ochronki nie uczyniła mi tak miłego wrażenia. Jest w tym dziewczęciu coś niezwykłego, coś wielce świątobliwego.

Oddać Bogu
Dz. 19.04.1853
Wieczorem do modlitw moich zwyczajnych
dodałem serdeczne modły dziękczynne za dzień tak szczęśliwie spędzony, w którym mi Bóg tyle miłosierdzia i swej cudownej Opatrzności okazał.
O Boże! Jakże serce moje przepełnione jest pociechą! Nie daj, abym się przeto czuł już bezpiecznym, bo właśnie mogłoby nas prędkie zasmucenie spotkać. Owszem, jak w każdym smutku pokrzepiasz mnie nadzieją bliskiej pociechy, tak w dniu pociechy uzbrój mnie gotowością na wszelkie przygody, abym zawsze z wolą Twoją świętą zgadzać się umiał.

Szacunek
Dz. 9.04.1853
Z Muszyńskim stolarzem obliczyłem robotę do obu domków instytutowych. Podzieliłem się z nim moim obiadem, przy którym mnię zastał, bo nie pojmuję jak można w gościnności robić wyłączenia. Jeżeli jednych spraszamy na obiady, to tych, których Bóg nadarzy, przede wszystkim ugościć winniśmy.

Entuzjazm
Dz. 14.05.1855
Nadeszli księża Prusinowski i Osmalski. Poszliśmy odwiedzić Ochronkę Podrzecką. Zastaliśmy dosyć dzieci. Jagusia i Józefka w odświętnych sukniach przywitały nas serdecznie, a dzieci uwitymi ze stokrotek wiankami obdarzyły gości. Śpiewały wybornie kilka piosnek gminnych i mimiczne
o rannym wstaniu i o sianiu maku. Na zapytywania katechizmowe dobrze odpowiadały. Najmniejsze mówiły pacierz bez zatknięcia. Grały potem w lisa, w czym udział czynny brali księża i ja. Dzieci i ochroniarki były niezmiernie wesołe. Nadarzyła się także dobra sposobność pokazania księżom urządzenia co do chleba jałmużnego, który zastaliśmy na ołtarzyku leżący. Nadeszła właśnie starka żebrząca, dla której zaraz ochroniarki kawałek chleba ukroiły, a najgrzeczniejsze dzieciątko poniosło go ofiarować babce.

Współczucie
Dz. 20.11.1854
Dowiedziałem się, że w przeszły poniedziałek i wtorek, kiedy owa zamieć śnieżna była, umarzło dwóch fornali z Pudliszek, wiozących drzewo oraz jakaś kobieta pomiędzy Pudliszkami i Krobią, i jeszcze jakaś dziewczyna pomiędzy. Mój Boże! Jakże ci biedacy często z nędzy marnieją, a my myślimy o fetach, imieninach, polowaniach, tylko nie o biednych bliźnich.

Nadzieja
Dz. 20.10.1855
Boże, wspieraj nas, kiedy wszyscy opuszczają biedne sieroty! Czuję się jakoby najcięższym kamieniem przywalony, ale w Miłosierdziu Bożym nadzieja!
Wszak już nieraz usychałem z troski i kłopotu,
a oko Opatrzności wejrzało na nas.

Z przyjacielem
Dz. 11.08.1857
Pojechaliśmy z ks. Gieburowskim do Jaszkowa.
Wielka radość z jego przybycia! Przywiozłem ze Śremu kawę i bułki na poczęstowanie wszystkich nowicjuszek, i aby Ochronka miała czym nas
poczęstować. Po oprowadzeniu księdza po wszystkich kącikach domku i ogrodu, i po obejrzeniu kościółka, wybraliśmy się łodzią za rzekę.
Oprowadziłem ks. Gieburowskiego po pięknej
dębinie zarzecznej i wróciliśmy znów łodzią do Ochronki na przygotowaną kawę. Uszczęśliwione ochronianki zastawiły w zielonej przed domkiem altance stolik serwetą nakryty, na nim tacę z kawą i dwie z kwiatami szklanki – koncept Jagusi, jako siostry ogrodniczki, aby wypielęgnowanymi przez siebie kwiatami przyjąć gości. Jakże ta krótka chwila, spędzona z życzliwym przyjacielem, miłą mi była w tym ustroniu ochronkowym, pomiędzy kościółkiem i domkiem Służebniczek Bogarodzicy! Zabawiliśmy do zachodu słońca.
Ks. Gieburowski udzielił im błogosławieństwa.
Głęboko w sercu dziękowałem Bogu za tę złotą chwilę w paśmie często smutnych dni moich.

