KATECHEZY NA 2023 ROK
KATECHEZY   NA  2023  ROK

 

 

Tematem przewodnim jest refleksja nad Kościołem i jego misją oraz umocnienie wiary w Kościół jako wspólnotę wierzących kroczących razem do domu Ojca. Program skierowany jest nie tylko do duszpasterzy, ale również bezpośrednio do wiernych.

 

LUTY

 

Temat: KOŚCIÓŁ JAKO WSPÓLNOTA W ZAMYŚLE BOŻYM

 


Słowo „Kościół" (ekklesia, z greckiego ek-kalein – "wołać poza") oznacza "zwołanie". Określa ono zgromadzenie ludu, na ogół o charakterze religijnym. Jest to pojęcie często używane w Starym Testamencie w języku greckim w odniesieniu do zgromadzenia ludu wybranego przed Bogiem, przede wszystkim zgromadzenia pod górą Synaj, gdzie Izrael otrzymał Prawo i został ustanowiony przez Boga Jego świętym ludem. Pierwsza wspólnota tych, którzy uwierzyli w Chrystusa, określając się jako "Kościół", uznaje się za spadkobierczynię tamtego zgromadzenia. W języku chrześcijańskim pojęcie "Kościół" oznacza zgromadzenie liturgiczne, a także wspólnotę lokalną lub całą powszechną wspólnotę wierzących. Te trzy znaczenia są zresztą nierozłączne. "Kościół" jest ludem, który Bóg gromadzi na całym świecie. Istnieje on we wspólnotach lokalnych i urzeczywistnia się jako zgromadzenie liturgiczne, przede wszystkim eucharystyczne. Kościół żyje Słowem i Ciałem Chrystusa, sam stając się w ten sposób Jego Ciałem.

 

Definicja Kościoła


Według Kodeksu Prawa Kanonicznego, kan. 205: W pełnej wspólnocie Kościoła katolickiego pozostają tutaj na ziemi ci ochrzczeni, którzy w jego widzialnym organizmie łączą się z Chrystusem więzami wyznania wiary, sakramentów i zwierzchnictwa kościelnego.

 

 

Kościół w zamyśle Bożym


Przygotowanie pośrednie do zgromadzenia Ludu Bożego zapoczątkowuje, powołanie Abrahama, któremu Bóg obiecuje, że stanie się ojcem wielkiego narodu. Przygotowanie bezpośrednie następuje wraz z wybraniem Izraela jako ludu Bożego. przez wybranie Izrael ma być znakiem przyszłego zjednoczenia wszystkich narodów. Zalążkiem i początkiem Koscioła jest "mała trzódka" (Łk 12, 32) tych, których Jezus przyszedł zwołać wokół siebie i których On sam jest pasterzem. Stanowią oni prawdziwą rodzinę Jezusa. Tych, których zgromadził wokół siebie, nauczył nowego sposobu postępowania, a także swojej modlitwy.

 

"Kiedy zaś dopełniło się dzieło, którego wykonanie Ojciec powierzył Synowi na ziemi, zesłany został w dzień Zielonych Świąt Duch Święty, aby Kościół ustawicznie uświęcał i aby w ten sposób wierzący mieli przez Chrystusa w jednym Duchu dostęp do Ojca". Wtedy "Kościół publicznie ujawnił się wobec tłumów i zaczęło się rozszerzanie Ewangelii..." Kościół, będąc "zwołaniem" wszystkich ludzi do zbawienia, ze swej natury jest misyjny, posłany przez Chrystusa do wszystkich narodów, aby czynić je uczniami.

 

Aby Kościół mógł wypełniać swoje posłanie, Duch Święty uposaża go w rozmaite dary hierarchiczne oraz charyzmatyczne i przy ich pomocy nim kieruje. Kościół więc, wyposażony w dary swego Założyciela i wiernie zachowujący Jego przykazania miłości, pokory i wyrzeczenia, otrzymuje posłanie głoszenia Królestwa Chrystusa i Boga i zapoczątkowania go wśród wszystkich narodów oraz stanowi zalążek i początek tego Królestwa na ziemi.

 

Kościół jako wspólnota


Kościół jest wspólnotą posługując się Katechizmem Kościoła Katolickiego 75. Można to przedstawić za pomocą trzech okręgów zawierających się w sobie od najmniejszego do największego.

 

Symbole kościoła:


Czym jest Kościół jako wspólnota ? Posłużmy się obrazami z Pisma św. Na podstawie tekstów spróbujmy przedstawić obraz kościoła i wskazać kim w tym kościele jest Chrystus, a kim wierni ?

 

1 P 2,4-5a: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; <najemnik ucieka> dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz.”

 

 

Bł. Edmund - ciągle poszukiwał śladów woli Bożej w swoim życiu. „Cudowna łaska Boga”, „zrządzenie Bożej Opatrzności” – wyrażenia te i podobne, świadczące o doświadczeniu Boga w prawdziwej czystości serca, wiją się jak nić przewodnia we wszystkich niemal jego zapiskach. Mocno zakorzeniony swym duchowym życiem w Bogu, jak latorośle w winnym krzewie (J15,1-6), zaowocuje postawa prawdziwego człowieka, który oprócz intelektu, miał jeszcze serce.

 


J 15,1-6: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który [go] uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - jeśli nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić.”


J 10,11-16: „Zbliżając się do Tego, który jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym, wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia,

 

1 Kor 12,12-13: „Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem.”

 


KOŚCIÓŁ -WSPÓLNOTA
CIAŁO CHRYSTUSA
Chrystus - głowa
JA - jeden z członków
OWCZARNIA
Chrystus - Pasterz
JA -owca
WINNICA
Chrystus – krzew winny
JA -latorośl
BOŻA BUDOWLA
Chrystus - fundament
JA - żywy kamień

 

Cechy Kościoła pierwotnego


Na podstawie tekstu z Dziejów Apostolskich dowiadujemy się jakie są cechy Kościoła pierwotnego:
-Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach,
-czynili wiele znaków i cudów,
-przebywali razem i wszystko mieli wspólne,
-sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby,
-codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca,
-wielbili Boga.

 

Znamiona Kościoła


Kościół jest „jeden": ma jednego Pana, wyznaje jedną wiarę, rodzi się z jednego chrztu, tworzy jedno Ciało, jest ożywiany przez jednego Ducha ze względu na jedną nadzieję, u której kresu zostaną przezwyciężone wszystkie podziały. Kościół jest „święty": jego twórcą jest najświętszy Bóg; Chrystus, Jego Oblubieniec, wydał się na ofiarę, aby go uświęcić; ożywia go Duch świętości. Chociaż obejmuje grzeszników, jest „nieskalany, choć złożony z grzeszników". Świętość Kościoła jaśnieje w świętych, a w Maryi już cały jest święty. Kościół jest „powszechny": głosi całość wiary; nosi w sobie pełnię środków zbawienia i rozdziela je; jest posłany do wszystkich narodów; zwraca się do wszystkich ludzi; obejmuje wszystkie czasy. "Kościół ze swej natury jest misyjny". Kościół jest „apostolski": jest zbudowany na trwałych fundamentach "dwunastu Apostołów Baranka" (Ap 21, 14); jest niezniszczalny; jest nieomylnie zachowywany w prawdzie. Chrystus rządzi Kościołem przez Piotra i innych Apostołów, obecnych w ich następcach, papieżu i Kolegium Biskupów.

 

Pytania:


1. Czy świadomie przeżywam moją obecność w Kościele ?
2. Czy czuję się odpowiedzialna(y) za Kościół ?

 

 

 

MARZEC


Temat: PRAWDA O KOŚCIELE

 

Matka Teresa z Kalkuty zapytana przez dziennikarza, co należy zmienić w Kościele powiedziała: Ciebie i mnie.
Przypomnienie :


Kościół ustanowił Jezus Chrystus, głosząc radosną nowinę i powołując apostołów z Piotrem na czele. Im zlecił kontynuację swojego dzieła. Po zmartwychwstaniu rozszerzył swoje polecenie „na wszystkie narody". Przede wszystkim Kościół zaistniał dzięki śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa jako miejsce naszego uświęcenia i zbawienia. Duch Święty zesłany w dniu Pięćdziesiątnicy uświęca Kościół, który osiągnie swoje wypełnienie w chwale nieba jako zgromadzenie wszystkich ludzi odkupionych. Kościół to nie tylko zgromadzenie ludzi ochrzczonych wokół Jezusa, ale wspólnota, w której wszyscy członkowie zjednoczeni są między sobą dzięki zjednoczeniu z Chrystusem - Głową Ciała.

 

Propozycja:


Zapalmy duża świecę, wokół niej umieśćmy kilkanaście mniejszych świec. W pewnej odległości, na niższym stojaku ustawmy kilka zniczy. Zapalmy od „głównej" świecy kolejne świece, wręczając je osobom wspólnoty. Po pewnym czasie zdmuchujemy świece i ponownie zapalamy od świecy „głównej".
Po zakończonej demonstracji omawiamy i wyciągamy wnioski:
- świece umieszczone wokół świecy głównej to symbole Maryi, świętych, błogosławionych, najgłębiej zjednoczonych z Chrystusem i są też symbolem nas – którzy jesteśmy w drodze,
- znicze symbolizowały dusze w czyśćcu cierpiące.
Wszyscy, choć w różnym stopniu i w różny sposób, stanowimy jedną rodzinę w Chrystusie, łączymy się ze sobą we wzajemnej miłości, oddając Bogu chwałę. Kościół to wspólnota widzialna oraz wspólnota duchowa, zjednoczona miłością Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Rozróżniamy Kościół: - chwalebny - zbawieni w niebie,
- oczyszczający się - przebywający w czyśćcu,
- pielgrzymujący - dążący do zbawienia żyjący na ziemi.

 

Świętych Obcowanie


To wstawiennictwo świętych, którzy zawsze gotowi są wysłuchiwać naszych próśb. Tworzymy duchową komunię ze świętymi i zmarłymi. Komunii tej szkodzi każdy grzech, ale Jezus, Głowa i Fundament Kościoła uwalnia od grzechu w sakramencie pokuty i udziela łaski usprawiedliwienia. Kościół gromadzi grzeszników, ale objętych zbawieniem Chrystusa, którzy są w drodze do świętości. Każdy odpowiada nie tylko za swoje uświęcenie, ale za świętość całej wspólnoty Kościoła.

 

Tą świadomością żył bł. Edmund


Troszczył się o ciągłe pogłębianie życia wewnętrznego. Z wielką pilnością notował poszczególne czynności dnia, także praktyki religijne, które wskazują na żywą wiarę i głęboką więź z Chrystusem. O umiłowaniu chwil spędzonych przed Najświętszym Sakramentem świadczą krótkie zapisy np.: „Tak mi było potrzeba odetchnąć przed Bogiem.” Ks. A. Brzeziński – dobry przyjaciel Edmunda, określił jego duszę jako: jaśniejąca promieniem gorącej modlitwy. Ten sam kapłan, wspominając przyjaciela, mówił o przemianie której Edmund doświadczał w życiu. Była to przemiana wewnętrzna i zewnętrzna, przemiana całej osoby. Ostatecznie ukształtowała w nim charakter i pewna powagę na wzór kapłańskiego życia. Przemiana ta czerpała siłę właśnie z systematycznej, niekiedy trwającej do późnych godzin nocnych modlitwy. Modlitwa, sakramenty oraz pełne oddanie się w opiekę Matce Bożej, to zasadnicze filary jego świętości.
Kościół zależy ode mnie i od ciebie. Może rosnąć i może umniejszać się.

 


Każdy z nas ma określone miejsce w Kościele, określone zadanie do wypełnienia:
- odpowiedzialność za Kościół,
- modlitwa za Kościół,
- modlitwa o jedność Kościoła,
- modlitwa o wierność Kościołowi,
- modlitwa o to, abyśmy byli świadkami Chrystusa,
- modlitwa o odwagę głoszenia zbawienia.
Powinniśmy jednak przede wszystkim dziękować Bogu za Kościół, który jest darem Chrystusa dla każdego z nas.

 

Definicje Kościoła:


• Kościół to Owczarnia, na czele której stoi Jezus, Dobry Pasterz. On oddał swoje życie za każdego, kto należy do Kościoła, to wspólnota dzieci Bożych, w której jesteśmy od chrztu świętego;
• Kościół to dar Chrystusa, świątynia Ducha Świętego, w której każdy ma swoje miejsce. Celem Kościoła jest nasze zbawienie i świętość;
• Kościół to wierni, wspólnota chrześcijan zarówno w niebie, czyśćcu, jak i na ziemi, których łączy miłość do Jezusa.

 

Przykłady metafor:


• Kościół jest podobny do rodziny, ponieważ jest pełen miłości i przebaczenia, a Bóg jest Ojcem;
• Kościół jest podobny do schodów, bo prowadzi do świętości, do Boga;
• Kościół jest podobny do zamka, bo otwiera nam drzwi do zbawienia;
• Kościół jest podobny do lekarza, bo uzdrawia przez spowiedź świętą, słowo Boże, modlitwę, różaniec, rekolekcje.
• Kościół jest podobny do pary zakochanych, bo Kościół to Oblubienica Jezusa Chrystusa.

 

Pytania:


1. Czy jestem świadoma(y), że przyczyniam się do jakości Kościoła ?
2. Czy modlę się za Kościół ?

 

KWIECIEŃ


Temat: JEZUSA SPOTYKAMY W JEGO KOŚCIELE

 


Dziś chcemy podjąć refleksję nad Kościołem, jako wspólnotą wyznawców Chrystusa. Na początku posłuchajmy wypowiedzi Polaków o Kościele z internetowego forum:

 


„Dla mnie wiara i chodzenie do kościoła to dwie różne sprawy, które tylko częściowo siebie dotyczą. I może opowiadam tu jakieś herezje, ale wierzę, a w kościele pojawiam się rzadko”.


„Zraziłam się do księży i instytucji spowiedzi, i poprzestałam na szczerej rozmowie z Bogiem, bez pośredników w sutannach”.


„W kościół i jego filozofie i tak nie wierzę, ale za to w Chrystusa jak najbardziej”.
Takie myślenie ukazuje totalne niezrozumienie istoty Kościoła. Widać w nim próbę ujęcia wiary na własny sposób.


