Być w rękach Boga - powołani o powołaniu
Być w rękach Boga - powołani o powołaniu

 

Obecnie w kościele powszechnym przeżywamy Rok Życia Konsekrowanego. Dlatego też pragniemy dzielić się darem, który otrzymujemy od Boga - powołaniem. Jest to dar od Boga, niczym niezasłużony, ale jest także darem darowanym po to, aby nim się dzielić i świadczyć o tym, jak dobry jest Bóg i jak bardzo osobiście i niepowtarzalnie prowadzi każdego powołanego. Chcemy uchylić rąbka tajemnicy serc powołanych i podzielić się drogą naszego powołania. Tym, co czyni Bóg, jak znajduje klucze do ludzkich serc i jak to jest kiedy odddaje się Bogu życie.

 

 

Boże drogi i ludzkie ścieżyny


Życie każdego człowieka, niezależnie od tego gdzie mieszka, kim jest lub co posiada, zależy od Boga – leży w Jego rękach. Głęboko wierzę w to, że także moje życie, od momentu kiedy Bóg Ojciec pomyślał o moim istnieniu, jest w Jego ręku. Ufam, że już wtedy Stwórca pragnął mieć mnie na swoją wyłączność, dlatego też wiele razy w trudnych sytuacjach mego życia zachowywał i ocalał mnie dla siebie. Wielokrotnie czułam się jak Mojżesz – wyciągnięty z wody, uratowany, by realizować plan Boga.

 

Urodziłam się na Pomorzu, w szpitalu z widokiem na morze, z pewnością dlatego Pan Bóg obdarzył mnie niebieskim kolorem oczu i chwiejnym, marynarskim krokiem. Pierwsze moje spojrzenia padły na port rybacki, sieci i ryby. Przywołując te obrazy z mojego wczesnego dzieciństwa, myślę o słowach Jezusa: „Wypłyń na głębię”...

 

Czas biegł do przodu, a ja razem z nim. W pierwszej klasie Szkoły Podstawowej przeprowadziłam się do domu obok którego mieszkały Siostry Służebniczki. Przez wiele lat nie zauważałam ich obecności, bynajmniej nie dlatego, że nie były widoczne w parafii, ale dlatego, że ja nie byłam zainteresowana życiem parafii i Kościoła. Bardzo rzadko tam zaglądałam. Był to czas, kiedy byłam daleko od Boga, ale wierzę, że On zawsze był blisko i niósł mnie na swych rękach. Nie pozwolił bym oddaliła się od Niego zbyt daleko, bo chciał mnie mieć dla siebie. Dopiero w siódmej klasie Szkoły Podstawowej zaczęłam chodzić regularnie do Kościoła i poznawać w nim Jezusa.

 

Puzzle życia


Duży wpływ na moje życie duchowe miała Wspólnota Młodzieży Franciszkańskiej, do której zaczęłam należeć, a także ojcowie katecheci. Spostrzegłam również obecność sióstr w mojej parafii. Pewnego październikowego popołudnia po różańcu razem z koleżanką chciałyśmy zaczepić jedną z sióstr, prosząc ją o autograf na obrazku. Niestety odmówiła... Nie nawiązałyśmy więc kontaktu. Boża Opatrzność jednak nie zostawiła nas same. Za chwilę z kościoła wyszły dwie inne, młode siostry, które same do nas podeszły, a na drugi dzień przyniosły nam książki, obrazki oraz zaproszenie na rekolekcje do Leśnicy. I tak rozpoczęła się moja przygoda z Siostrami Służebniczkami, co nie oznacza, że od tego momentu chciałam wstąpić do klasztoru.

 

Do Leśnicy jeździłam często, by podładować swoje duchowe, wyczerpane codziennością,  „akumulatory”. Zaczęłam również uczestniczyć w rekolekcjach dla młodzieży na Górze Świętej Anny. Oba te miejsca i to co się na nich działo bardzo zbliżyły mnie do Boga. Pamiętam jak podczas jednych rekolekcji Ojciec rozdał nam sznurek. Każdy mógł przywiązać się do ołtarza na taką odległość, jak blisko chciałby być Boga. Pamiętam, że przywiązałam się bardzo blisko, a ten obraz mocno utkwił mi w sercu. Powoli też zaczęło w nim kiełkować powołanie. Mieszkając blisko sióstr obserwowałam ich życie, czasami je odwiedzałam, aby pobyć blisko i pomóc w ogrodzie. Coraz częściej pojawiały się we mnie myśli, by być taką, jak one. Bliskość Boga, Jego dłoń na mojej głowie, sąsiedztwo sióstr – wszystko jak puzzle układało się w całość.

 

Wybór


W szkole średnie postanowiłam, że będę siostrą służebniczką. Nie wszystko oczywiście było takie proste... i tak: raz chciałam iść do klasztoru, innym razem znowu nie, i tak w kółko. Po drodze było jeszcze wiele zakrętów, pytań, upadków i powrotów. Gdy podejmowałam ostateczną decyzję mój katecheta poradził mi, by poznać jeszcze inne zgromadzenie. Pojechałam więc na rekolekcje do Sióstr Elżbietanek, na których bardzo mi się podobało. Po powrocie do domu, mama spytała mnie, które zgromadzenie wybieram. Opowiedziałam, że elżbietanki. Ucieszyła się, bo podobał się jej ich welon.

 

Gdy zbliżał się czas matury prosiłam Edmunda Bojanowskiego o pomoc w zdaniu egzaminów i obiecałam, że jeśli zdam to pójdę do służebniczek. Maturę zdałam i w czerwcu tego samego roku, zaraz po beatyfikacji Ojca Założyciela zapisałam się do klasztoru w Leśnicy. Wstawiennictwo Edmunda, charyzmat zgromadzenia i więź z siostrami pomogły mi dokonać tego wyboru.


 
Obecnie mija szesnasty rok od mojego wstąpienia do zgromadzenia. Jestem pewna, że Bóg codziennie na nowo powołuje mnie do tego, by być z Nim i dawać świadectwo Jego miłości w świecie, w tym miejscu, w którym teraz jestem. Jestem szczęśliwa w powołaniu i przekonana, że moje losy są w Jego ręku. Codziennie staram się wypływać na głębię i żyć dla Jezusa, który jest moim Panem i Zbawicielem! Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi rozeznać powołanie oraz tym, którzy wspierają mnie na tej drodze swoją modlitwą, dobrą radą i świadectwem życia.

 

s.M. Dawida Sorokowska