Droga do Boga
Dz. 14.06.1854
Muszę zapisać drobną okoliczność, jaka mi się dzisiaj zdarzyła a która dowodzi, jak działają na nasze usposobienia dobre przykłady, chociażby tylko słyszane lub czytane. Przyszedł ubogi podróżny. Nie dałem mu jałmużny, bo nie miałem stosownie drobnej monety przy sobie. Czekał na dziedzińcu, aż mu służąca półtora srebrnego
grosza wyniosła. Gdy odszedł, żal mi go było,
że tak maleńkim wsparciem opatrzony został.
Dopiero, kiedy poszedłem do mojego pokoju,
przypomniałem sobie co czytałem u Jaroszewicza
„Matce Świętych Polskich” – czytałem o Magdalenie Mortęskiej, która raz jakąś niewiastę ubogą żebrzącą od siebie odprawiła nic jej nie dawszy, czego jej tak żal było, że kazawszy ją szukać, ordynarię jej co dzień aż do śmierci wyznaczyła. Przypomnienie to nabawiło mię taką niespokojnością, że poszedłszy zaraz na drogę
i szczęśliwym trafem spotkawszy jeszcze tego samego ubogiego, dałem mu z chęcią największy pieniążek, który przed chwilą zdawał się mi zbyt dużą jałmużną.

Piękno
Dz. 13.07.1855
Ślicznie pół dnia przeżyłem pośród dzieci małych i wieśniaków. Błogie uczucie serca czyniło mi cały świat piękniejszym i wracając przy zachodzie słońca
między zbożami zieloną miedzą i ocienioną ścieżką przez brzozowy lasek, byłem przepełniony jakimś dziwnem natchnieniem sielskim.

Przy Bogu
Dz. 5.04.1853
Przed południem była u mnie Urszula, jedna z pierwszych uczennic naszego Instytutu – dziś już dorosła dziewczyna! Przybyła na pożegnanie przed wyjazdem do Poznania na postulantkę! Prosiła, aby jej za upominek dać książkę O
naśladowaniu Chrystusa! Najlepszy, jaki być może, wybór przedmiotu: bo zaprawdę jakże się w tę drogę puścić bez przewodnika takiego? Pytałem ją czy głęboka rozwaga poprzedziła jej szlachetne postanowienie? Czy czuje się zdolną do wytrwania? Czy się nie lęka cierniów, którymi jej droga do samego grobu będzie usłana? Zamiast odpowiedzi oczy jej zalały się łzami – ale w oczach było widać rzewność młodej duszy, gotowej na poświęcenie i wymowny uśmiech na ustach świadczył o wewnętrznym spokoju i dokonanym
rozmyśle. A więc podałem jej książkę O naśladowaniu Chrystusa w upominku, życząc z całego serca, aby z niej wszelkie pociechy i siłę wytrwałości czerpać umiała. Wyjąłem jeszcze
obrazek z mojej książki od nabożeństwa, przedstawiający Zbawiciela w młodości, otoczonego małymi dziatkami, na którym był napis: „Błogosławieni czystego serca, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie”, i na drugiej stronie obrazka napisawszy datę i polecenie się jej modlitwom, oddałem jej prosząc, aby za życia i po mojej śmierci, jeśli ją do wieczności wyprzedzę, nie zapominała o mnie w pobożnych westchnieniach.
Pożegnałem ją, błogosławiąc z głęboko wzruszonym sercem i ze łzami w oczach. Boże mój! Dzięki Ci za chwilę, w której mi pozwoliłeś pokrzepić się widokiem tak rzadkiego już dziś poświęcenia szczerego, cichego i bezinteresownego! Wszakże to dziecko żyło szczęśliwie na łonie rodziców, miało świat przed sobą otwarty – a przecież zrzeka się wszystkiego, będzie całe życie ciężko pracować i służyć najuboższym nędzarzom, dla miłości Boga i bliźniego! Błogosław jej Boże! Łaska Twoja niech
z nią będzie zawsze!