By mówić o Kościele, trzeba nam zastanowić się, czym jest Kościół i kiedy powstał. Papież Pius XII w encyklice Mistici Corporis Christi pisze o początkach Kościoła (punkty 25-32). Jego fundamenty Chrystus zbudował powołując Apostołów. Wtedy to rzekł do św. Piotra jako pierwszego papieża: „Ty jesteś Piotr, czyli skała i na tej skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,18). Chrystus następnie zrodził Kościół – jak mówią Ojcowie Kościoła – z przebitego boku, za cenę męki i śmierci krzyżowej. Tu Ojcowie Kościoła przywołują piękną analogię. Z żebra Adama pogrążonego w głębokim śnie powstaje jego małżonka Ewa. Podobnie z przebitego boku nieżyjącego już Chrystusa jako Nowego Adama rodzi się Jego Oblubienica – Kościół. Natomiast zesłanie Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy było objawieniem i umocnieniem Kościoła. Leon XIII pisze: „Kościół, będąc już poczętym, zrodził się z boku drugiego Adama, gdy umarł na Krzyżu, okazał się zaś ludziom w sposób wyrazisty, po raz pierwszy w dniu Zesłania Ducha Świętego” (encyklika Divinum illud).


Św. Paweł napisał znamienne słowa: „Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić” (Ef 5,25). Wynika z tego, że Chrystus jest tak ściśle zjednoczony ze swym Kościołem, jak mąż i żona, tworząc jedno ciało. Czy da się więc wierzyć w Chrystusa, pomijając Kościół, który On założył?

 


Jezus Chrystus Kościół utożsamia się z Kościołem. Do Szawła, który zabijał chrześcijan, objawiając się mu pod Damaszkiem nie mówi: Dlaczego prześladujesz mój Kościół, ale mówi: „Dlaczego Mnie prześladujesz?” (Dz 9,4). Nawrócony Paweł napisze później, że Kościół jest Mistycznym Ciałem Jezusa, On jest Głową, a my jego członkami. „I On jest Głową Ciała – Kościoła” (Kol 1,18a). „Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi Jego członkami” (1 Kor 12,27).

 


Widzimy więc tu niezwykłą jedność między Kościołem a Chrystusem. Widzimy, że to sam Chrystus powołuje Kościół jako narzędzie zbawienia. Sam uposaża go w sakramenty, jako „widzialne znaki niewidzialnej łaski”.
Kościół więc jest przedłużeniem wcielenia Chrystusa na ziemi. Chrystus wciąż żyje wśród nas w swoim Kościele. Poprzez kapłanów nas naucza, kieruje i uświęca swoimi sakramentami, sakramentaliami, łaskami, obdarza odpustami...

 

 

Największym skarbem, który Kościół posiada jest Ofiara Mszy św., w której dokonuje się uobecnienie odkupienia (męka i śmierć Pana). Z tej to Ofiary płyną wszystkie łaski. W Najświętszym Sakramencie jest obecny sam Bóg-Człowiek pod postaciami hostii i wina.

 


KOŚCIÓŁ JEST JEDEN, ŚWIĘTY, KATOLICKI I APOSTOLSKI


Przyjrzyjmy się bliżej znaczeniu słów, które wypowiadamy co niedzielę w wyznaniu wiary:


- Kościół jest jeden, bo jest jedna wiara, jeden chrzest, jeden Chrystus (por. Ef 4,5).
- Kościół jest święty, bo prawda, którą przekazuje uświęca. „Jeśli kto zachowa moją naukę, nie zazna śmierci na wieki” (J 8,51). W Kościele jest obecny Bóg, mimo ludzkich grzechów, a duszą Kościoła jest Duch Święty. On uświęca poprzez sakramenty, w których działa. On prowadzi Kościół i zapewnia o jego nieomylności. Jezus powiedział: „Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (J 14,26).
- Kościół jest katolicki (powszechny) ponieważ głosi prawdę objawioną przez samego Chrystusa aż do końca świata i każdy człowiek jest powołany, by stał się jego członkiem (powszechność w czasie i przestrzeni).
- Kościół jest apostolski, gdyż zbudowany jest na fundamencie Apostołów.

 

U samych początków Kościoła ukształtowała się jego struktura hierarchiczna.


Od zawsze głową widzialną Kościoła i księciem Apostołów był papież, następca św. Piotra jako Biskup Rzymu. Tylko do niego Jezus powiedział: „Tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,19) oraz „Ja prosiłem za tobą, aby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony umacniaj twych braci” (Łk 22,32). Apostołowie jako pierwsi biskupi przekazywali dar święceń kapłańskich przez siebie wybranym mężczyznom (sukcesja apostolska). Powołano też diakonów (Dz 6,1-7).


Wiele niezrozumienia rodzi dogmat o nieomylności papieża. Papież jest nieomylny, kiedy w sposób uroczysty oznajmia jakąś prawdę wiary lub moralności jako część depozytu objawionego. Nie dotyczy to więc osobistych poglądów, ale precyzowania prawd od zawsze w Kościele wyznawanych przez Lud Boży np. dogmat, że Maryja jest wniebowzięta z ciałem i duszą.


Członkiem Kościoła katolickiego jest człowiek ochrzczony, który trwa w łączności z tym Kościołem, oraz hierarchią, a także posiada katolicką wiarę, czyli wierzy we wszystko, co Kościół św. głosi w sprawach wiary i moralności (jedność wiary, dyscypliny i sakramentów). Człowiek w grzechu śmiertelnym jest martwą, a człowiek w stanie łaski uświęcającej żywą częścią Kościoła. Jest to jednak tylko jedna z trzech wspólnot Kościoła. Drugą tworzą zbawieni w niebie, a trzecią dusze w czyśćcu cierpiące. My modlimy się za wstawiennictwem świętych, a szczególnie Maryi oraz dusz w czyśćcu i za dusze w czyśćcu.


Bł. kard. Jan Henryk Newman będąc wykładowcą głęboko wniknął w Tradycję Kościoła i badał źródła powstania chrześcijaństwa. W końcu na drodze intelektualnej stwierdził, że tylko w Kościele katolickim trwa nauka Apostołów przekazywana w niezmiennym kształcie nieprzerwanie od ponad 2000 lat. Jako jeden z największych geniuszy XIX wieku udowodnił teologicznie, że papież posiada dar nieomylności w sprawach wiary i moralności. Porzucił anglikanizm i przeszedł na katolicyzm, po czym został wyświęcony na kapłana, a ostatecznie mianowany kardynałem. Zaraz, w rok po jego nawróceniu, poszło za nim ponad trzystu intelektualistów, wykładowców, teologów… Dzięki niemu tysiące anglikanów staje się katolikami. To świadectwo ukazuje, że tylko w Kościele katolickim trwa niezmienna nauka Jezusa, tylko tu jest pełnia łaski i prawdy („filar i podwalina prawdy” – 1 Tm 3,15).

 

KOŚCIÓŁ KATOLICKI jest KOŚCIOŁEM CHRYSTUSOWYM


W duchu ekumenizmu modlimy się więc za tzw. braci odłączonych, by powrócili do jedności wiary, dyscypliny i sakramentów, które trwają jedynie w Kościele katolickim. Kochamy innowierców, ale potępiamy błąd i herezję, czyniąc wszystko, by powrócili na łono Kościoła katolickiego. Wiara teologalna bowiem polega na rozumowym przyjęciu na mocy łaski wszystkiego, co Bóg objawił, co zawarte jest w Tradycji Apostolskiej i Biblii. Trwając w herezji i schizmie innowiercy narażają się na utratę zbawienia oraz nierzadko pozbawiają się łask płynących z sakramentów, odpustów itd.

 


„Poza Kościołem nie ma zbawienia” to dogmat wiary. Każdy, kto świadomie i dobrowolnie wyłącza się z Kościoła katolickiego – traci zbawienie (Sobór Wat. II, Lumen gentium, 14). Każdy, kto trwa w niezawinionej i nieprzezwyciężalnej niewiedzy co do prawdziwego Kościoła Chrystusa, szuka prawdy, żyje według prawa sumienia, może być zbawiony. Choć jest formalnie poza nim, jest jednak – można powiedzieć – członkiem duszy Kościoła katolickiego.

 


Jednak wielu dziś by chciało Kościoła nowoczesnego, idącego z duchem czasu. I są zdziwieni, bo mimo wielu nacisków Kościół nie nagina się do współczesnej mentalności świata. Nie idzie na kompromis ze współczesnymi zasadami, które zresztą wciąż się zmieniają z biegiem wieków. Zmienia się mentalność świata, epoki przychodzą i mijają, a zasady Kościoła wciąż pozostają niezmienne. Za tę niezmienność Kościół płaci niejednokrotnie cenę utraty swoich wyznawców, obwoływania go ciemnogrodem czy przestarzałą instytucją pełną niepotrzebnych kwitów i kancelaryjnych zaświadczeń. A nawet Kościół płaci cenę prześladowań, bo dziś co roku ok. 170 000 chrześcijan na całym świecie oddaje życie za wiarę. Mimo takiej ceny Kościół nie może zaakceptować propozycji świata sprzecznych z Tradycją i Pismem świętym: antykoncepcji, środków wczesnoporonnych, aborcji, metody in vitro, eutanazji, klonowania człowieka, czynów homoseksualnych… Nie ugnie się też, by znieść nierozerwalność węzła małżeńskiego, czy wprowadzić kapłaństwo kobiet… Rewolucje masońskie: jak francuska, portugalska, meksykańska, hiszpańska… były wymierzone, by zniszczyć Kościół. Dziś Kościół niszczy się przez propagandę lub rozsiewanie herezji w samym Kościele, czyli modernizm, który św. Pius X nazwał „ściekiem wszystkich herezji”. I to właśnie masoneria jest „największym wrogiem Kościoła.

 


Choć sytuacja świata wymusza na Kościele podejmowanie nowych form duszpasterstwa i ewangelizacji, wymusza, by pochylał się nad słabym człowiekiem, to nie wolno Kościołowi zmieniać nauczania, by stać się wygodniejszym dla świata. Wówczas zafałszowałby prawdę objawioną od Boga i przestałby być narzędziem zbawienia! Utraciłby również swoją wiarygodność. Kościół z natury jest konserwatywny, bo przechowuje niezmienną prawdę objawioną przez Boga, przez Jezusa Chrystusa. Czy chciałbym wierzyć w Kościół, który jak chorągiewka na wietrze zmienia swoje nauczanie, bo taki duch epoki...? Rzeczywistość pokazuje, że tam, gdzie jest więcej radykalizmu, jest więcej wyznawców. Kościół jest sługą prawd objawionych, ich nauczycielem, a nie twórcą.

 


Nie brakuje też i takich, którzy próbują kontestować Kościół, wyciągają jego błędy z przeszłości i teraźniejszości. Najlepiej chyba na nie odpowiedział św. Jan Paweł II w 2000 r., kiedy przeprosił oficjalnie świat za grzechy Kościoła. Grzechy każdego z nas to grzechy Kościoła. A czy moje życie zachęca innych do żywej wiary?

 


Św. Jan Paweł II powiedział do Polaków: „Kościół jest przecież naszą duchową matką, Jemu zawdzięczamy to, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy (1 J 3,1). (…) Kościół jest Ciałem Chrystusa (…). NIE powiedziane Kościołowi byłoby również NIE powiedzianym Chrystusowi (…); to prawda, że Kościół jest rzeczywistością także ludzką, która niesie w sobie wszystkie ograniczenia i niedoskonałości. Składa się bowiem z ludzi grzesznych i słabych. Czyż Chrystus sam nie chciał, by nasza wiara w Kościele zmierzyła się z tą trudnością? (…) Trzeba, abyśmy byli wiernymi dziećmi Kościoła, który tworzymy. Jeśli naszą wiarą i życiem mówimy TAK Chrystusowi, to trzeba również powiedzieć TAK Kościołowi. (…) Wady i słabości ludzi Kościoła powinny przyczyniać się do wzrostu miłości w sercu tego, kto chce być żywym, zdrowym, cierpliwym członkiem Kościoła. Tak postępują dobrzy synowie, tak czynią święci” (Częstochowa, dn. 04.06.1997).

 


Coraz więcej ludzi deklaruje się dziś jako „wierzący niepraktykujący”. Zastanówmy się nad tym stwierdzeniem. Można by powiedzieć, że „wierzący niepraktykujący” jest jak kochający niepraktykujący. Kocha, ale nie okazuje tej miłości. Kto uwierzy w taką miłość? Czy jest więc możliwe być katolikiem bez chodzenia do kościoła? Ktoś kiedyś próbował zobrazować to przy pomocy następujących porównań, że „wierzący niepraktykujący” jest jak: „Żołnierz, który nie służy w wojsku; Obywatel, który nie płaci podatków i nie głosuje; Sprzedawca, który nie ma klientów; Żeglarz na statku bez załogi; Biznesmen na bezludnej wyspie; Pisarz bez czytelników; Piłkarz bez drużyny; Polityk, który jest pustelnikiem; Naukowiec, który nie publikuje swoich odkryć”.

 


Podobnie - życie chrześcijańskie bez praktyki, a więc nieustannego pogłębienia, staje się karykaturą relacji z Chrystusem. Bardzo precyzyjnie mówi o tym św. Jakub w swoim liście: „Jaki z tego pożytek (…), skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda?” Następnie św. Jakub dodaje: „Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też martwa jest wiara bez uczynków” (Jk 3,14-16.26). Na uwagę zasługują jeszcze jedne słowa św. Jakuba: „Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą” (Jk 2,19). Nie wystarczy więc uznawać istnienia Boga, lecz wiarę musi przepełniać miłość do Niego i wdzięczność. Bo czy można obejść się obojętnie wobec faktu, że Bóg stworzył nas na swój obraz, że stał się człowiekiem z miłości do nas, że umarł na krzyżu, że zmartwychwstał, że pozostał w swoim Kościele, w swoim słowie, w ofierze Mszy św., na której umiera mistycznie na ołtarzu i daje się w Komunii św., że otworzył nam niebo, że zawsze odpuszcza grzechy w sakramencie pojednania? Czy za takie dary można obejść się obojętnie z Chrystusem? Czy nie należy się Bogu nawet godzina w tygodniu? Jak na te dary odpowiada „wierzący niepraktykujący”?

