Czym warto się przejmować? O zmartwieniach i zmiłowaniu
Czym warto się przejmować? O zmartwieniach i zmiłowaniu

Miesiąc czerwiec to czas nabożeństw poświęconych Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Może warto przez chwilę zatrzymać się nad naszym życiem, aby bardziej wejść w życie Bożego Serca.
 
Zacznijmy od czegoś bardzo konkretnego i nam znanego. Tak często się w życiu przejmujemy. Tak często widzimy kamienie, skały, ale nie dostrzegamy jak z pęknięć może wydobywac się cicho nowe życie... I być może nawet trudno oddzielić poruszenie serca - takie jak przejęcie - od ludzkiego życia. Przejmujemy się tym, na czym nam zależy. Tak to już jest, że każdy z nas ma swoje (mniej lub bardziej świadome) epicentrum, wokół  którego roztaczają się nasza troski.


 
Epicentrum 1: „ja”

 

Można się przejmować tym, że nie jest tak, jak my chcemy, jak planujemy. Wtedy tym epicentrum naszego życia jest miłość egoistyczna. Idealnie mieści się w tej kategorii uczucie przesadnej troski o nasze „ja”, które prowadzi do lęku o siebie. Wtedy chcemy rządzić, dominować, górować, albo unikać, szukać cichego kąta. Szukamy wygody i przyjemności. Chcemy, by było i zawsze i wszędzie „po naszemu”. A cóż począć, kiedy owo „po naszemu” nie jest zgodne z tym, co zwie się „po dobremu” lub, idąc dalej, „po Bożemu”? Może liczyć się tylko „ja”, moje życie, moje uczucia, moje zdanie, moje… moje…


Epicentrum 2: "bliźni"
 
Jest też taki stan serca, kiedy przejmujemy się losem bliźnich. Co nas dysponuje do takiej postawy? Przede wszystkim to, że liczy się dla nas drugi człowiek: może go lubimy (nasze sympatie, uczucia przyjaźni i życzliwości) lub wręcz kochamy (konkret życia - postawa, którą przyjmujemy nawet jeśli mija uczucie). Pojawia się wtedy troska o drugiego. Takie wybory wskazują, że nasze epicentrum to drugi człowiek. Z pewnością każdy z nas już przeżył stan przejęcia się drugim. Uczucie  częstokroć mocne, pochłaniające, palące. Czasem wywołuje nawet pragnienie heroizmu ze względu na drugiego: „dla” kogoś. To miłość np. dzieci do rodziców i vice versa - rodziców do dzieci, przyjaciela do przyjaciela, brata do siostry. Po prostu miłość do kogoś, kogo kochamy. To miłość bliźniego.
 
Epicentrum 3: "Boża Miłość"

 

I pozostało nam spotkanie z  jeszcze jedną kategorią przejęcia. O tym, to już stanowczo mniej się mówi na co dzień, bo może być (i jest, choć można się z nim minąć)  naszym epicentrum. Rozpoczyna się miesiąc czerwiec, poświęcony Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Boże Serce woła  z pokorną odwagą, abyśmy uwierzyli, że Bóg przejmuje się nami! Serdecznie! Tak często można usłyszeć: "Dzień za dniem – sam bezsens”, "Po co to wszystko?", "Tylko usiąść i płakać…"
Być może wygląda ta lista dość pesymistycznie, ale warto się przyglądnąć jej z wielką szczerością naszego serca. Czy naprawdę ani jedno nam się nie przydarzyło? Po chwili szczerej refleksji i pokonaniu oporów naszego egoizmu, zauważymy, że powyższa lista ma jednak coś z realizmu także naszej codzienności. Boże Serce prosi, abyśmy uwierzyli, że On przejmuje się nami! Serdecznie - całym Sercem!
 
Kto czym/kim się przejmuje?