Prima aprilis
Dz. 1.04.1855
Z południa, gdy szedłem na obiad, zobaczyłem nadchodzącą Jagusię. Chcąc ją zwieść przy dzisiejszym prima aprilis, oświadczyłem jej serio, że jutro rano, żeby była gotowa zabrać się z rzeczami
i jechać do Turwi na Ochroniarkę. Widziałem, że się nieco zmieszała, ale wnet rzekła, że zgadza się na wszystko, do jutra popakuje rzeczy, tylko prosi,
żeby jej tyle zostawić czasu, aby mogła być jeszcze rano na Mszy w klasztorze i polecić się Najświętszej Pannie. Nie chcąc dłużej ją doświadczać, wyznałem, że to prima aprilis, ale z całego serca ucieszony byłem jej zupełną gotowością na niespodzianie usłyszany rozkaz. Z drugiej strony przekonałem się o jej przychylności.

Dziękować za łaski
Dz. 19.04.1853
Pani Kajetanowa – Morawska na rozpoczęcie budowy naszej przekazała ofiarę. Widziałem w jej twarzy wyraz wielkiej radości, a nawet głębokie rozrzewnienie, z którym o miłosierdziu Bożym i czuwającej zawsze Opatrzności nad sierotami mówiła. Wreszcie wyciągnęła kopertę i ściskając mi rękę, podała. Wzruszenia mego nie umiem opisać i podziękowania również nie byłem zdolny wypowiedzieć! O jakże cudowne są sprawy Opatrzności! Wtenczas, kiedyśmy tylko o tyle spokojni byli, o ile nasza ufność w Panu Bogu pokrzepiała nas we wytrwałości, zsyła nam Bóg najmiłosierniejszy pomoc wystarczającą do uskutecznienia tak trudnego w naszym niedostatku przedsięwzięcia. Pobiegłem do kaplicy i z cisnącymi się do oczu łzami złożyłem Bogu gorące dzięki.

Bóg widzi wszystko
Dz. 27.01.1858
Pogodnie, ciepło. W polu słychać orzących i wody szumiące rowami, jak na wiosnę. Byłem w kościele
i u ks. Preibisza. Prosiłem go, aby mi wymalował Oko Opatrzności ze złoconymi promieniami na tle błękitnym, z napisem u spodu: Bóg wszystko widzi. Tablicę tę chcę umieścić w izbie Ochronki Podrzeckiej nad drzwiami. Zdaje mi się bowiem,
że to może mieć dużo wpływu na przebywających
w tym domku.

Prostota
Dz. 11.08.1853
Na dzień dzisiejszy miłe odebraliśmy zaproszenie
do wiejskiej rodziny Kobusińskich z Małego Strzelcza, aby tam z siostrami i sierotkami przybyć. Postanowiliśmy puścić się na pieszą pielgrzymkę. Na chwilę wstąpiliśmy do Grabonoga, gdzie sieroty gruszkami, a siostry kawą poczęstowałem. Spędziwszy miło kilka chwil odpoczynku, ruszyliśmy razem do Strzelcza. Nudna droga polna
wydawała mi się tym razem krótką i miłą. Gospodarz siwy, siedemdziesięcioletni starzec – jak Piast z sędziwą Rzepichą – powitał nas, otoczony trzema córkami, które wprowadziły nas
do chędogiej i bardzo miłej izby wieśniaczej.
Co tu było dopiero krzątania, co uprzejmości.
Z izby otwartym na sadek okienkiem umyślnie widać było już gromadkę naszych sierot bawiących się na chłodnej murawie pod rozłożystemi gruszami i słychać było szelest strząsanych gałęzi i głuche spadanie w trawę ciężkich gruszek. Ten sadek weselącymi się sierotkami napełniony, te Siostry Miłosierdzia i ksiądz parafialny przy podwieczorku u wiejskiej rodziny w gościnie odpoczywający, przedstawiało
widok dziwnie rzewny i malowniczy.

Samotność
Dz. 7.12.1854
Przed południem pojechałem do Gostynia pożegnać wyjeżdżającego dziś Ludwika. Zastałem go przy pakowaniu. Smutno mi było widzieć
opróżnione już kąty jego pokoju, dokąd tyle razy z Instytutu wstępowałem, aby się ogrzać przy jego piecu i serce ogrzać w poufnej rozmowie. Ostatni to już towarzysz ubywa z okolicy. Wynieśli się jeden za drugim. Może w tym wszystkim jest zrządzenie Boże! Zostanę teraz sam, jak kołek. Ale to może skupi mnie więcej wewnętrznie i ułatwi oderwanie się od tej okolicy. Daj to Boże! I prowadź mnie, bym zupełniej oddać się mógł służbie Twojej świętej. Czując się mocno osamotnionym, przepędziłem resztę dnia na smutnych dumaniach i czytaniu. Przypadkiem wpadł mi w oko artykuł ks. Goliana o jego oddaniu się na służbę Bożą. O, jakże on był szczęśliwym, że mu Bóg tę ścieżkę świętą ułatwił!

