Dzień 13.czerwca 1999 roku zapisał się bardzo w pamięci i sercu każdej siostry służebniczki. 25 lat temu św. Jan Paweł beatyfikował założyciela tej wielkiej polskiej rodziny zakonnej – Sióstr Służebniczek NMP NP – Edmunda Bojanowskiego.
Tego samego dnia została wyniesiona na ołtarze wśród 108 męczenników II wojny światowej duchowa córka bł. Edmunda – s.M. Celestyna Faron. Ojciec i duchowe dziecko... Wiele ich łączyło, w jaki sposób osiągnęli niebo?
Siostra Katarzyna (Celestyna) Faron urodziła się 24 IV 1913 roku w Zabrzeży k. Łącka. W wieku 5 lat straciła matkę i wychowywała się u bezdzietnych krewnych zamieszkałych w pobliskiej miejscowości – Kamienicy. Byli to ludzie o głębokiej religijności i w duchu wiary wychowali Katarzynę, która od dziecka miała szczególne nabożeństwo do Matki Najświętszej i św. Teresy od Dzieciątka Jezus. W 1920 r.rozpoczęła szkołę, uczyła się pilnie i już w pierwszej klasie przystąpiła do Pierwszej Komunii św. Wierna łasce powołania, po uzyskaniu pozwolenia od ojca i krewnej, złożyła prośbę o przyjęcie do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP w Starej Wsi. W kwietniu 1929 roku otrzymała przyjęcie do Zgromadzenia. Profesję wieczystą złożyła 15 IX 1938 roku. Zdobywała kwalifikacje zawodowe do pracy wychowawczej i katechetycznej na kursach we Lwowie, Poznaniu, Przemyślu.
We wszystkich miejscach w których przebywała dała się poznać jako otwarta na potrzeby drugich, rozmodlona i zjednoczona z Bogiem. Szczególną troską otaczała dzieci, które wychowywała w ochronkach i nazywała je skarbami. Interesowała się sprawami Ojczyzny i Kościoła. Ożywiał ją duch apostolski i gorliwość o zbawienie dusz. We Lwowie na wiadomość o odstępstwie od Kościoła rzymsko-katolickiego kapłana o tym samym nazwisku co ona, wyraziła gotowość oddania swego życia w intencji jego nawrócenia. W styczniu 1938 roku prowadziła przedszkole w Brzozowie i wiele czasu poświęcała pracy przy dzieciach, okazując im wiele serca i pomocy materialnej. Opiekowała się także chorymi w tym mieście.
W Brzozowie zastał ją tragiczny wrzesień 1939 r. W tym bardzo trudnym okresie kierowała domem zakonnym, prowadziła ochronkę (łącznie z dożywianiem dzieci). Jednakże padła ona ofiarą konfidenckiego donosu. Dnia 19 II 1942 roku otrzymała polecenie zgłoszenia się na komendę gestapo w Brzozowie. Gdy jedna z sióstr doradzała jej ucieczkę lub ukrycie się usłyszała odpowiedź, że tak zrobić nie może ponieważ przez to mogłaby narazić Zgromadzenie na przykre następstwa ze strony okupanta. Wolała cierpieć sama. Poszła na komendę i już nie wróciła.
Od momentu aresztowania S. Celestyna rozpoczęła swą drogę krzyżową, w której Bóg przyjął jej pragnienie wyrażone w prośbie o śluby: aby stać się całopalną ofiarą Jezusa Chrystusa oraz gotowość oddania życia o nawrócenie kapłana. Kiedy usłyszała, że kapłan o tym samym co ona nazwisku popadł w odstępstwo od Kościoła rzymsko – katolickiego, w obecności sióstr wyraziła gotowość ofiarowania swego życia w intencji o jego nawrócenie. Po aresztowaniu przebywała do końca sierpnia 1942 roku w więzieniu w Jaśle, a następnie w Tarnowie, skąd 6 stycznia 1943 roku została przewieziona do obozu Oświęcim-Brzezinka. Wytatuowano jej numer 27989, przydzielono pasiaki, drewniane buty, a na „mieszkanie” blok nr 7. Pracowała przy kopaniu rowów, gdzie stojąc w wodzie wyrzucała ciężką ziemię. Wnet przyszło przeziębienie, tyfus plamisty, świerzb z cieknącymi guzami. W kwietniu z zamroczeniem tyfusowym, przytępionym słuchem i odleżynami, została skierowana na rewir w bloku nr 24, którego do śmierci nie opuściła.