 

Dlaczego o tym tutaj? Ponieważ odkrywając prawdę o naszej słabości i zagubieniu, stajemy się bardziej dyspozycyjni na przyjęcie Bożej Miłości i przesłania nabożeństw czerwcowych. Przyjąć to, że Bóg przejmuje się nami! „Serce Jezusa… zmiłuj się nad nami”,  gdy brakuje zrozumienia w relacjach, przebaczenia w sercu, odwagi na dobre życie i wyznanie wiary, otwartości na zmianę myślenia i szczere nawrócenie... Utwierdza  nas wątpliwość, że Boża Miłość to za wysokie progi na nasze nogi. Jest jednak Ktoś, kto:
- mówi, że nami się przejmuje od świtu do nocy (i jeszcze dłużej…)
- przejmuje się drogami naszych wyborów
- jest zatroskany o nas, gdy dumnie i bardzo nieszczerze mówimy: „Damy sobie radę sami!”
- jest przejęty do żywego, gdy rezygnujemy z prawdziwie dobrych wymagań (sprawdzonych przez wieki i miliony ludzkich istnień – ludzi świętych)
- jest zakłopotany, gdy toniemy w bagnie smutku i rozpaczy, świadomie rezygnując z koła ratunkowego, które nam rzuca – Bożej Miłości
- przejmuje się, gdy widzi, że dał nam czyste i dobre oczy, powołane do patrzenia na świat przez pryzmat wartości. A jednak potrafimy wykorzystywać te oczy serca do oglądania powierzchownego (nie patrzenia sercem, czyli bez serca) na świat, człowieka i na nas samych – oglądanie bez Boga. Gdzie nie ma Boga, nie ma szczęścia, ale jest bezkres zmartwienie.


Przejąć się Bogiem

 

Ten Ktoś, to Bóg, który miłuje. Kto miłuje, będzie przejęty (lecz bez lęku i niepokoju). Takie też jest nasze przejęcie, jaka nasza miłość. Bóg nas kocha - to nie slogan. Tak się przejął naszym życiem, że oddał za nas swoje życie. Bóg potrafi się nami przejąć, bo miłuje. Czy ja umiem się przejąć Bogiem w moim życiu? Jeśli się Nim za bardzo nie przejmuję, to może za mało kocham i wierzę. To prawda wydarta z dna każdego naszego grzechu czy słabości. Żyjemy czasem naszymi złymi wyborami.

Można by w tym miejscu znowu posadzić autorkę o pesymizm. Ale to nie miejsce na pesymizm. To czas i miejsce na zmianę – wiarę w Miłość Bożego Serca. Po co? Aby przyjąć tego, kto jest tak przejęty nami, że z miłości  pozwala przebić Swoje Serce na krzyżu. Może tak, jakby chciał odpowiedzieć na nasze pytania. Co to znaczy, że Bóg kocha? A jeśli kocha to jak? W tym geście przebitego serca na krzyżu mówi milczeniem: „Właśnie tak!”


Bez tego się nie da żyć!
 
Jeśli sobie pozwolimy na chwilę prawdy, to będziemy myśleć o wierze w miłość Bożego Serca jak o konieczności, o czymś, bez czego nie da się dalej żyć, bez czego nie odnajdziemy szczęścia, pokoju serca, uśmiechu duszy, dobrego słowa, szczerego przebaczenia, czystego spotkania z drugim. Gdy zauważymy, że Bóg jest przejęty naszym życiem, że daruje nam tysiące gestów Bożej Miłości - te gesty są porozkładane z Boską precyzją w naszej codzienności, jak tysiące gwiazd w ciemnościach ciepłej, letniej nocy, które tworzą złożony gwiazdozbiór - wtedy odczuwa się pragnienie mocne i jasne – chęć porzucenia palących powinności naszego egoizmu. Wtedy jak świeże krople deszczu z czarnej chmury, padają słowo za słowem: „Chcę wyznać Tobie, Jezu, moją miłość…” To właśnie czas wiary. Wtedy rozkwitają jak kwiaty po deszczu, poczucie przejęcia się Bogiem w naszym życiu… bo chodzi o to, żeby było Go coraz więcej.

I jeszcze tak na marginesie… Wtedy jesteśmy szczęśliwi, bo piękni Bogiem, bo przejęci Nim i świadomi, że On przejmuje się nami. Człowiek się martwi, a Bóg chce darować swoje zmiłowanie: "Serce Jezusa... zmiłuj się nad nami". Wtedy zmartwienie nie czyni życie "martwym", nie zabiera życia. Uczy natomiast życia, uczy powoli żyć nowym życiem, wolą Bożą, która jest niczym innym jak tylko Bożą Miłością ukrytą w Najświętszym Sercu Jezusa.
 

s.M. Daniela Veselivska