 


Czasem niektórzy mówią, że chodzą do kościoła, kiedy mają potrzebę. Wystarczy zastosować proste porównanie, żeby zobaczyć nonsens takiej postawy. Jeżeli ktoś kogoś kocha, to czy idzie do swej sympatii, tylko wtedy, kiedy ma potrzebę, czy też dlatego, że kocha? Postawa taka pachnie egoizmem i ma niewiele wspólnego z miłością do Boga – Bóg dla własnych potrzeb, Bóg na zawołanie… Oczywiście, że przychodząc do świątyni mamy potrzeby w sercu: prosimy o rozwiązanie trudnych sytuacji… znalezienie pracy, spokój wewnętrzny… itd., ale najważniejsza motywacja brzmi: Idę na Mszę św., bo czeka tam na mnie Jezus, który mnie kocha i pragnie się ze mną zjednoczyć w darze eucharystycznego chleba. Idę by umocnić swoją wiarę i relację z Jezusem. Tymczasem, kiedy na kolędzie ksiądz stawia pytanie o praktykę wiary, odpowiedź najczęściej brzmi: Oczywiście, że chodzimy do kościoła. Ale kiedy się zapyta, czy co tydzień: proszę księdza, aż tak często to nie… A przecież każda opuszczona Msza św. jest grzechem ciężkim i stawia zbawienie wieczne pod znakiem zapytania. Niektórzy próbują argumentować swój brak praktyki wiary tezą, że modlić się można wszędzie – to prawda. Ale czy coś tak naprawdę może zastąpić Mszę św., na której Chrystus na sposób mistyczny uobecnia całą swą mękę? Czy coś może zastąpić sakramentalne zjednoczenie w Komunii św., czy słuchanie Bożego Słowa? Przecież Jezus mówił, że kto nie przyjmuje Ciała Jego – nie będzie miał życia w sobie!

 


Dla pierwszych chrześcijan przeżywanie niedzielnej Eucharystii w gronie wspólnoty w pierwszy dzień tygodnia, czyli dzień zmartwychwstania było zaszczytem i znamieniem przynależności do Chrystusa. Mimo prześladowań spotykali się o wschodzie słońca, by przez kapłana składać bezkrwawą ofiarę Chrystusa, a wschodzące słońce miało symbolizować Chrystusa zmartwychwstającego, a także przychodzącego powtórnie na końcu czasów. Ten, kto nie szedł na Eucharystię z lenistwa pokazywał, że rezygnuje z przynależności do wspólnoty chrześcijan, bo nie zależy mu na spożywaniu Ciała i Krwi swego Mistrza.
Często spotykamy się też ze stwierdzeniem osób niepraktykujących, że ci, którzy chodzą do kościoła i tak nie są lepsi. Jest to zapewne dla nas przedmiot do refleksji, dlaczego tak mówią… Czy rzeczywiście my praktykujący dajemy prawdziwe świadectwo wiary od poniedziałku do soboty? Jednakże ci, którzy usprawiedliwiają się mówiąc, że żyją lepiej od chodzących do kościoła zapominają, że to nie etyczne życie ma nas zbawić, ale osobista relacja z Jezusem Chrystusem i czyny wypływające z tej więzi.
Podobnie stwierdzenie, że „wiara to moja prywatna sprawa” wykazuje zupełne niezrozumienie Kościoła. Jesteśmy jako chrześcijanie włączeni przez chrzest św. w Mistyczne Ciało Chrystusa i mamy wpływ na jego duchową kondycję. Każdy ochrzczony jest odpowiedzialny za Kościół!

 


Człowiek, który prawdziwie przyjął Jezusa do swego życia, pragnie dostosować je do Jego woli i wypływa na głębię swojej wiary poprzez: nieustanną modlitwę, lekturę Biblii, Komunię św., spowiedź, zgłębianie prawd wiary, poprzez lekturę prasy katolickiej czy książek… Taki człowiek tęskni za spotkaniem Jezusa, wiara jest dla niego rzeczywistością nie statyczną, ale dynamiczną, wymagającą ciągłego pogłębiania!

 

Przypatrzmy się życiu bł. Edmunda:


Życie duchowe było już w nim głębokie, pielęgnowane codziennymi aktami pobożnymi, głównie jednak rozmyślaniem Słowa Bożego, uczestnictwem w sakramentach św. i liturgii Kościoła. Centralny punkt dnia wyznaczała Bojanowskiemu Msza św. Musiał w tym celu przemierzać drogę z Grabonoga do Gostynia lub na Świętą Górę gostyńska, czyli około 3 km. Gdy z powodu zbyt silnego deszczu i dużego błota nie mógł pójść do kościoła, bolał nad tym i wtedy nie miał „miru”, czyli ochoty do pracy.

 


Posłuchajmy słów św. Jana Pawła II znad Lednicy: „Duc in altum! Dzisiaj te Chrystusowe słowa kieruję do każdego i każdej z was: «Wypłyń na głębię! Zawierz Chrystusowi, pokonaj słabość i zniechęcenie, i na nowo wypłyń na głębię! Odkryj głębię własnego ducha. Wnikaj w głębię świata. Przyjmij słowo Chrystusa, zaufaj Mu i podejmij swą życiową misję. Ludzie nowego wieku oczekują Twojego świadectwa. Nie lękaj się! Wypłyń na głębię – jest przy tobie Chrystus»”.

 


Oto wizja Kościoła, którą miał św. Jan Bosko w 1862 r.: „Ujrzałem siebie na skalistej wysepce na morzu. Szalała straszliwa burza. Wtem ujrzałem olbrzymi okręt, potężnie miotany na wszystkie strony. Na nim zobaczyłem papieża, kardynałów, biskupów, księży, zakonników i wielu ludzi. I zrozumiałem: oznacza to święty Kościół Katolicki. Wokół tego wielkiego okrętu-Kościoła widziałem wiele innych potężnych okrętów i były to wszystkie mniej lub więcej agresywne statki, które atakowały okręt Kościoła (…). Okręt Kościoła ciężko uszkodzony, zdawał się być zgubiony wobec szalonej przemocy wrogów; sądzili oni, że odnieśli zwycięstwo. Lecz wtedy zobaczyłem, jak nagle z ciemności i wzburzonego morza wyłaniają się dwie wspaniałe świetlane kolumny. Nad pierwszą dojrzałem u góry unoszącą się ogromną, jaśniejącą Hostię (…), na drugiej statuę Niepokalanej Matki Bożej (…). Papież wydał polecenie, by skierować okręt Kościoła do tych obu kolumn światła. Tam kazał go uwiązać i zakotwiczyć. Kiedy to nastąpiło, burza uciszyła się, ustąpiły ciemności i nastał wspaniały dzień. Wówczas zauważyłem, jak wrogie okręty popadły w największy zamęt, zderzały się ze sobą, tonęły w głębinach wód lub wylatywały w powietrze. Inne oddalały się i znikały z pola widzenia. Wielu rozbitków z tych zniszczonych okrętów pływało na szczątkach statków, kierując się ku niosącemu ratunek okrętowi Kościoła. Przyjmowano ich tam z litością i udzielano pomocy”.


W tych trudnych czasach Bóg przez św. Jana Bosko pokazuje, gdzie jest ratunek dla Kościoła: w Eucharystii i czci dla Maryi, Matki Kościoła św.







 

 

 

MAJ

                        

Temat:  DAR  DUCHA  ŚWIĘTEGO  DLA  KOŚCIOŁA

 

        Zawsze fascynowały mnie słowa Chrystusa z Ewangelii wg św. Jana: „Pożyteczne jest dla was Moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was” (J 16,7). Do tego stopnia więc ważne jest przyjście Ducha Świętego, że Jezus wstępuje do nieba, by posłać niewidzialnego Ducha Świętego.  

       

A jak dokonało się zesłanie Ducha Świętego na Kościół?

 

        W Dziejach Apostolskich czytamy, jak w pięćdziesiąty dzień po Zmartwychwstaniu Chrystusa (zwany dlatego Dniem Pięćdziesiątnicy), a w dziesiąty dzień po Jego Wniebowstąpieniu, Bóg zesłał na Apostołów i Maryję Ducha Świętego. Zesłał Go w gwałtownym wichrze w postaci ognistych języków, które zstąpiły na nich. Napełnieni Duchem Świętym Apostołowie – jako rodzący się Kościół – mocą Ducha głosili Ewangelię w językach sobie nie znanych. Otrzymali odwagę, by pójść na krańce świata i według nakazu Chrystusa „czynić uczniami wszystkie narody, udzielając im chrztu”  (Mt 28,19), przekazując im objawione prawdy wiary i ostatecznie oddać życie za Jezusa.

        

Zmartwychwstały Chrystus przekazuje Ducha Świętego Apostołom słowami: „Weźmijcie Ducha Świętego”, by mogli odpuszczać grzechy.     

       

W IV Modlitwie eucharystycznej odnowionej liturgii słyszymy słowa modlitwy do Boga Ojca: „Abyśmy żyli już nie dla siebie, ale dla Chrystusa, który za nas umarł i zmartwychwstał, zesłał On od Ciebie, Ojcze, jako pierwszy dar dla wierzących, Ducha Świętego, który dalej prowadzi Jego dzieło na świecie i dopełnia wszelkiego uświęcenia”. Duch Święty jest więc darem z nieba, jakby danym Kościołowi owocem męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. 

 

        Jezus wstąpił do nieba, ale pozostał wśród nas w rzeczywistości Eucharystii, w której przebywa ze swym Ciałem, Krwią, Bóstwem i ludzką duszą i karmi nas sobą w mocy Ofiary. Jezus pozostał w swoim Kościele, który jest Jego Mistycznym Ciałem. „Jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem” (1 Kor 12,12). Kościół jest przedłużeniem obecności Chrystusa na ziemi po Jego wniebowstąpieniu. A skoro Kościół jest przedłużeniem obecności Jezusa na ziemi, to podobnie jak Chrystus nad Jordanem, tak i Kościół musiał otrzymać Ducha Świętego. Już nie pod postacią gołębicy, ale pod postacią wichru i ognistych języków. Jak Chrystus działał w mocy Ducha Świętego, tak Kościół działa w mocy Ducha.

 

 

Dlaczego więc pożyteczne było dla nas odejście Jezusa, którego następstwem było zesłanie nam Ducha Świętego? Przecież każdy by chciał, żeby Jezus dalej żył na ziemi, by można było Go dotknąć, porozmawiać z Nim… A jednak Jezus odchodzi, by „ustąpić miejsca” Duchowi Świętemu. Kim więc jest Duch Święty i dlaczego tak ważne jest Jego wylanie na Kościół w dniu Pięćdziesiątnicy? 

 

Wierzymy, że jest On nieskończonym Bogiem, że pochodzi od Ojca i Syna, że jest OWOCEM WZAJEMNEJ MIŁOŚCI BOGA OJCA I JEZUSA CHRYSTUSA, że jest ICH UOSOBIONĄ MIŁOŚCIĄ. On jednoczy całą Trójcę Świętą w Miłości, On „przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego”, jak pisze św. Paweł (1 Kor 2,10). Co tydzień mówimy o Nim w wyznaniu wiary: „Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi, który z Ojcem i Synem odbiera uwielbienie i chwałę, który mówił przez proroków”.   

 

 

Mocą Ducha Świętego sakramenty nabierają swojej mocy zbawczej, płynącej z Ofiary Chrystusa. Duch Święty uświęca  Kościół, tworzy jedność jego członków, jak dusza  w ciele. Dlatego nazywamy Ducha Świętego DUSZĄ KOŚCIOŁA, On ożywia Kościół. On prowadzi go do pełnego rozumienia prawd objawionych zapisanych w Piśmie świętym i Tradycji Apostolskiej (J 16,13).

         

Św. Tomasz z Akwinu pisał, że Duch Święty jest sercem Kościoła, bo „w sposób niewidzialny ożywia i jednoczy Kościół, tak jak serce porusza od wewnątrz ludzkie ciało”. Duch Święty jest gwarantem nieomylności Kościoła, działającym przez Urząd Nauczycielski Kościoła.

      

   A jak Jego działanie przejawia się w życiu każdego z nas?

 

        Duch Święty zstąpił na nas przy chrzcie świętym. Wlał w nas cnoty boskie wiary, nadziei i miłości. Poprzez chrzest w tymże Duchu, jako synowie Boży możemy wołać do Boga: „Abba, Ojcze”  (Rz 8,15). Przez chrzest św. nasze ciało stało się świątynią Ducha Świętego. Przy chrzcie więc zaczęło się życie łaski w nas.

       

  Bł. Edmund

Potrafił w sposób doskonały odczytywać natchnienia Ducha Świętego. Zatapiając się na modlitwie wsłuchiwał się w Jego głos. Jednocześnie z pełnym przekonaniem życzył innym otwarcia się na Jego działanie. W jednym z listów zapisał:” Niech ci Duch Święty ogień ześle (…), abyś miłością Bożą gorzała. Z pewnością dzięki temu otwarciu, zachował w sobie silną wiarę, niezachwianą ufność oraz piękną i czystą miłość. Dary Ducha Świętego były również głównym źródłem wewnętrznego blasku jego osoby i życia.

 

 

        Św. Cyryl Jerozolimski pisze: „Jeden i ten sam Duch Święty działa w różny sposób z woli Boga i w imię Chrystusa. Jednemu udziela daru mądrości słowa, umysł innego oświeca natchnieniem proroczym; temu daje moc wyrzucania złych duchów, tamtemu łaskę tłumaczenia Pisma. Jednego wzmacnia darem wstrzemięźliwości, innego nakłania do miłosierdzia; tego zachęca do postów i uczy wytrwania w ascezie życia, tamtego odrywa od rzeczy ziemskich; (…) różnorodny w różnych ludziach, zawsze jednak taki sam, jak napisano: Wszystkim objawia się Duch dla wspólnego dobra

       

Przybywa On więc jako braterski opiekun naszego wnętrza, by zbawiać, uzdrawiać, pouczać i upominać, wzmacniać i pocieszać, oświecać umysł, najpierw tego, kto Go przyjmuje, a poprzez niego oświecać także innych”. 