Poszukiwanie
Dz. 26.04.1853
Z powodu wczorajszej nieobecności dzieci w Ochronce mówiłem Agnieszce, aby swą usłużnością znaglały dzieci do chodzenia do Ochrony, aby ochroniarka wyszła sama na wieś po dzieci i większe przyprowadzała, mniejsze wózkiem zwoziła, pamiętając na słowa Ewangelii, które rzekł Pan słudze: „Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony.” (Łk 14, 16-25).

Miłosierdzie
Dz. 20.10.1855
Byłem w kościele i w Instytucie. W drodze zobaczyłem przy ogrodzie, w rowie leżącą starkę ubogą, która służyła u tutejszego nauczyciela,
a teraz oddalona, nie znalazła u nikogo we wsi przytułku i od dni kilku, dnie i noce leży pod gołym niebem. Oto nowy owoc cywilizacji sławionej naszych czasów! Nie posiadałem się od żalu na ten okropny widok. Ale zarazem miło mi było widzieć obok owej nieszczęśliwej, stojącą wieśniaczkę z garneczkiem, w którym jej śniadanie przyniosła.
Wszędzie i zawsze kobiety jeszcze najpochopniejsze
do miłosiernego uczynku.

Rozdawać ubogim
Dz. 21.01.1855
Po sumie poszedłem z kościoła do Instytutu, by być przy pierwszym dzisiaj rozdawaniu zupy dla ubogich. Zastałem gromadę biedaków z garneczkami i dzbankami. Zupa z pełnego kotła nie tylko wystarczyła na 100 ubogich, ale jeszcze kilkunastu nadkompletnych dostało pożywienie. Zatrudniłem się podawaniem strawy i sam zjadłem zamiast obiadu pół porcji zupy, która mi bardzo smakowała.

Bóg czuwa
Dz. 21.01.1855
Z całego serca westchnąłem na podziękowanie Panu Bogu. Istotnie pojąć nie mogłem, dlaczego tak się dzieje, że Bóg miłosierny tyle pociech w tych kilku dniach mi zasłać raczył, a do których zaliczam: niespodziane założenie Ochronki w Kopaszewie i pomieszczenie w niej Katarzyny Adamskiej, dla której do teraz miejsca nie miałem;
po drugie: otrzymanie obfitej składki z Poznania na pokrycie szkód naszego Domu Miłosierdzia; po trzecie: pożądana tak wielce wiadomość od matki Jagusi, że to świątobliwe dziecię znów do Ochronki powrócić może; po czwarte: niezmiernie pożądaną i wyczekiwaną od lat kilku zmianę przełożonej w Domu Miłosierdzia. Tyle pociech, zaprawdę nie zasłużonych, tylko z dziwnej łaski Bożej pochodzących, nie umiałem sobie inaczej wytłumaczyć, tylko że je sprowadziły czyste
i gorliwe modlitwy pobożnej duszy Jagusi, która od swego oddalenia się obiecywała mi codziennie modlić się o nasze wszystkie potrzeby miłosierne i o swój jak najrychlejszy powrót. W trzech tygodniach wszystkie najpożądańsze moje życzenia ziściły się, za co niech będą dzięki Najmiłosierniejszemu

Blisko
Dz. 21.01.1855
W Turwi byliśmy w Ochronce podczas podwieczorku. Siostra rozdzielała chleb pomiędzy dzieci, który z domu sobie poprzynosiły. Dla dwojga z jednego domu był jeden kawałek chleba,
który siostra miała im rozkroić i gdy się zabierała do tego, wejrzał mały braciszek na nas, na ks. Hertmanowskiego i na mnie, jakoby z żalem, że widział nas stojących z próżnemi rękami i odezwał się: „Niech też siostra z naszego chleba dla księży ukroi”. Uściskaliśmy chłopczynę i dla uspokojenia go, zjedliśmy po kawałeczku z chleba sióstr,
aby widział, że głodni nie odchodzimy.

Miłość i troska
Dz. 4.04.1853
Po Mszy św. i Komunii św. piłem kawę w towarzystwie Ks. Preibisza, bawiąc się z rozkoszną sierotką Józią.
Jakże to dzieciątko coraz milszem się staje, im więcej mówić zaczyna. Dziś była weselsza, może dlatego,
że w świąteczne sukienki ubrana w błękitnym i białym kolorze, które to barwy widocznie lubi nad inne.
