Ani zbyteczna łagodność, ani zbyteczna surowość
Ani zbyteczna łagodność, ani zbyteczna surowość

Pięknie odczytywał Ewangelię Założyciel naszego Zgromadzenia bł. Edmund Bojanowski. Jego życie było przejrzyste, bo prawda stanowiła dla niego wielką wartość.

 

Tak też polecał wychowywać dzieci w ochronkach. Chciał, aby dzieci były wprowadzane w codzienny rachunek sumienia, który pomaga stawać w prawdzie wobec Boga i drugiego człowieka.

 

Siostrom zalecał, aby wychowując dzieci kierowały się nie „zbyteczną łagodnością, ani zbyteczną surowością, ale miłością serdeczną, sprawiedliwością i wyrozumiałością dla maluczkich dziatek.”

 

„Dzieci wierzą, że szklanki same się tłuką, a rodzice wierzą, że dzieci same się wychowują.” Nie znam autora tych słów, ale uważam, że bardzo trafnie zobrazował stosunek niektórych osób do wychowania dzieci. Każdy myślący człowiek wie, że dziecko nie może samo się wychowywać. O samowychowaniu możemy mówić w odniesieniu do osób, które świadomie kształtują w sobie pewien wzór osobowości. Dziecko nie potrafi świadomie kierować swoim życiem. Jeżeli brakuje w jego życiu wychowania, mówimy o nim, że jest „trudne”. Coraz częściej spotykamy się z tym określeniem, ponieważ rodzice, wychowawcy i nauczyciele coraz mniej czasu poświęcają dzieciom, coraz mniej z nimi rozmawiają.

 

„Trudne dziecko” – nie lubię tego określenia. Powinno się raczej mówić, że dzieci te nie są wychowane. Wychowanie dziecka nie jest proste – każdy z pewnością zgodzi się z tym. Niełatwo bowiem wyposażyć dziecko w wiedzę i umiejętności, które będą mu potrzebne w dorosłym życiu. Niełatwo wychować dziecko na dobrego i mądrego człowieka, który w życiu będzie kierował się wartościami. Ale to właśnie zadanie nas dorosłych, bo przecież w dzieciństwie kształtują się podstawy osobowości człowieka.

 

Zastanówmy się więc, jakie było nasze dzieciństwo. Co najbardziej zapamiętaliśmy z metod wychowawczych swoich rodziców i nauczycieli? Jakim przykładem dla nas byli? Ile czasu nam poświęcali? Co robili rodzice i nauczyciele, aby wpoić nam wartości, aby nas czegoś nauczyć? A może w ogóle nas nie wychowywali? Może uważali, że „jakoś to będzie”, że sami się wychowamy? Może nie stawiano nam wymagań albo stawiano, ale nie egzekwowano ich wykonania? Może wymagania nas przerastały? Może szliśmy przez życie nie zastanawiając się nad swoją przyszłością? Może zrzucamy odpowiedzialność za wychowanie i nauczanie dzieci na przedszkole, szkołę, Kościół i środowisko, w którym dziecko przebywa? Dobre wychowanie dziecka zależy jednak od współpracy tych środowisk. Jeżeli tego nie ma, wysiłek wychowawczy może zostać zmarnowany. Czy staramy się o tę współpracę? Czy nie fundujemy sobie wzajemnych pretensji? Co robimy, aby dzieci czuły się bezpieczne – czy stawiamy im granice, których nie powinny przekraczać? Co robimy, aby dzieci nie określano mianem „trudne”? Wiele pytań, ale warto sobie na nie odpowiedzieć.

 

Wychowując do prawdy - ukazujemy wartość odkrywania ostatecznej prawdy o świecie, o człowieku i o Bogu, wskazujemy tę trudniejszą drogę, którą iść niełatwo, ale warto, bo daje satysfakcję i radość, daje wewnętrzny pokój i umocnienie. Jak to jednak robić, by nie zagubić się w gęstwinie dróg? Z pomocą przychodzi mam Jezus ze swoją Ewangelią. On uczył i wychowywał swoich słuchaczy przede wszystkim przykładem własnego życia. Tych, którzy szli za Nim fascynował bogactwem wewnętrznym, ponieważ jego życie było wypełnione tym, czego nauczał.

 

Pięknie odczytywał Ewangelię Założyciel naszego Zgromadzenia bł. Edmund Bojanowski. Jego życie było przejrzyste, bo prawda stanowiła dla niego wielką wartość. Tak też polecał wychowywać dzieci w ochronkach. Chciał, aby dzieci były wprowadzane w codzienny rachunek sumienia, który pomaga stawać w prawdzie wobec Boga i drugiego człowieka. Siostrom zalecał, aby wychowując dzieci kierowały się nie „zbyteczną łagodnością, ani zbyteczną surowością, ale miłością serdeczną, sprawiedliwością i wyrozumiałością dla maluczkich dziatek.”

 

Niech te słowa będą dla nas wszystkich wskazówką w trudach wychowania. Niech zagłębianie się w słowa Jezusa zapisane w Ewangelii, będzie dla nas źródłem siły w trudach wychowania w miłości i prawdzie. Kiedyś przeczytałam, że wychowanie nawet rozbrykanego dziecka nie będzie trudne, jeżeli będziemy go odpowiednio motywować i dyscyplinować w sposób współgrający z jego rozwojem, jeżeli nauczymy go respektowania ustalonych granic i zastosujemy czas na uspokojenie.

 

Spróbujmy więc tego trudu wychowania. Niech prawda będzie fundamentem naszego życia. Stawiajmy wymagania najpierw sobie, a wtedy łatwiej będzie nam konsekwentnie wymagać od dzieci. One obserwują nas i przykład naszego życia jest dla nich najważniejszy. Pamiętajmy też, że wychowywanie bez miłości nie jest wychowaniem, a miłość bez wymagań nie jest miłością.

 

sM. Weronika Bartkowiak