       

Duch Święty zstąpił na nas w sakramencie bierzmowania ze swoimi siedmiorakimi darami: mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej. W tym sakramencie uzdolnił nas jak Apostołów do dawania świadectwa, obrony krzyża, wiary i Kościoła. W darze bierzmowania, w tym dniu – można by powiedzieć – PIĘĆDZIESIĄTNICY NASZEGO ŻYCIA staliśmy się rycerzami Chrystusa! Dlatego smutne jest, kiedy bierzmowanie kojarzy się wyłącznie z papierkiem, który „może się w życiu przydać”. Podobnie utarło się powiedzenie: „zrobić bierzmowanie”. Czy można zrobić np. kapłaństwo, czy raczej przyjąć? Czytamy w liście do Efezjan: „Nie zasmucajcie Bożego Ducha Świętego, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia” (Ef 4,30). Namaszczenie świętym olejem ma bardziej wyrażać dar Ducha Świętego, tak jak Chrystus był namaszczony Duchem Świętym. CHRZEŚCIJANIN dosłownie znaczy namaszczony.

     

 Każda Eucharystia dokonuje się w mocy Ducha Świętego. Kapłan zanim wypowie nad chlebem i winem słowa Chrystusa, wzywa Ducha Świętego.

 

        Każda spowiedź również dokonuje się w mocy Ducha Świętego. Chrystus udzielił kapłanom Ducha Świętego, by odpuszczali grzechy. „Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”  (J 20,23). Przy grzechu ciężkim Duch Święty opuszcza duszę człowieka.

 

        Św. Franciszek Salezy pisał, że jak gołębie, które nie trzymają się miejsc nieczystych, tak Duch Święty nie przebywa w sercu zanieczyszczonym grzechem śmiertelnym. Dopiero poprzez sakrament spowiedzi na powrót zamieszkuje duszę, utrzymując ją w stanie łaski uświęcającej.   

  

        Sakrament święceń kapłańskich udzielany jest przez nałożenie rąk biskupa i modlitwę również poprzez moc Ducha Świętego.

 

        Podobnie sakrament małżeństwa. Przed przysięgą małżeńską wzywamy Ducha Świętego w hymnie: „O, Stworzycielu Duchu, przyjdź”.   

 

        Duch Święty jest źródłem naszej modlitwy. Św. Paweł pisze znane słowa: „Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26).  

 

        Podsumowując, nie ma niczego w życiu duchowym bez Ducha Świętego. „Nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: PANEM  JEST JEZUS”  (1 Kor 12,3b). Wszelki duchowy rozwój jest Jego dziełem przy współpracy człowieka.   

 

        Gdyby przyszło nam oddać życie za wiarę, Duch Święty da nam odwagę. Mówi Jezus: „A gdy was wydadzą, nie troszczcie się, jak i co macie mówić; albowiem będzie wam dane w tej godzinie, co macie mówić. Bo nie wy jesteście tymi, którzy mówią, lecz Duch Ojca waszego, który mówi w was” (Mt 10,19-20).

        W dniu Sądu Ostatecznego Bóg Ojciec „przywróci do życia nasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego z nas swego Ducha” (Rz 8,11). 

       

Teraz już rozumiemy, po co Chrystus zesłał swego Ducha. Teraz już rozumiemy, dlaczego Ojcowie Kościoła nazwali Ducha Świętego duszą Kościoła. Bez Ducha Świętego nie ma jedności Kościoła, nie ma Wiary, sakramentów, modlitwy, odwagi apostolskiej i w ogóle życia duchowego. Czym światło dla fauny i flory, tym Duch Święty dla świata duchowego.  

       

Módlmy się nieustannie o Ducha Świętego. Módlmy się do Ducha Świętego, by przyozdabiał ogród naszej duszy pięknymi cnotami i duchowymi darami.

       

Dziękujmy Bogu, za dar Ducha Świętego. Niech ta dzisiejsza refleksja, pewnie niełatwa, ale potrzebna zachęci nas do głębszego poznania tajemnicy Trzeciej Osoby Boskiej.

       

Przybądź Duchu Święty, napełnij serca swoich wiernych i zapal w nich ogień swojej miłości!

 

 

Modlitwa św. Jana Pawła II do Ducha Świętego:

 

Duchu Święty, proszę Cię  o dar Mądrości do lepszego poznawania  Ciebie i Twoich doskonałości Bożych,  o dar Rozumu do lepszego zrozumienia  ducha tajemnic wiary świętej,  o dar Umiejętności, abym w życiu kierował  się zasadami tejże wiary,  o dar Rady, abym we wszystkim u Ciebie  szukał rady i u Ciebie ją zawsze znajdował,  o dar Męstwa, aby żadna bojaźń ani  względy ziemskie nie mogły mnie od Ciebie oderwać,  o dar Pobożności, abym zawsze służył  Twojemu Majestatowi z synowską miłością,  o dar Bojaźni Bożej, aby żadna bojaźń ani  względy ziemskie nie mogły mnie od Ciebie oderwać. Amen.

 

 

Pytania:

  1. Jak współpracuję z Duchem Świętym, którego otrzymałam (łem) na chrzcie świętym ?

  2. Czy pozwalam Duchowi Świętemu, aby odnowił oblicze mojej codzienności ?

 

 

 

CZERWIEC


Temat: „WIERZĄCY NIEPRAKTYKUJĄCY"

 


Mężna postawa Apostołów, ich ewangelizacyjny zapał aż po oddanie życia, uczy nas dawać świadectwo o Chrystusie. Mamy świadczyć o Bogu zmartwychwstałym żywą wiarą! On zmartwychwstał i żyje! Żyje w swoim Kościele, w sakramentach, w Słowie Bożym. Czy nasze życie jednak świadczy o tym? Coraz częściej spotykamy się z ludźmi deklarującymi się jako WIERZĄCY NIEPRAKTYKUJĄCY. Jest to już powtarzane jak mantra i stało się utartym sloganem. Przyjrzyjmy się dziś bliżej takiej postawie. Ile postawa tzw. wierzących niepraktykujących ma wspólnego z postawą niezłomnych Apostołów? Chyba niewiele.

 


Św. Jan Paweł II wołał do zgromadzonych na Lednickich Polach: „U początku nowego tysiąclecia […] ze szczególną mocą docierają do nas słowa, które Pan Jezus skierował kiedyś do Piotra: «Duc in altum! – Wypłyń na głębię!» To wezwanie wypowiedziane u brzegów Jeziora Galilejskiego miało sens praktyczny – była to propozycja, ażeby Piotr odbił od brzegu i mimo zniechęcenia raz jeszcze zarzucił sieci. Równocześnie jednak miało ono głęboki sens duchowy: było zachętą do wiary”. Polecenie, które otrzymał św. Piotr, by wypłynąć na głębie i zarzucić sieci pokazuje, że wiara musi być połączona z uczynkami. Papież więc tym wołaniem podkreślił praktyczny wymiar wiary.

 


Można by powiedzieć, że „wierzący niepraktykujący” jest jak kochający niepraktykujący. Kocha, ale nie okazuje tej miłości, nie praktykuje jej! Kto uwierzy w taką miłość? Piotr zaufał Jezusowi i wypełnił Jego polecenie wypłynięcia i zarzucenia sieci, mimo iż wydawało mu się to bezcelowe, ponieważ łowili bezskutecznie całą noc. Swoje zaufanie do Jezusa wyraźnie potwierdził czynem.
Czy jest więc możliwe być katolikiem bez chodzenia do kościoła?

 


Ktoś kiedyś próbował zobrazować to przy pomocy następujących porównań, że „wierzący niepraktykujący” jest, jak: „Żołnierz, który nie służy w wojsku. Obywatel, który nie płaci podatków i nie głosuje. Sprzedawca, który nie ma klientów. Żeglarz na statku bez załogi. Biznesmen na bezludnej wyspie. Pisarz bez czytelników. Piłkarz bez drużyny. Polityk, który jest pustelnikiem. Naukowiec, który nie publikuje swoich odkryć”.

 


Życie chrześcijańskie bez praktyki, a więc nieustannego pogłębienia staje się karykaturą relacji z Chrystusem. Bardzo precyzyjnie mówi o tym św. Jakub w swoim liście: „Jaki z tego pożytek (…), skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Następnie św. Jakub dodaje: Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też martwa jest wiara bez uczynków” (Jk 3,14-16.26). Wiemy też, że tezą protestancką jest tzw. sola fide (tylko wiara). Według poglądów protestanckich tylko wiara jest istotna do zbawienia, uczynki nigdy nie mogą stanowić podstaw do usprawiedliwienia.

 


Na uwagę zasługują jeszcze jedne słowa św. Jakuba: „Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą” (Jk 2,19). Nie wystarczy więc uznawać istnienia Boga, lecz wiarę musi przepełniać miłość do Niego i wdzięczność! Bo czy można obejść się obojętnie wobec faktu, że Bóg stworzył nas na swój obraz, że stał się człowiekiem z miłości do nas, że umarł na krzyżu, że zmartwychwstał, że pozostał w swoim Kościele, w swoim słowie, w ofierze Mszy św., na której umiera mistycznie na ołtarzu i daje się w Komunii św., że otworzył nam niebo, że zawsze odpuszcza grzechy w sakramencie pojednania? Czy za takie dary można przejść obojętnie z Chrystusem? Czy nie należy się Bogu nawet godzina w tygodniu? Jak na te dary wygląda odpowiedź tzw. wierzącego niepraktykującego? Mówią, że nie mają czasu na niedzielną Eucharystię., ale ile czasu poświęcają na rozrywkę, chodzenie po marketach i galeriach? Czym oni się zajmą, kiedy wprowadzona zostanie w Polsce ustawa o niedzieli jako dniu wolnym od pracy? Czy ci ludzie wierzą jeszcze w Jezusa Chrystusa? Wierzą w Chrystusa Eucharystycznego?

 


Wiara Polaków w Eucharystię topnieje. Dlatego tzw. wierzącym niepraktykującym trzeba zadać pytania: Jak można wierzyć w Chrystusa, ale nie interesować się tym, że to On założył swój Kościół? Ani nie interesując się tym, co powiedział? Autor Listu do Hebrajczyków pisze: „Bez wiary nie można podobać się Bogu” (Hbr 11,6). A św. Jan naucza: „Kto mówi, że zna Boga, a nie zachowuje Jego przykazań, jest kłamcą i nie ma w nim prawdy” (1 J 2,4).

 


Pewien człowiek zapewniał, że jest wierzący, ale niepraktykujący. W rozmowie jednak wyszło jasno, że nie wierzy w obecność Chrystusa w Eucharystii! Obawiam się, że jego poglądy podziela większość tzw. wierzących niepraktykujących. Ile też osób pobożnych nacierpi się od tych ludzi nawet w własnych rodzinach… Wciąż wyśmiewani i napiętnowani, praktykują swoją wiarę mimo tych drwin i niezrozumienia. Niestety ile razy widzimy, jak po chrzcie św. dziecka jego rodzice latami nie pokazują się w kościele. Ponownie pojawiają się przed Komunią św. dziecka, po której następnie znowu znikają. Z ulgą odczuwając koniec rocznego chodzenia do kościoła i na spotkania. Zmęczeni białym tygodniem. Podobnie młodzież po bierzmowaniu, biorąc przykład rodziców, znika po tym sakramencie z kościoła! To tak jakby Apostołowie zaraz po zesłaniu Ducha Świętego stracili wiarę i zapał do pracy misyjnej. Tak wychowani, a właściwie nie wychowani do wiary, nie chcą zawierać ślubów i żyją w grzechu. I tak rośnie nowe pokolenie, które nazywa się wierzącym niepraktykującym. A co odważniejsi już wprost mówią, że w Boga nie wierzą. Jakże łatwo więc jest przejść z przekonania bycia wierzącym niepraktykującym do określenia siebie jako niewierzący. Widzimy jak wąska jest tu granica. Właściwie życie jednego i drugiego zazwyczaj nie różni się od siebie. A kiedy przychodzą do kancelarii po zaświadczenie, by mogli być chrzestnymi, z wielkimi pretensjami wysłuchują decyzji odmownej kapłana. I oczywiście winę zwalają na Kościół! A przecież oni sami są Kościołem, ale niestety zapewne jego martwą częścią. Nie dają w swoich środowiskach żadnego chrześcijańskiego świadectwa. Wciąż krytykują Kościół i kapłanów, bardziej słuchając lewackich mediów niż Słowa Bożego. Posługują się utartymi sloganami, które bezmyślnie powtarzają, usprawiedliwiając tak swoje sumienia. Mówią, że ksiądz dla nich nie ma czasu. Ale kiedy przychodzi po kolędzie, zastaje drzwi zamknięte. Kompletnie nie wychowują dzieci do wiary, ale mają pretensje do katechety, że za dużo wymaga. Nie chodząc do kościoła, nie słyszą kazań. Powtarzają jednak utarte slogany, że z ambony mówi się tylko o polityce i woła o pieniądze… itd.

