Budowniczy mostów przez prawdę i miłość
Budowniczy mostów przez prawdę i miłość

W życiu bł. Edmunda rozliczne działania, które podejmował miały te właśnie rysy. Były nimi prawda i miłość. Wielość kontaktów międzyludzkich, które utrzymywał również potwierdzają tę myśl. Prawda, a więc także uczciwość, przejrzystość i miłość czyli życzliwość, nachylenie na człowieka i szukanie porozumienia stawały się atmosferą nawiązywania i rozwoju więzi w życiu błogosławionego Edmunda.

 


Dzień utkany przez więzi


A czym jest wieź? Każdy z nas przechodzi tę samą drogę. Poczynamy się i wrastamy dzięki więzi jaką nawiązali dorośli współpracując z Bogiem w darze naszego życia. Z perspektywy wiary jesteśmy stworzeni na OBRAZ Boga, który jest wspólnotą Osób będących we wzajemnej relacji miłości. A Bojanowski pragnął, aby człowiek stał się obrazem i podobieństwem Boga na ziemi. Tą prawdę stawiał jako cel wychowania, kształtowania pełni człowieczeństwa. Parafrazując słowa błogosławionego patrona można powiedzieć, że Bojanowski zachęca nas: byśmy rozwijając nasze człowieczeństwo byli Bogu podobni w budowaniu wspólnoty wzajemnych odniesień przez prawdę i miłość.


Patrząc na życie Edmunda odzwierciedlone, choć w części, w obfitych zapisach Dziennika, ukazuje, że relacje, które budował były wierne czyli prawdziwe i wzajemnie odpowiedzialne (rozumiejąc odpowiedzialność jako jedno z imion prawdziwej miłości). Podtrzymywał i dbał o zawiązane przyjaźnie. Ilość pisanych listów, wszak nie tylko w sprawach służbowych i dotyczących obowiązków, wypełniało jego czas. Można powiedzieć, że Bojanowski ciągle trwał w wzajemnych relacjach. Cały jego dzień był niejako z nich utkany.

 

Więź z Bogiem – potrzeba czasu

 

Sygnałem, że jesteśmy chciani i oczekiwani jest ofiarowany nam czas. Bojanowski spędzał wiele czasu z tymi, którym służył. Warto wspomnieć godziny przpędzone w Instytucie Gostyńskim przy chorych, czy na zabawach z dziećmi. Ale to także czas spędzany w urzędach starając się o środki konieczne dla prowadzenia dzieł miłosierdzia. Jednak to przede wszystkim czas spędzany przy Bogu na modlitwie. W Dzienniku pisał: Ślicznie mi dzień dzisiejszy przeszedł; z wyjątkiem kilku godzin obiadowych (a raczej 1½ godziny) byłem dzień cały w kościele. Przy świecy zacząłem nabożeństwo, przy świecy skończyłem. Świętogórskie sanktuarium było uprzywilejowanym miejscem modlitwy Edmunda, jednak szukał czasu na modlitwę w innym miejscach, w Dzienniku czytamy: Wstawszy o 4te , poszedłem zaraz po 5tej na pocztę i tam wypiwszy kawę, pojechałem o 6tej do Środy. Nie mogąc być dzisiaj na Mszy św., nie byłem u spowiedzi ani u Komunii św. Szczęściem przecież, że sam jeden w pojeździe pocztowym jechałem. Zamknąwszy więc okna dla rannego chłodu i wyjąwszy książkę od nabożeństwa, cały czas drogi poświęciłem modlitwom. Zatem, by budować więź potrzeba czasu, konkretnego, w którym staram się być dla drugiego człowieka, czy też Tego Drugiego z dużej litery-Boga.