Na skutek trudnych warunków obozowych, choroba S. Celestyny przeszła w gruźlicę płuc z powtarzającymi się krwotokami. Skromną zawartością paczek otrzymywanych od przełożonych zgromadzenia dzieliła się z głodnymi towarzyszkami niedoli. Oddzielnym rozdziałem obozowej męki były okropne warunki higieniczne: pchły, pluskwy, a wieczorem i nocą plaga szczurów. Najbiedniejsze były więźniarki ciężko chore i te leżące na dolnych pryczach, do których należała również S. Celestyna. Doznawała wiele dobroci i usług od towarzyszek niedoli, które zbudowane jej postawą i heroicznym znoszeniem cierpień, wdzięczne za okazywaną dobroć, ile tylko mogły otaczały ją opieką. Wiele razy przenosiły ją na rękach i ukrywały przed „Nocną strażą”, by jej żywej nie przeznaczono do krematorium. Pragnęły, aby przeżyła.
Świadectwa więźniarek, które przeżyły, listy obozowe, które pisała (ograniczone nawet surową cenzurą okupanta) mówiły o niej wiele. Dziękowała Bogu za cierpienie i tak pouczała innych. W ostatnim liście zaznaczyła, że zawsze jednak należy błogosławić Boga. Do nikogo nie czuła żalu, nikogo nie czyniła winnym swej doli, lecz powtarzała: Taka była i jest Wola Boża, ona mnie utrzymuje w równowadze ducha. Moc heroicznego znoszenia cierpień czerpała z modlitwy, którą ofiarowywała w różnych intencjach: za nawrócenie grzeszników, Ojczyznę, Zgromadzenie, a zwłaszcza za kapłanów, którzy byli w obozie bardzo męczeni i paleni w krematorium. Opłakiwała ich los i ubolewała, że nie będzie miał kto odprawić Mszy św. Modliła się też za Hitlera, głównego sprawcę tych cierpień. Rozwijająca się gruźlica oraz powiększające się rany i cierpienia sygnalizowały zbliżający się koniec.
Ożywiała ją głęboka wiara i zaufanie Bogu, że nie umrze dopóki nie przyjmie Komunii świętej (bowiem odprawiła nowennę pierwszych piątków miesiąca). Przyjęła Najświętszy Sakrament jako wiatyk 8 grudnia 1943 r.(Komunia św. przywieziona została potajemnie przez kapłana jadącego z transportem lwowskich więźniów do Oświęcimia i przekazana pracującej więźniarce – s. karmelitance- do podzielenia chorym). Jedną z osób, które Ją otrzymały była S. Celestyna. Od tego momentu była przekonana, że obozu nie przetrwa.
Kiedy po wojnie ks. Władysław Faron składał wyznanie wiary, dziękując Bogu i Matce Najświętszej za łaskę radykalnego nawrócenia, zapewne nic nie wiedział o s. Celestynie Faron, która zmarła w oświęcimskim obozie jako jedna z wielu milionów ofiar wojny. Jej ofiara wyróżniła się jednak spośród innych, gdyż ciągle aktualne było jej pragnę stać się ofiarą całopalną Jezusa Chrystusa oraz słowa św. Pawła z listu do Efezjan: Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie (Ef 5, 25)
za: dzieło duchowej adopcji kapłanów
Ukochanie Matki Bożej, oddanie się Chrystusowi aż po ofiarę z własnego życia, wreszcie miłość do Ojczyzny, Kościoła i troska o Jego kapłanów to wspólne rysy duchowości jak łączyła naszych dwóch błogosławionych. W obecnym czasie tak mocno trzeba podkreślić tę duchową pomoc kapłanom. Bez ich posługi nie doświadczymy obecności żywego Boga na ołtarzu. Oni natomiast potrzebują naszej duchowej opieki. Bł. s.Celestyna złożyła ofiarę ze swego życia w intencji nawrócenia jednego konkretnego kapłana. Ofiara dokonała się i została przyjęta. Czy stać mnie na szczerą modlitwę za księży, osoby Bogu poświęcone? Konieczne jest wypraszanie potrzebnych im łask. A więc prośmy, a będzie nam – im - dane...
Opracowała s.M. Elżbieta Bujok