 


Czasem niektórzy mówią, że „chodzą do kościoła tylko wtedy, kiedy mają potrzebę”. Może na pasterkę, rezurekcję, Boże Ciało… Co bardziej jeszcze letni zatrzymają się jedynie na święconce i na okazjach takich jak chrzciny dziecka, pierwsza Komunia św. chrześniaka, ślub i oczywiście pogrzeb. Coraz więcej z nich nie przystępuje już do sakramentu spowiedzi i nie przyjmuje Komunii św. nawet w te dni! Przychodzą np. na Boże Ciało, ale nie przygotują się do przeżywania tego dnia poprzez spowiedź i nie karmią się Ciałem Chrystusa! Przychodzą z całą rodziną na Mszę w intencji zmarłego, ale prawie nikt z nich nie idzie do Komunii św. za jego duszę. Płytki jest ten katolicyzm. Idą, kiedy mają potrzebę… Wystarczy zastosować proste porównanie, żeby zobaczyć nonsens takiej postawy. Jeżeli ktoś kogoś kocha, to czy idzie do swej sympatii, tylko wtedy kiedy ma potrzebę, czy też dlatego, że kocha? Postawa taka pachnie egoizmem i ma niewiele wspólnego z miłością do Boga – Bóg dla własnych potrzeb, Bóg na zawołanie, Bóg kiedy ja mam ochotę i potrzebę… Oczywiście, że przychodząc do świątyni mamy potrzeby w sercu: prosimy o rozwiązanie trudnych sytuacji… znalezienie pracy, spokój wewnętrzny… itd., ale najważniejsza motywacja brzmi: Idę na Mszę św., bo czeka tam na mnie Jezus, który mnie kocha i pragnie się ze mną zjednoczyć w darze Komunii św., idę by umocnić swoją wiarę i relację z Jezusem. Idę, bo jestem posłuszny Kościołowi, który chce mojego dobra. Dlatego każda Msza św., każda pięknie przyjęta Komunia św. jest jak wypłynięcie na głębie i zarzucenie sieci. Otrzymujemy sieć nie pełną ryb, ale ogrom łask. Otrzymujemy Boże błogosławieństwo i duchową siłę na cały tydzień. Każda niedziela, dzień Pański jest dla nas katolików – można powiedzieć – „małą Wielkanocą”. Przypomina nam o największej prawdzie wiary, o zmartwychwstaniu Chrystusa!

 


Tymczasem kiedy pada pytanie o praktykę wiary: odpowiedź najczęściej brzmi: Oczywiście, że chodzimy do kościoła. Ale kiedy się zapyta czy co tydzień: … aż tak często to nie… A przecież każda opuszczona z własnej winy Msza jest grzechem ciężkim, pozbawia nas stanu łaski uświęcającej, a przez to tracimy prawo do nieba.
Niektórzy próbują argumentować swój brak praktyki wiary tezą, że modlić się można wszędzie – to prawda. Ale czy coś tak naprawdę może zastąpić Mszę św., na której Chrystus na sposób mistyczny uobecnia całą swą mękę? Czy coś może zastąpić sakramentalne zjednoczenie w Komunii św., czy słuchanie Bożego Słowa? Przecież Jezus mówił, że kto nie przyjmuje Ciała Jego – nie będzie miał życia w sobie (J 6,53)! Kiedyś przyszła pewna osoba do kancelarii po zaświadczenie do bycia chrzestną. Kapłan zapytał ją o praktykę wiary. Stwierdziła, że woli iść sobie do lasu i tam się pomodlić niż do kościoła. Ksiądz w rezultacie odesłał ją do leśniczego po pozwolenie do bycia chrzestną.

 


Bł. Edmund


Był obrońca wiary świętej, a dziś tak bardzo potrzeba nam umacniać wiarę i przekazywać ją dzieciom, a przez nie rodzicom i całym rodzinom. Sam bronił wiary w sercach dzieci i do tego szczególnie zachęcał siostry i wszystkich, z którymi się spotykał. Chciał, aby ochronki były miejscem gdzie będzie ochraniane ich dziecięctwo Boże – dar wiary otrzymany na chrzcie świętym.

 


Udział we Mszy św. niedzielnej jest czymś fundamentalnym dla nas katolików. To Eucharystia ma nas kształtować m.in. do wykonywania uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała. Dla pierwszych chrześcijan przeżywanie niedzielnej Eucharystii w gronie wspólnoty w pierwszy dzień tygodnia, czyli dzień zmartwychwstania było zaszczytem i znamieniem przynależności do Chrystusa. Mimo prześladowań spotykali się o wschodzie słońca, by przez kapłana składać bezkrwawą ofiarę Chrystusa, a wschodzące słońce miało symbolizować Chrystusa zmartwychwstającego, a także przychodzącego powtórnie na końcu czasów. Ten, kto nie szedł na Eucharystię z lenistwa pokazywał, że rezygnuje z przynależności do wspólnoty chrześcijan, bo nie zależy mu na spożywaniu Ciała i Krwi swego Mistrza. Czy ci tzw. wierzący niepraktykujący w ogóle wiedzą co dzieje się na Mszy św.? Czy pogłębiają oni wiarę? Zdarza się, że na pouczeniu przed chrztem nie potrafią wymienić siedmiu sakramentów! Nie mówiąc już o Przykazaniach kościelnych. Szczytem ignorancji zawinionej było, kiedy na pouczeniu przed chrztem matka dziecka pomyliła obrzęd namaszczenia przy bierzmowaniu z posypaniem głów popiołem ! To jest dramat.

 


Jako osoby tzw. wierzące niepraktykujące łamią wszystkie przykazania kościelne! Trwają również w grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, zamykając swoje serca na Boże przebaczenie. Gardzą sakramentami i nauką Kościoła, negując prawdy wiary i zasady moralności! W ten sposób tracą cnotę teologalną wiary. Stawiają własny rozum nad prawdami Bożego Objawienia. Sugerują w ten sposób, że Chrystus się pomylił, a może kłamał? W gruncie rzeczy ci ludzie odrzucając naukę Kościoła, odrzucają naukę Jezusa. Gardzą też wspólnotą, której są częścią poprzez chrzest św. Niech wczują się w sytuację chrześcijan prześladowanych za wiarę w ok. 80 krajach świata! Niech pomyślą o postawie katolików w Sudanie, Chinach, Korei Północnej, Syrii, Iraku… Tam za praktykę wiary grozi kara śmierci! A w Europie wygoda, dobrobyt, materializm i konsumizm powodują, że coraz więcej katolików zrywa żywą łączność z Kościołem, a przez to z Panem Bogiem. Zamykają się w swoich wybudowanych twierdzach. Szczerzący się indywidualizm skutkuje nawet tym, że ludzie nie znają się w sąsiedztwie. Ten indywidualizm powoduje również, że przestają utożsamiać się ze wspólnotą Kościoła.

 


Podobnie obserwujemy jak coraz więcej ludzi zaniedbuje spowiedź wielkanocną. A swoje przeżywanie świąt redukują do poświęcenia koszyczka. Czy to święconka dla nich zmartwychwstała czy Jezus Chrystus? Dlaczego tak niewielu znajduje czas na adorację Jezusa w ciemnicy czy w grobie Pańskim? Ale całe tłumy biją na poświęcenie jajek… Czy ci ludzie są jeszcze wierzącymi w zmartwychwstanie Jezusa katolikami? Jak oni przeżywają największe święta naszej wiary, kiedy nawet nie przyjmą Komunii św.? Podobnie do święconki powodzeniem cieszy się palma w niedzielę Palmową i popiół w środę popielcową. Symbol wygrywa nad Rzeczywistą Obecnością Boga! Tu jest żywy Bóg w Komunii św., ale nie… koszyczek, palma i popiół, to jest coś, ze względu na co warto przyjść do kościoła! Ile dzieci i młodzieży nagle widzimy w kościołach w te dni! A jeszcze jak jest ładna pogoda…

 


Często spotykamy się też ze stwierdzeniem osób niepraktykujących, że „ci, którzy chodzą do kościoła i tak nie są lepsi”. Jest to zapewne dla nas przedmiot do refleksji, dlaczego tak mówią… Czy rzeczywiście my praktykujący dajemy prawdziwe świadectwo wiary od poniedziałku do soboty? Jednakże ci, którzy usprawiedliwiają się mówiąc, że żyją lepiej od chodzących do kościoła zapominają, że to nie etyczne życie ma nas zbawić, ale osobista relacja z Jezusem Chrystusem i czyny wypływające z tej więzi. Poza tym ci, co są w kościele spełniają swój obowiązek uczestnictwa we Mszy niedzielnej, a tamci nim gardzą. Ci przychodzą do świątyni, gdzie mieszka Bóg, tamci mijają ją z daleka.

 


Podobnie stwierdzenie, że wiara to moja prywatna sprawa wykazuje zupełne niezrozumienie istoty Kościoła. Jesteśmy jako chrześcijanie włączeni przez chrzest św. w Mistyczne Ciało Chrystusa i mamy wpływ na jego duchową kondycję. Każdy ochrzczony jest odpowiedzialny za Kościół! Święta wiara katolicka nigdy nie jest moją prywatną sprawą! Takie mówienie to absurd. Nie można oddzielić wiary od życia. To niestety spotyka również nas praktykujących. Dajemy zbyt małe świadectwo wiary na co dzień, a przez to nie mamy siły ewangelizacyjnej. Nie potrafimy przyciągnąć do wiary błądzących. Ale jakże często świadectwo dajemy, ale ci ludzie nie chcą już słuchać, mają bowiem już własną teologię, własną filozofię życia. W rzeczywistości stali się zatwardziałymi grzesznikami, którzy lekceważą Boga, Kościół i Jego Przykazania!

 


Tzw. wierzący niepraktykujący mówią często, że w Boga to oni wierzą, ale w Kościół nie wierzą. W jakiego więc Boga wierzą? Chyba nie w Jezusa Chrystusa, bo to przecież On założył Kościół. Św. Jan Paweł II mówił w Częstochowie w 1997 r.: „Kościół jest przecież naszą duchową matką, Jemu zawdzięczamy to, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy (1 J 3,1). (…) Kościół jest Ciałem Chrystusa (…). NIE powiedziane Kościołowi byłoby również NIE powiedzianym Chrystusowi (…); Trzeba, abyśmy byli wiernymi dziećmi Kościoła, który tworzymy. Jeśli naszą wiarą i życiem mówimy TAK Chrystusowi, to trzeba również powiedzieć TAK Kościołowi”.

 


Kościół jest Mistycznym Ciałem Jezusa, On jest Głową, a my jego członkami. Oddzielanie głowy od ciała to absurd. Nie da się oddzielić wiary od Kościoła. A jeśli oddzielimy wiarę od Kościoła, nie będzie to już wiara katolicka. Będą to już przeważnie poglądy protestanckie, deizm lub agnostycyzm.

 


Ci tzw. wierzący niepraktykujący mówią, że nie mają się z czego spowiadać. Mówią też, że nie będą swoich grzechów wywlekać przed obcym facetem. To ukazuje najprawdopodobniej, że utracili wiarę w sakrament św. spowiedzi, który ustanowił sam Chrystus. On sam dał Apostołom władzę rozgrzeszania: „Komu odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a komu zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,23). Ci ludzie nie rozumieją w ogóle rzeczywistości nadprzyrodzonej, zazwyczaj bowiem nie mają już życia duchowego. Nie mają pojęcia na czym polega droga do doskonałości chrześcijańskiej. Nie rozumieją, że w tym sakramencie działa sam Chrystus, a kapłan jest tylko narzędziem. Nie rozumieją, ale czy chcą rozumieć?

 


Mówią też, że do kościoła chodzić nie będą, bo nie będą robić tego, co im każe jakiś ksiądz. Nie będą słuchać jakiegoś księdza. Zapominają jednak, że ten kapłan nie mówi od siebie, ale naucza prawd wiary i wyjaśnia Słowo Boże. Mówi w imieniu Boga i Kościoła, a nie we własnym imieniu, nie wygłasza też własnych poglądów.Taka w gruncie rzeczy jest postawa człowieka tzw. wierzącego niepraktykującego. Natomiast człowiek, który prawdziwie przyjął Jezusa do swego życia pragnie dostosować je do Jego woli i wypływa na głębię swojej wiary poprzez: nieustanną modlitwę, rekolekcje, lekturę Biblii, Komunię św., spowiedź, zgłębianie prawd wiary poprzez lekturę prasy katolickiej czy książek, słuchanie dobrych kazań w Internecie… Taki człowiek tęskni za spotkaniem Jezusa, wiara jest dla niego rzeczywistością nie statyczną, ale dynamiczną, wymagającą ciągłego pogłębiania! Taki człowiek z wiarą żywą, a nie martwą, chętnie głosi innym o Chrystusie.

 


Drogi Bracie, Droga Siostro. Jeśli uważasz się za wierzącego niepraktykującego. Zapraszam cię, byś poznał swoją wiarę. Przystąp do sakramentów naszego Pana, zaczerpnij ze źródła łaski i wypłyń na głębię. Pomyśl nad spowiedzią generalną z całego życia. Proś o ożywienie darów, które otrzymałeś w sakramencie chrztu i bierzmowania! Odnów w sobie świadomość tych sakramentów. Przypomnij sobie, jak pięknie przystępowałeś do Pierwszej Komunii św. i zastanów się co się stało z szatą twojej duszy? Przestań oszukiwać samego siebie i zadbaj o swoje zbawienie. Odłóż na bok wszelkie żale, jakie masz do Kościoła i uświadom sobie, że i ty tworzysz jego rzeczywistość. Ty sam również masz swoje grzechy i słabości. A Kościół to wspólnota grzeszników mniej lub bardziej nawróconych.

 


Św. Jan Vianney powiedział : „Nie każdy święty dobrze zaczynał, ale każdy święty dobrze kończył”. I ty możesz jeszcze stać się gorliwy i święty! Zaufaj Bogu i odnów swoje życie. Wtedy osiągniesz pokój serca i radość, jakiej może nigdy nie doznałeś!

 


Posłuchajmy ponownie słów św. Jana Pawła II znad Lednicy: „Duc in altum! Dzisiaj te Chrystusowe słowa kieruję do każdego i każdej z was: «Wypłyń na głębię! Zawierz Chrystusowi, pokonaj słabość i zniechęcenie i na nowo wypłyń na głębię! Odkryj głębię własnego ducha. (…) Przyjmij słowo Chrystusa, zaufaj Mu i podejmij swą życiową misję. Ludzie nowego wieku oczekują Twojego świadectwa. Nie lękaj się! Wypłyń na głębię – jest przy tobie Chrystus»”.

 

 

WRZESIEŃ


Temat: CHRYSTUS TAK...

 


WPROWDZENIE:


W styczniu 2006 roku zmarł jeden z najwybitniejszych żydowskich nauczycieli – Yitzak Kaduri. Na jego pogrzebie było 300 000 Żydów. Na kilka miesięcy przed swoją śmiercią spisał na małej karteczce ostatnie słowa. Odpieczętowana po jego śmierci notatka brzmiała: MESJASZEM, KTÓRY PRZYJDZIE JEST JESHUA. Imię to znane jest nam jako Jezus. Informacja ta od razu wywołała burzę dyskusji. Czyżby rabin uznał w Jezusie Mesjasza?