Budować to bronić


Ale w relacjach ważne są też dobrze postawione granice. W myśl mądrego przysłowia, że dobrych sąsiadów czynią dobrze ustawione słupy graniczne. Podobnie jest w relacjach. „ Ja” jestem „ja”, a „ty” jesteś „ty”, to znaczy, że każdy z nas ma swój niepowtarzalny wewnętrzny świat, który go charakteryzuje i czyni innym od drugiego. Wartości, które wybieramy, decyzje, które podejmujemy mogą nie raz stanąć w konflikcie z drugim „ty”. Jest to także okazja, by umacniać nasze wzajemne odniesienia, a nie rezygnować. Przykładem może być sytuacja, gdy Bojanowski w 1857 roku odszedł od współtworzenia Instytutu. Charakter dzieła odszedł od pierwotnych założeń, który miał służyć przede wszystkim najuboższym. W Dzienniku czytamy: przestałem zajmować się interesami temi [tzn. Instytutu], bo sam narzucać się nie chciałem do ich prowadzenia. Siostra Józefa twierdzi, że jej nie było to wiadomem. Na to oświadczyłem jej, że pomimo tego wszystkiego, chcę służyć Instytutowi o ile sił moich, jeżeli Komitet ma do swej dawnej działalności wrócić, ale z mej strony narzucać się nie chcę .

 

Zatem sztuka budowania relacji zakłada także gotowość obrony wartości i spraw. W Dzienniku Bojanowskiego czytamy: W drażliwej rozmowie religijnej – dzięki Bogu, utrzymałem potrzebne umiarkowanie, a oraz czułem zadowolenie sumienia, iż nie milczałem, ale wedle sił broniłem ustaw Kościoła. Nie chcę zapisywać przykrych wrażeń ani dotykać osób. Lub na innym miejscu: (…) Dowiaduję się z zadziwieniem od ks. Hübnera i ks. Stępińskiego, że w naszych usiłowaniach księży Gieburowskiego i Baczyńskiego około zaprowadzenia Żywego Różańca, upatrują coś ubliżającego promotorstwu Różańca w klasztorze i że rozdawanie szkaplerza Niepokalanego Poczęcia za zbyteczne i niewłaściwe, przy istniejącym już bractwie tegoż Niepokalanego Poczęcia w klasztorze, uważają. Wytłumaczyłem rzecz po prostu, ale widziałem niechęć przeciwko naszej najszczerszej intencji. Niech to Bóg sądzi.


Obojętność – wróg relacji


Wrogiem w budowaniu wzajemnych relacji jest obojętność. Bojanowski ubolewał nad tą wadą, dając samemu świadectwo żywego angażowania się w życie. Pisał w Dzienniku: Wieczór pogodny, księżyc jasno świecił. O 9tej spostrzegliśmy ogień prosto na Golę, po chwili zajaśniał jak jaskrawo wschodząca pełnia księżyca i wyraźnie rzucał światło na gospodarcze budynki golskie. Był to wiatrak tamtejszy, który podobno wskutek podpalenia spłonął. Przykre na mnie wrażenie uczyniło ociąganie się ludzi do pośpieszenia ku ratunkowi. Wyszli z domów, popatrzyli i spokojnie spać poszli. Dawniej w takowych razach pamiętam większy udział: gdziekolwiek o milę i dalej pokazał się pożar, śpieszyli konno panowie na wozach i pieszo wieśniacy. Może po części przyczyniają się do tego asekuracje, że dziś podobne klęski uważane bywają mniej dotkliwemi – ale pewnie główna przyczyna tkwi w samolubnej obojętności na cudze nieszczęście, która to obojętność w sposób zastraszający rośnie w naszych czasach i tłumi wszelkie szlachetniejsze uczucie miłości bliźniego.

 

Przypatrując się życiu naszego świętego patrony nabierajmy sił, by podjąć codzienne wędrówkę do drugiego człowieka. Budowanie wzajemnych relacji, umacnianie wspólnot rodzinnych i parafialnych staje się przestrzenią naszego najpełniejszego wzrostu, bo gdzie dwaj albo trzej zebrani w imię moje tam Ja jestem pośród nich (Mt 18, 20).

 

s.M. Dąbrówka Augustyn

 

Foto: Panorama Kijowa