Burza z grzmotem i ogromnym deszczem
Burza z grzmotem i ogromnym deszczem

Woda przede wszystkim jest źródłem życia. Człowiek i otaczający go świat nie ma perspektyw życia bez wody. Bez niej ziemia staje się wysuszoną pustynią, a człowiek odczuwając pragnienie słabnie, omdlewa i umiera.

 

 

 

 

Są jednak i takie wody, które przynoszą śmierć: wody wezbrane, które niszczą wszystko i pochłaniają swoją siłą. Wody nieustannych opadów i powodzi mogą przerażać! Wobec nich człowiek może odczuwać tylko swoją bezradność i niemoc. Może już wielokrotnie zmierzyliśmy się z takim odczuciem. Może już wielokrotnie wyglądaliśmy rozpogadzającego się nieba. I dobrze, że patrzymy w niebo … bo skąd nadejść ma dla mnie pomoc? Pomoc moja od Pana, który stworzył niebo i ziemię". (Ps 121)

 

 

To doświadczenie i wznoszenie nadziei ku Bogu nie było obce dla Edmunda Bojanowskiego. W jego Dzienniku odnajdujemy ślady tych wydarzeń.

 

 

Poniedziałek, 3 lipca 1854

Oglądałem spustoszenia, jakie powódź z burzy przedwczorajszej w ogródku i na polu instytutowym uczyniła. Bolało serce patrzeć na urwiska i dół wymełty w końcu ogródka, na uniesione przez wodę drzewka i krzewy niedawno przez nas sadzone, na zdruzgotaną altankę, na urwaną wreszcie część roli z kartoflami i wyrwane z korzeniami wierzby, i topolę przy parkanie. Cóż robić. Trzeba na nowo krzątać się koło naprawy, jak mrówki się krzątają, kiedy im kto nogą mrowisko rozgarnie.

 

 

Sobota, 19 sierpnia 1854

Deszcz najogromniejszy przez cały dzień leje. Nie byłem w kościele. Po południu dowiaduję się, że wszystkie drogi około Gostynia zalane, że przy Domu Miłosierdzia powódź nowe zrządza szkody. Szczegółów jednak dowiedzieć się nie mogłem.

 

Niedziela, 20 sierpnia 1854

Pospieszyłem wreszcie do Instytutu. Co za widok okropny! Ogródka naszego ulubionego już nie ma, kocieł wód spienionych w tem miejscu, parkan cały bez śladu zniknął. Szczyt zachodni stajen nowych runął w nurty powodzi, pole za Kanią z naszymi kartoflami rozerwane i nowe koryto strumienia szerokiego tamtędy się leje. Hałas i krzątanie się ludzi przybiegłych na ratunek dodawał tem większej okropności temu widokowi. Niektórzy obywatele pomimo dzisiejszego święta pracują w wodzie od samego rana (…) Mierzwa, słoma, kamienie na bruk przygotowane, deski z parkanu uratowane – wszystko rzucają w nurty dla założenia tamy dalszym szkodom. Na bałwanach powodzi przypłynęły do naszego podwórza drzwi jakieś od izby, potem krucyfiks ścienny. Widziano znowu budę płynącą, na której siedział pies łańcuchem do niej przykuty i żałośnie wyjący. Głębokość wody i nagły prąd bałwanów nie dozwalał ratować biednego zwierzęcia. Jedyną otuchą było wypogadzające się niebo. Przypomniałem sobie, że jutro jest lat 5, jak Dom nasz pierwszy raz otworzony został. Uprosiłem więc ks. Szułczyńskiego ze Mszą św. na intencję podziękowania Panu Bogu za dotychczasowe, a z prośbą o przyszłe dla tego Domu błogosławieństwa.

 

Środa, 19 maja 1858

Pogoda i ciepło. Po południu nad wieczorem burza z grzmotem i ulewnym deszczem. Byłem w kościele.

 

Sobota, 19 czerwca 1858

Byłem w kościele. Od strony zachodniej nadciągła cicha chmurka i godzinę popadał drobny deszczyk żyzny (…) Nad wieczorem burza z grzmotem i ogromnym deszczem ulewnym nadeszła i trwała do późnego wieczora.