 


Wypowiedzi:


Dla mnie wiara i chodzenie do kościoła to dwie różne sprawy, które tylko częściowo siebie dotyczą. I może opowiadam tu jakieś herezje, ale wierzę, a w kościele pojawiam się rzadko.
Zraziłam się do księży i instytucji spowiedzi i poprzestałam na szczerej rozmowie z Bogiem, bez pośredników w sutannach.
W kościół i jego filozofie i tak nie wierze, ale za to w Chrystusa jak najbardziej.
Takie wypowiedzi Polaków na temat Kościoła można znaleźć w internetowym forum. Skłania to do podjęcia refleksji nad istotą Kościoła, nad tym, czym właściwie jest Kościół. Jaka jest misja Kościoła?
Bł. Edmund
Odnajdywał Chrystusa w Jego Kościele. Jego miłość do Kościoła wynikała z dziecięcej synowskiej miłości do Boga Ojca, którego dzieckiem czuł się przez całe życie. Jako chrześcijanin dbał o dobre imię Kościoła. Znajomość prawd wiary i mocne w nich zakorzenienie pozwalały mu bronić wartości chrześcijańskich. Przychodził do świątyni, trwał długimi godzinami przed Najświętszym Sakramentem skąd czerpał siłę do życia.
Ostatnio robi karierę powiedzenie: CHRYSTUS TAK, KOŚCIÓŁ NIE. By się to potwierdziło, wystarczy zrobić prostą ankietę i zadać pytanie: Czy akceptujesz nauczanie Jana Pawła II? Odpowiedź zazwyczaj padnie, że tak. Ale kiedy zadamy pytanie, czy akceptujesz naukę Kościoła? Otrzymamy różne odpowiedzi. A przecież Jan Paweł II nie nauczał niczego innego jak Kościół od 2000 lat. To pokazuje, że niewielu zrozumiało istotę Kościoła.

 

Czy można więc wierzyć w Jezusa, odrzucając Kościół?

 


Jan Paweł II rozwiewa wątpliwości, pisząc: „Kościół jest przecież naszą duchową matką, Jemu zawdzięczamy to, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy (1 J 3,1). (…) Kościół jest Ciałem Chrystusa (…). NIE powiedziane Kościołowi byłoby również NIE powiedzianym Chrystusowi (…); Trzeba, abyśmy byli wiernymi dziećmi Kościoła, który tworzymy. Jeśli naszą wiarą i życiem mówimy TAK Chrystusowi, to trzeba również powiedzieć TAK Kościołowi” (Częstochowa, 4 VI 1997).
Czym właściwie jest Kościół?

 


Św. Paweł napisał znamienne słowa: „Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić”. Wynika z tego, że Chrystus jest tak ściśle zjednoczony ze swym Kościołem, jak mąż i żona. Czy da się więc wierzyć w Chrystusa, pomijając Kościół, który On założył (Mt 16,18)?
S.B. ks. Blachnicki podczas kazania w dniu piątym Oazy II stopnia podkreślał, że Kościół to nie tylko przedłużenie Wcielenia Chrystusa, ale uobecnienie namaszczenia Chrystusa Duchem Świętym. „Chrystus jako Głowa Kościoła został namaszczony, otrzymał pełnię Ducha Świętego i przelewa tego Ducha na członki Kościoła. Wszyscy otrzymują uczestnictwo w namaszczeniu Chrystusa Duchem Świętym”. Dzieje się to głównie przez chrzest i bierzmowanie, ale również przez Eucharystię.

 


Duch Święty prowadzi Kościół, jest Duszą Kościoła, w Jego mocy działają sakramenty, w świetle Ducha Świętego Kościół naucza. Każdy z nas działa w mocy Ducha. Ma tworzyć ŻYWY KOŚCIÓŁ! Przekonał się o tym anglikański duchowny bł. Jan Henryk Newman. Będąc wykładowcą głęboko wniknął w Tradycję Kościoła i badał źródła powstania chrześcijaństwa. W końcu na drodze intelektualnej stwierdził, że w Kościele katolickim trwa nauka Apostołów przekazywana w niezmiennym kształcie nieprzerwanie od 2000 lat. Jako jeden z największych geniuszy XIX wieku udowodnił teologicznie, że papież posiada dar nieomylności w sprawach wiary i moralności. Porzucił anglikanizm i przeszedł na katolicyzm, po czym został wyświęcony na kapłana, a ostatecznie mianowany kardynałem. Zaraz w rok po jego nawróceniu poszło za nim ponad trzystu intelektualistów, wykładowców, teologów… Jan Paweł II rozpoczął proces o stwierdzenie jego świętości.
To świadectwo ukazuje, że tylko w Kościele katolickim trwa niezmienna nauka Jezusa, tylko tu jest pełnia łaski i prawdy (filar i podwalina prawdy – 1 Tm 3,15).

 


KOŚCIÓŁ KATOLICKI = KOŚCIÓŁ CHRYSTUSOWY

 


Kard Ratzinger w Dominus Jesus pisał: „Kościół Chrystusowy, pomimo podziału chrześcijan, nadal istnieje w pełni jedynie w Kościele katolickim; po drugie, że liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy znajdują się poza jego organizmem, to znaczy w Kościołach i kościelnych Wspólnotach, które nie są jeszcze w pełnej wspólnocie z Kościołem katolickim” (p. 16). Są to elementa Ecclesiae. Kard. pisze dalej w punkcie 17: „Istnieje zatem jeden Kościół Chrystusowy, który trwa w Kościele katolickim rządzonym przez Następcę Piotra i przez biskupów w łączności z nim. Kościoły, które nie będąc w pełnej wspólnocie z Kościołem katolickim, pozostają jednak z nim zjednoczone bardzo ścisłymi więzami, jak sukcesja apostolska i ważna Eucharystia, są prawdziwymi Kościołami partykularnymi. Dlatego także w tych Kościołach jest obecny i działa Kościół Chrystusowy, chociaż brak im pełnej komunii z Kościołem katolickim, jako że nie uznają katolickiej nauki o prymacie, który Biskup Rzymu posiada obiektywnie z ustanowienia Bożego i sprawuje nad całym Kościołem.

 


Natomiast wspólnoty kościelne, które nie zachowały prawomocnego Episkopatu oraz właściwej i całkowitej rzeczywistości eucharystycznego misterium, nie są Kościołami w ścisłym sensie; jednak ochrzczeni w tych wspólnotach są przez chrzest wszczepieni w Chrystusa i dlatego są w pewnej wspólnocie, choć niedoskonałej, z Kościołem.

 


Jednak wielu dziś by chciało Kościoła nowoczesnego, idącego z duchem czasu. I są zdziwieni, bo mimo wielu nacisków Kościół nie nagina się do współczesnej mentalności świata. Nie idzie na kompromis z współczesnymi zasadami, które z resztą wciąż się zmieniają z biegiem wieków. Zmienia się mentalność świata, epoki przychodzą i mijają, a zasady Kościoła wciąż pozostają niezmienne.

 


Za tę niezmienność Kościół płaci niejednokrotnie cenę utraty swoich wyznawców, obwoływania go ciemnogrodem, przestarzałą instytucją pełną niepotrzebnych kwitów i kancelaryjnych zaświadczeń. A nawet Kościół płaci cenę prześladowań, bo dziś co roku setki tysięcy chrześcijan na całym świecie oddaje życie za wiarę. Mimo takiej ceny, Kościół nie może zaakceptować propozycji świata sprzecznych z Tradycją i Pismem świętym: antykoncepcji, środków wczesnoporonnych, aborcji, metody in vitro, eutanazji, klonowania człowieka, czynów homoseksualnych. Nie ugnie się też, by znieść celibat księży, nierozerwalność węzła małżeńskiego, czy wprowadzić kapłaństwo kobiet.

 


Choć sytuacja świata wymusza na Kościele podejmowanie nowych form duszpasterstwa i ewangelizacji, wymusza, by pochylał się nad słabym człowiekiem, to nie wolno Kościołowi zmieniać nauczania, by stać się wygodniejszym dla świata. Wówczas zafałszowałby prawdę objawioną od Boga i przestał być narzędziem zbawienia! Utracił by również swoją wiarygodność. Kościół z natury jest konserwatywny, bo przechowuje niezmienną prawdę objawioną przez Boga.

 

Czy chciałbym wierzyć w Kościół, który jak chorągiewka na wietrze zmienia swoje nauczanie, bo taki duch epoki ?

 


Nie brakuje też i takich, którzy próbują kontestować Kościół, wyciągają jego błędy z przeszłości i teraźniejszości. Inkwizycja, krucjaty, potępienie Galileusza, krwawa chrystianizacja Ameryki, Pius XII, który nie pomógł Żydom, jakiś antysemityzm ojca Tadeusza. Trzeba by zapewne dokładnej analizy tych wszystkich zarzutów. Najlepiej chyba na nie odpowiedział Jan Paweł II w 2000 r., kiedy przeprosił oficjalnie świat za grzechy Kościoła!

 


Jednak ci, co próbują negować Kościół wykazując słabości duchowieństwa lub obłudę ludzi praktykujących zapominają, że „drogą Kościoła jest człowiek” – jak mówił wspomniany już Jan Paweł II, a ten człowiek popełnia błędy, upada i powstaje. Już pierwszy papież – Piotr trzykrotnie zaparł się Jezusa na dziedzińcu Kajfasza, już pierwszy biskup Judasz sprzedał Jezusa, już Apostołowie nie dowierzali w zmartwychwstanie.
Kościół jest święty, bo w nim jest Bóg, ale i słaby przez grzechy ludzkie.

 

CZY KOCHAM TAKI KOŚCIÓŁ?

 


Kościół to nie tylko duchowieństwo, ale i świeccy. Kościół ma oblicze każdego z nas. Każdy ochrzczony stanowi część Kościoła i ponosi odpowiedzialność za jego duchową kondycję. Moje grzechy są grzechami Kościoła, a moje zwycięstwa są zwycięstwami Kościoła!
Ciekawą drogę do tego zwycięstwa miał Włoch Bruno Cornacchiola, który pod wpływem sekty protestanckiej znienawidził Kościół katolicki. Z zapałem go zwalczał. Kiedy w 1947 r.pisał przemówienie, w którym na podstawie Biblii miał ośmieszyć kult Eucharystii i Matki Bożej, jemu i jego dzieciom ukazała się Maryja. Po tej wizji stał się żarliwym obrońcą Kościoła katolickiego. Maryja, objawiając mu się przekonywała go, że papież jest następcą Chrystusa, że wszystko, co Bóg objawił znajduje się w Piśmie św. i w Tradycji, czyli w oficjalnych wypowiedziach Kościoła. Zachęcała go do odmawiania różańca i do czci Eucharystii. Jako nawrócony spotkał się z papieżem Piusem XII, wręczył mu sztylet z napisem „śmierć papieżowi”, mówiąc z płaczem: „Proszę o przebaczenie, gdyż przy użyciu tego sztyletu planowałem zamach na Jego Świątobliwość”.

 


Niech nasze dzisiejsze rozważanie zakończy wizja Kościoła, którą miał św. Jan Bosko w 1862 r.Tak relacjonuje tę wizję: „Ujrzałem siebie na skalistej wysepce na morzu. Szalała straszliwa burza. Wtem ujrzałem olbrzymi okręt, potężnie miotany na wszystkie strony. Na nim zobaczyłem papieża, kardynałów, biskupów, księży, zakonników i wielu ludzi. I zrozumiałem: oznacza to święty Kościół Katolicki. Wokół tego wielkiego okrętu-Kościoła widziałem wiele innych potężnych okrętów i były to wszystkie mniej lub więcej agresywne statki, które atakowały okręt Kościoła (…). Okręt Kościoła ciężko uszkodzony, zdawał się być zgubiony wobec szalonej przemocy wrogów; sądzili oni, że odnieśli zwycięstwo. Lecz wtedy zobaczyłem, jak nagle z ciemności i wzburzonego morza wyłaniają się dwie wspaniałe świetlane kolumny. Nad pierwszą dojrzałem u góry unoszącą się ogromną, jaśniejącą Hostię (…), na drugiej statuę Niepokalanej Matki Bożej (…). Papież wydał polecenie, by skierować okręt Kościoła do tych obu kolumn światła. Tam kazał go uwiązać i zakotwiczyć.

 


Kiedy to nastąpiło, burza uciszyła się, ustąpiły ciemności i nastał wspaniały dzień. Wówczas zauważyłem, jak wrogie okręty popadły w największy zamęt, zderzały się ze sobą, tonęły w głębinach wód lub wylatywały w powietrze. Inne oddalały się i znikały z pola widzenia. Wielu rozbitków z tych zniszczonych okrętów pływało na szczątkach statków, kierując się ku niosącemu ratunek okrętowi Kościoła. Przyjmowano ich tam z litością i udzielano pomocy”.

 


W tych trudnych czasach Bóg przez św. Jana Bosko pokazuje, gdzie jest ratunek dla Kościoła: w Eucharystii i kulcie Maryi. Zaufajmy więc Kościołowi… on dał nam wiarę i nadzieję na zbawienie… zaufajmy Piotrowi naszych czasów – papieżowi, bo niegdyś do jego poprzednika Jezus powiedział:

 


„Ty jesteś Piotr, czyli skała
i na tej skale zbuduję Kościół mój,
a bramy piekielne go nie przemogą”
(Mt 16,18)

PAŹDZIERNIK


Temat: W KOŚCIELE OTRZYMUJĘ ŻYCIE

 


Perspektywa życia wiecznego ma wpływ na podejmowane decyzje i na sposób naszego życia. Ta katecheza ma przypomnieć podstawowe prawdy katolickiej eschatologii.

 


W tej katechezie pragniemy poruszyć zagadnienia życia wiecznego, które daje nam Jezus. „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną, a ja daję im życie wieczne” (J 10,27-28). Dziś jednak nierzadko reakcja katolika, kiedy słyszy o sprawach wieczności, to pytanie: „A kto to wie?”. Znamy na pewno stwierdzenie: „Nikt tego nie wie, bo nikt stamtąd nie wrócił i nie opowiedział, jak tam jest”. Warto sobie uświadomić, że w Składzie Apostolskim mówimy: „Zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał, wstąpił na niebiosa”. Jezus jest więc tym, który będąc Bogiem i Człowiekiem przeszedł przez granicę śmierci i własną mocą wrócił do życia, by ostatecznie jako Pan życia zasiąść na tronie po prawicy Ojca. Wielu Świętych Kościoła również miało doświadczenia nieba, piekła czy czyśćca.

 


św. Paweł pisze o sobie, że „został porwany aż do trzeciego nieba (…), uniesiony do raju i słyszał tajemne słowa” (2 Kor 12,2-4). Jednak nie na świadectwach Świętych opiera się nasza wiara, ale na świadectwie Chrystusa. Kościół bowiem przekazuje treści wiary, które objawił nam Zbawiciel.

 


Czy opieramy naszą wiarę w życie wieczne na nauce Chrystusa?

 


Katolik powinien mieć świadomość wiecznej perspektywy swego życia. Przez chrzest św. stał się dziedzicem nieba. Zasadnicze zagadnienia, jakie poruszymy w tej katechezie to: nieśmiertelność duszy, śmierć, sąd szczegółowy, piekło, czyściec, niebo, powszechne zmartwychwstanie ciał i sąd ostateczny.

 


„Dusza ludzka jest nieśmiertelna” – tak brzmi jedna z głównych prawd wiary, której uczyliśmy się przed pierwszą Komunią św. Człowiek składa się z ciała i z duszy rozumnej. Na potwierdzenie tego posłuchajmy fragmentu Pisma św.: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle” (Mt 10,28)

 


W Katechizmie czytamy: „Kościół naucza, że każda dusza duchowa jest bezpośrednio stworzona przez Boga – nie jest ona produktem rodziców – i jest nieśmiertelna; nie ginie więc po jej oddzieleniu się od ciała w chwili śmierci i połączy się na nowo z ciałem w chwili ostatecznego zmartwychwstania” (KKK 366).

 


Godne zainteresowania są odkrycia Johna Ecclesa (1903-1997), który otrzymał nagrodę Nobla za „udowodnienie” istnienia duszy nieśmiertelnej w człowieku. Stwierdza, że materia nie jest w stanie wytwarzać zjawisk psychicznych i nie ma przechodzenia energii fizycznej w psychiczną. Pisał: „Wierzę, że moje istnienie jest fundamentalną tajemnicą, która przekracza każdą biologiczną ocenę rozwoju mojego ciała (również mózgu) z jego genetycznym dziedzictwem i ewolucyjnym pochodzeniem. Byłoby nierozsądnym wierzyć, że ten wspaniały dar świadomego istnienia nie ma dalszej przyszłości oraz możliwości egzystencji w innej niewyobrażalnej rzeczywistości”. „Im bardziej naukowe badania odkrywają prawdę o pracy ludzkiego mózgu, tym jaśniej możemy rozróżnić jego funkcjonowanie i myślenie - i w tym kontekście widać, jak wspaniałe jest zjawisko myślenia. Przekonanie, że myślenie jest efektem materialnych procesów, jest po prostu przesądem utrzymywanym przez dogmatycznych materialistów”.

 


Przejawami istnienia w człowieku nieśmiertelnej rozumnej duszy są np.: świadomość siebie, wyobraźnia, myślenie, przeżycia religijne, uczucia, emocje, głos sumienia.

 


Każdego z nas czeka śmierć, a zaraz po niej sąd szczegółowy. „A jak postanowione ludziom raz umrzeć, potem zaś sąd” (Hbr 9,27).
„W śmierci, będącej rozdzieleniem duszy i ciała, ciało człowieka ulega zniszczeniu, podczas gdy jego dusza idzie na spotkanie z Bogiem, chociaż trwa w oczekiwaniu na ponowne zjednoczenie ze swoim uwielbionym ciałem” (Katechizm Kościoła Katolickiego, p. 997). Śmierć więc jest oddzieleniem duszy od ciała, jest konsekwencją grzechu pierworodnego. Ciało jak naczynie gliniane ulegnie zniszczeniu, ale zmartwychwstanie ponownie w dniu sądu ostatecznego. „Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa” (Katechizm Kościoła Katolickiego, p. 1022). Sąd ten więc będzie polegał na porównaniu naszego życia z życiem Chrystusa, którego mamy naśladować.
Po śmierci każdy człowiek staje na sądzie, by zdać sprawę ze swego życia. „Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre” (2 Kor 5,10).

 


Głębokie są słowa prefacji za zmarłych: „Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”.
Po sądzie szczegółowym możliwe są dwie rzeczywistości wieczne: niebo lub piekło. Czyściec jest stanem przejściowym przed osiągnięciem nieba.

 


Poruszymy teraz temat piekła. Wokół tego zagadnienia panuje wielka nieświadomość. Posłuchajmy na początku słów Katechizmu: „Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem piekło” (Katechizm Kościoła Katolickiego, p. 1033). Piekło więc jest naturalną konsekwencją odrzucenia Boga, złamania Jego Przykazań. Tak św. Jan Vianney nauczał swoich parafian w kazaniu: „O, przeklęty grzechu śmiertelny, jak mało cię ludzie znają, a jak często popełniają! Powodujesz straszne zniszczenia w naszej świętej wierze, jesteś katem dusz, źródłem potępienia, ohydą w oczach Nieba i spustoszeniem ziemi!”.

 


Piekło w niczym nie sprzeciwia się Bożemu miłosierdziu, ale polega na dobrowolnym odrzuceniu tego miłosierdzia i Bożego przebaczenia. To człowiek sam swoją wolną wolą wybiera wieczność bez Boga. Utwierdza się w tej decyzji w momencie śmierci. Św. Jan Vianney tak się modlił: „Kocham Cię, o Boże mój, i lękam się piekła jedynie dlatego, że nie ma w nim tej słodkiej pociechy kochania Ciebie”. Istotą piekła jest więc nieobecność Boga.

 


Jest to prawda wiary, o której wielokrotnie mówił Zbawiciel, ostrzegając nas:

 


„Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego Królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 13,41-42).
„Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! (…) I pójdą ci na wieczną karę, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25,41.46).
Potępienie więc jest wieczne. Synod w Konstantynopolu (543 r.) i Sobór Laterański (1215 r.) uroczyście orzekł, że niemożliwe jest zbawienie potępionych ludzi i demonów. Nauka Kościoła stoi na stanowisku, że „potępieni mają wolę utwierdzoną w grzechu i niedostępną dla nawrócenia. Dzieje się to z winy samych potępionych. Bóg nie odmawia wszelkiej łaski, oni zaś nie chcą nawet łaski, gdyż są pełni nienawiści” (św. Augustyn).

 

 

Posłuchajmy teraz niektórych świadectw mistyków Kościoła.

 

Św. Faustyna pisze: „Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez Anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam: pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga; drugie – ustawiczny wyrzut sumienia; trzecie – nigdy się już ten los nie zmieni; czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym; piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje; szósta męka jest ustawiczne towarzystwo szatana; siódma męka – jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa. Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk, są męki dla dusz poszczególne, które są męki zmysłów, każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie, jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą; piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie jako tam jest. Ja, Siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego, musieli mi być posłuszni. To com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam, że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze, toteż jeszcze się goręcej modlę o nawrócenie grzeszników, ustawicznie wzywam miłosierdzia Bożego dla nich. O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżeli bym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem” (Dzienniczek, p. 741).

 


A oto doświadczenie innej wielkiej mistyczki św. Teresy z Avila: „Czułam w duszy ogień, na określenie którego brak mi wyrazów. Cierpienie moje było tak nieznośne, że ja, która przeszłam ich wiele, i to – jak mówią lekarze – najcięższych, jakie człowiek może odczuwać (skurcz wszystkich mięśni, gdy byłam sparaliżowana, nie mówiąc już o innych boleściach, a także o katuszach, jakie zadawały mi czarty), nie znajduję niczego, co można by porównać z męką, jaką tam odczuwałam, spotęgowaną jeszcze świadomością, że jest to męka nieprzerwana, która się nigdy nie skończy. Lecz ta męka ciała była niczym w porównaniu z konaniem duszy, z uciskiem, dusznością, zgnębieniem tak dotkliwym i połączonym ze smutkiem tak rozpaczliwym, z takim poczuciem opuszczenia, że nie znajduję słów, by to wyrazić. Powiedzieć, że bez końca ktoś wyrywa duszę, to mało, bo można by sądzić, że to ktoś inny życie odbiera, podczas gdy tu dusza sama siebie rozszarpuje. Nie umiem opisać tego ognia wewnętrznego ani rozpaczy, która dołącza się do tych wielkich katuszy i boleści. Nie widziałam ręki, która mi te katusze zadawała, ale czułam, że się palę, że jestem targana i sieczona na sztuki. Powtarzam: ten ogień wewnętrzny i ta rozpacz duszy to męka nad wszelkie męki najsroższa. Nie ma nadziei ani pociechy w tym okropnym, smrodliwą wonią przesiąkniętym więzieniu. Nie można usiąść ani się położyć w tym ciasnym zagłębieniu ściany, do którego byłam wtłoczona, same te ściany straszliwe na wejrzenie, ciężarem swoim przygniatają i dławią; nie ma tam światła, dokoła ciemność nieprzenikniona. A jednak – nie rozumiem, jak to być może, ale tak jest – choć nie ma światła, oczy widzą wszystko, co tylko może być przykrego i przerażającego dla wzroku”.

 


W Katechizmie czytamy: „Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem, ale nie są jeszcze całkowicie oczyszczeni, chociaż są już pewni swego wiecznego zbawienia, przechodzą po śmierci oczyszczenie, by uzyskać świętość konieczną do wejścia do radości nieba” (Katechizm Kościoła Katolickiego, p. 1030). Kościół posiada niezachwianą wiarę w istnienie czyśćca, jako stanu pośmiertnego oczyszczenia i pokuty.
W księdze Machabejskiej autor natchniony napisał: „Dlatego właśnie sprawił, że złożono ofiarę przebłagalną za zabitych, aby zostali uwolnieni od grzechu” (2 Mch 12,45). Biblia więc mówi, że po śmierci jest możliwość pokuty za grzechy. A oto słowa Chrystusa, którymi sugeruje istnienie czyśćca: „Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz” (Mt 5:25-6).
Istnienia czyśćca domaga się nieskończona świętość Boga. „Istota Boża jest samą czystością i nieskazitelnością i (…) dusza, która by miała w sobie jakąś niedoskonałość, a nawet jej najmniejszy cień, wolałaby raczej rzucić się w tysiące piekieł niż stanąć przed Boskim Majestatem z jakąś zmazą na sobie. Widząc zatem, że czyściec jest na to przeznaczony, żeby ją oczyścić (…) sama się w niego rzuca, upatrując w tym wielkie miłosierdzie Boże” (Św. Katarzyna z Genui, „Traktat o czyśćcu”).
Bóg dał św. Faustynie takie doświadczenie: „Ujrzałam Anioła stróża, który mi kazał pójść za sobą. W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. Mój Anioł Stróż nie odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie ich jest największe cierpienie? I odpowiedziały mi jednozgodnie, że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem. Widziałam Matkę Bożą odwiedzającą dusze w czyśćcu. Dusze nazywają Maryję Gwiazdą Morza. Ona im przynosi ochłodę. Chciałam więcej z nimi porozmawiać, ale mój Anioł Stróż dał mi znak do wyjścia. Wyszliśmy za drzwi tego więzienia cierpiącego. [Usłyszałam głos wewnętrzny], który powiedział: Miłosierdzie moje nie chce tego, ale sprawiedliwość każe. Od tej chwili ściśle obcuję z duszami cierpiącymi” (Dzienniczek, pkt 20). Kiedy w 1945 roku brat Modestino z Pietrelciny, który służył Ojcu Pio pomocą, odważył się zadać mu pytanie, co może powiedzieć o ogniach czyścowych, święty odpowiedział: „Gdyby Pan Bóg wyraził zgodę, by dusza przeszła z tamtego ognia do największego ognia na ziemi, byłoby to podobne do przejścia z gorącej wody do zimnej”.

 


Wielu mistrzów życia duchowego uważało, że tylko nieliczni unikną czyśćca. Św. Jan Vianney mówił: „Jest pewne, że jest bardzo mało wybrańców, którzy nie przeszli przez czyściec”. Natomiast św. Jan od Krzyża pisał, że dusz, które oczyściły się już na ziemi przez miłość i bez czyśćca osiągną niebo jest bardzo mało („Noc ciemna”, ks. II, rozdz. 20). Nie powinniśmy jednak żyć w strachu przed cierpieniami czyśćca, ale z ufnością wobec Boga wciąż dążyć do świętości. Św. Teresa od Dzieciątka Jezus tak pocieszała pewną siostrę, która bała się czyśćca: „Za bardzo obawiasz się dobrego Pana. Zapewniam Cię, że to Go rani. Nie lękaj się czyśćca ze względu na ból, który się tam odczuwa, ale pragnij, żeby tam nie pójść, aby sprawić dobremu Bogu przyjemność, który nakłada tę ekspiację z taką niechęcią. Od chwili, gdy zabiegasz o to, żeby sprawić Mu radość we wszystkim, jeśli masz niezachwianą pewność, że On oczyszcza cię w każdej chwili swoją Miłością i nie zostawia jakiegokolwiek śladu grzechu w tobie, bądź całkowicie pewna, że nie pójdziesz do czyśćca”.
Siostra Maria Gabriela, która pod koniec XIX-ego wieku ukazywała się siostrze Marii od Krzyża we Francji, przekonywała, że średnia długość trwania czyśćca wynosi od trzydziestu do czterdziestu lat („Rękopis z czyśćca”, Imprimatur Bp Joseph Palica). Przyznała jednak, że mimo, iż cierpi już lat osiem, ma przeczucie, że trwa to już najmniej dziesięć tysięcy lat. I przyznała do tego, że określa te wartości „według rachuby ziemskiej, bo tu wszystko odbiera się inaczej”. O długości trwania czyśćca dopowiada Benedykt XVI w encyklice Spe salvi, pisząc: „Jest jasne, że nie możemy mierzyć trwania tego przemieniającego wypalania miarami czasu naszego świata. Przemieniający moment tego spotkania wymyka się ziemskim miarom czasu – jest czasem serca (…)”.
Dusze w czyśćcu potrzebują naszej modlitewnej pomocy. „Nie wahajmy się nieść pomocy tym, którzy odeszli, i ofiarujmy za nich nasze modlitwy” (św. Jan Chryzostom). Nasza modlitwa za nie, skraca im część lub całość kary doczesnej czyśćca.
Sposoby pomocy duszom w czyśćcu: Ofiara Mszy św. (największym jest Msza św. gregoriańska – 30 Mszy św. za jedną duszę dzień po dniu), Komunia św., różaniec, droga krzyżowa, Koronka do Bożego Miłosierdzia, cierpienie, osobiste modlitwy (np. św. Gertrudy, św. Mechtyldy), spełnianie obowiązków stanu, post, jałmużna. Wszystko, co świadomie ofiarujemy za te dusze jest czynem miłosierdzia dla nich. Nieocenionym darem są również odpusty za zmarłych.
Św. O. Pio pisał do swoich duchowych dzieci: „Módlcie się, módlcie się, módlcie się. Musimy opróżnić czyściec. Wszystkie dusze muszą być uwolnione”.

 


Powiemy sobie teraz parę słów o niebie, celu naszej ziemskiej wędrówki. Czytamy w Katechizmie: „Ci, którzy umierają w łasce i przyjaźni z Bogiem oraz są doskonale oczyszczeni, żyją na zawsze z Chrystusem. Są na zawsze podobni do Boga, ponieważ widzą Go takim, jakim jest (1 J 3,2), twarzą w twarz” (Katechizm Kościoła Katolickiego, p. 1023). „To doskonałe życie z Trójcą Świętą, ta komunia życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi, jest nazywane niebem. Niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego i ostatecznego szczęścia” (Katechizm Kościoła Katolickiego, p. 1024).

Nasza wiara w niebo opiera się na słowach Chrystusa: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział” (J 14,2).
„Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie” (Mt 5,12a).
„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg dla tych, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9).
„Święci w niebie do oglądania Boga twarzą w twarz są dopuszczeni dzięki światłości chwały; tę światłość Bóg wlewa każdemu z nich, (…) według ich zasług, ale tak, że wszyscy, choć w stopniu nierównym obdarzeni światłością chwały, są zupełnie szczęśliwi” (Katechizm Katolicki, kard. Gasparri, p. 595). Stopień chwały w niebie, a co za tym idzie, stopień szczęścia i poznania Boga będzie więc zależny od zasług zdobytych na ziemi. Będzie zależny od stopnia ukochania Boga i spełnienia Jego woli, realizacji swojego powołania. Otrzymamy nagrodę za każdy czyn dla Boga. Istota nieba pozostanie jednak taka sama dla każdego zbawionego: visio beatifica (widzenie uszczęśliwiające), czyli kontemplowanie oblicza Boga.

 

Bł. Edmund


W przededniu śmierci wyznał: „Teraz zrozumiałem, że Bóg chciał abym w stanie świeckim umierał.” W dniach poprzedzających śmierć, obecni przy Edmundzie zauważyli charakterystyczny, nadzwyczajny urok pokoju wewnętrznego, który się odbijał na jego zbolałym obliczu. Ten wewnętrzny pokój towarzyszy przy końcu ziemskiej wędrówki tym, którzy umierają ze świadomością wypełnienia woli Bożej. Ze strony człowieka jest ważne, aby otworzyć się na jej działanie i prowadzenie.


Doświadczenie wspomnianej już św. Faustyny: „Dziś w duchu byłam w niebie i oglądałam te niepojęte piękności i szczęście, jakie nas czeka po śmierci. Widziałam, jak wszystkie stworzenia oddają cześć i chwałę nieustannie Bogu; widziałam, jak wielkie jest szczęście w Bogu, które się rozlewa na wszystkie stworzenia, uszczęśliwiając je, i wraca do Źródła wszelka chwała i cześć z uszczęśliwienia, i wchodzą w głębie Boże, kontemplują życie wewnętrzne Boga – Ojca, Syna i Ducha Świętego, którego nigdy nie pojmą ani zgłębią. To Źródło szczęścia jest niezmienne w istocie swojej, lecz zawsze nowe, tryskające uszczęśliwieniem wszelkiego stworzenia” (Dzienniczek, p. 777).

 


Można by powiedzieć, że Bóg będzie źródłem wciąż nowym i niewyczerpanym! Św. Tomasz z Akwinu porównywał niebo do miejsca, w którym ludzie zachowują się jak trzyletnie dzieci, które zachwycone wszystkim, co je otacza, chcą chłonąć, dotknąć, sprawdzić, zajrzeć…
Naszą katechezę zakończymy refleksją o powtórnym przyjściu Chrystusa na sąd ostateczny. Nastąpi wtedy zmartwychwstanie ciał i wszyscy ludzie zostaną ponownie osądzeni. Rzeczywistość materialna natomiast zostanie przebóstwiona, odnowiona. Posłuchajmy samego Pana:
„Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów” (Mt 25,31-32).
„Bóg zaś i Pana wskrzesił, i nas również swą mocą wskrzesi” (1 Kor 6,14).
„Tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie” (Rz 6,5).
„Ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny – na zmartwychwstanie potępienia” (J 5,29).
„Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec" (Mk 13,32).
"Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?" (Łk 18,8).



„Święty Kościół rzymski mocno wierzy i stanowczo utrzymuje, że w dniu Sądu wszyscy ludzie staną przed trybunałem Chrystusa w swoich ciałach i zdadzą sprawę ze swych czynów” (Sobór Lyoński II, DS. 859). Sąd ostateczny różni się od szczegółowego tym, że odbędzie się na oczach wszystkich. Będzie on ostatecznym podsumowaniem całej historii ludzkości. Na ten sąd każdy stanie wraz ze swoim zmartwychwstałym ciałem. Bóg pokaże wszelkie skutki naszych czynów, ich konsekwencje na wszystkie pokolenia.
„Na końcu czasów Królestwo Boże osiągnie swoją pełnię. Wtedy sprawiedliwi, uwielbieni w ciele i duszy, będą królować z Chrystusem na zawsze, a sam wszechświat materialny zostanie przemieniony” (Katechizm Kościoła Katolickiego, p. 1060).

 


Ciała zbawionych zmartwychwstaną jako uwielbione, upodobnione do Ciała Chrystusa po zmartwychwstaniu. Będą one napełnione łaską i chwałą według zdobytych zasług. Natomiast ciała potępieńców będą przebrzydłe, szkaradne, pozbawiony chwały. Ciało nasze więc, wraz z duszą, odziedziczy albo nagrodę nieba, albo karę piekła.

 


„Od początku czasów, od czasu, kiedy na ziemi został stworzony człowiek, w Niebie jest przygotowane mieszkanie dla ciebie… Nie zasmucaj Mnie widokiem twego mieszkania pustego na wieczność…” Dziś Bóg kieruje do nas takie słowa. On posłał swego Syna, by oddał swoje życie, bym ja mógł żyć w niebie na wieki. Każdy z nas jest wykupiony dla nieba za cenę krzyża!

 

LISTOPAD


Temat: KOŚCIÓŁ PRZEŚLADOWANY

 


Dziś nasze myśli kierujemy ku temu wielkiemu dziedzictwu, ku Polsce. Kolejna rocznica odzyskania Niepodległości przypomina nam, za jaką cenę obroniliśmy to „dziedzictwo, któremu na imię Polska”. Najpierw w czasie zaborów aż do 1918 r., w czasie II Wojny Światowej, w czasie prawie pięćdziesięciu lat reżimu komunistycznego… Niepodległa Polska – to ojczyzna nabyta krwią, więzieniem i śmiercią wielu Polaków. To wspomnienie wzywa nas do wdzięczności i troski również o inne narody. My Polacy, obywatele kraju, który tyle przeszedł, szczególnie rozumiemy cierpienia innych narodów. Za czasów komunizmu śpiewaliśmy: „My chcemy Boga w rodzin kole, w troskach rodziców, w dziatek snach; My chcemy Boga w książce, w szkole, w godzinach wytchnień, w pracy dniach”.

 


Katolik w Egipcie nie może zajmować kluczowych stanowisk w wojsku czy policji, nie może objąć katedry na uniwersytecie. Dostępne są dla nich tylko te rodzaje pracy, które nie mają wpływu na życie społeczne. Stąd w niektórych regionach chrześcijanie mogą pracować jedynie na wysypiskach śmieci. Trudno uzyskać pozwolenie na budowę kościoła czy odnowienie jakiejś katolickiej instytucji.

 


W szkołach młodzi katolicy koptyjscy są prześladowani z powodu wytatuowanego niewielkiego krzyża na prawym nadgarstku, który jest dla nich znakiem przynależności do Chrystusa. Kilka lat temu 16-letni Ayman został zamordowany w klasie podczas lekcji przez nauczyciela i kolegów za to, że nie zasłonił krzyża. Wciąż nasilają się zamachy, podpalenia i dewastacje świątyń. Słyszy się o burzeniu domów chrześcijan.
W krajach muzułmańskich wprowadza się specjalny podatek za bycie chrześcijaninem. Z tych krajów chrześcijanie masowo wyjeżdżają, np. do 2012 roku Irak, który głosił islam religią urzędową opuściło prawie milion chrześcijan. Podobnie Izrael opuściło wielu chrześcijan. Ta sytuacja może mieć miejsce także w Egipcie, z którego miliony chrześcijan będzie musiało uciekać. Kiedy więc przyjrzymy się dokładnie sytuacji dzisiejszych chrześcijan, to widzimy, że staje się ona coraz gorsza.

 


Co trzy minuty jakiś chrześcijanin oddaje życie ze względu na wiarę. Daje to wynik ok. 170 tysięcy chrześcijan rocznie! 200 milionów chrześcijan jest brutalnie prześladowanych, a 350 milionów chrześcijan jest poddawanych różnym formom dyskryminacji. Chrześcijanie są najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie i stanowią 75% wszystkich prześladowanych za wyznawaną religię.

 


Na jednej piątej ziemskiego globu, czyli w 70 krajach dochodzi do prześladowań Kościoła. Kościół jest krwawo prześladowany w Chinach, Wietnamie, Pakistanie, Filipinach, Nigerii, Sudanie, Somalii, Birmie, Laosie, Nepalu itd… W Korei Północnej za posiadanie Pisma świętego jest kara śmierci. W samych Indiach zorganizowane bojówki zabijają całe rodziny, niszczą kościoły… Stosunkowo niedawno w stanie Orisa zniszczono 4 000 domów, 96 kościołów, 22 000 ludzi znalazło się w obozach dla uchodźców, 40 000 ukrywa się w lasach bez środków do życia, ludzie są męczeni i zabijani.


W Erytrei w ciągu tygodnia służby bezpieczeństwa potrafią zorganizować i przeprowadzić z pełnym sukcesem łapankę, w której do więzień wojskowych trafia 10.000 chrześcijan, ich los jest nieznany, gdyż nikt się nimi nie interesuje, w związku z czym można ich bezkarnie zabić, zagłodzić, torturować, okaleczać.

 

Dzisiejsza sytuacja chrześcijan wzywa nas do reakcji, do modlitwy za prześladowanych chrześcijan, ale i do finansowego wsparcia Kościoła prześladowanego.


Kiedy słucha się o tym wszystkim ciśnie się pytanie: Dlaczego? Dlaczego wyznawcy Chrystusa są tak niewygodni dla świata? Dlaczego świat milczy i nie reaguje? Przypominają się słowa Jezusa z Ewangelii: „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (J 15,20).

 


Staje więc przed nami wielka tajemnica oddania życia dla Jezusa! Tajemnica ofiary, która jest świadectwem niezłomnej wiary, która wydaje niezliczone owoce w postaci nowych wyznawców Chrystusa! „Krew męczenników zasiewem nowych chrześcijan” – mówił św. Tertulian.

 


Ale i w naszej Europie podważa się chrześcijańskie korzenie naszej cywilizacji, chce się ściągać krzyże ze ścian, dyskryminuje się wiarę, zniekształca historię. Katolicyzm ośmiesza się w kabaretach, dziełach sztuki, obwołuje ciemnogrodem, nagłaśnia błędy duchowieństwa. Wszystko po to, by zdyskredytować Kościół i wyeliminować wiarę ze sfery publicznej w imię laickości państwa. Benedykt XVI alarmował o sytuacji Kościoła w Europie! Tu dyskryminuje się nie tyle chrześcijan z metryki chrztu, ale żyjących zgodnie z Ewangelią. Coraz trudniej prawdziwemu katolikowi funkcjonować w przestrzeni publicznej.

 

Oto kilka przykładów:


-W styczniu 2008 roku pracownica British Airways została zwolniona z pracy za noszenie łańcuszka z krzyżykiem.
-W listopadzie 2008 roku hiszpański sędzia Fernando Calamita został ukarany 18-letnim zakazem wykonywania swojego zawodu, ponieważ powołując się na klauzulę sumienia, opóźnił adopcję dziewczynki przez homoseksualną partnerkę jej matki.
-W styczniu 2009 roku brytyjski pracownik społeczny został zawieszony w wykonywaniu swoich obowiązków po tym, jak zachęcał bezdomną kobietę z nieuleczalnym schorzeniem, by zwróciła się o pomoc do Boga.
-W styczniu 2010 roku we Włoszech pojawiła się wystawa z obrazem ukazującym Madonnę, która w ramionach zamiast Dzieciątka Jezus trzyma Adolfa Hitlera.
-Od lutego 2010 roku brytyjskie szkoły, zarówno świeckie jak i religijne, są zobligowane do udzielania swoim uczniom informacji na temat relacji homoseksualnych, a także skutecznej aborcji i antykoncepcji.
-W lipcu 2010 roku hiszpański rząd ukarał karą grzywny 100 tys. euro chrześcijańską sieć telewizyjną za wyemitowanie serii reklam promujących rodzinę i przeciwstawiających się homoseksualnemu stylowi życia. W tym samym czasie portugalska edycja "Playboya" zamieściła na okładce zdjęcia modela ustylizowanego na Jezusa w otoczeniu półnagich kobiet.
Jest to też jakaś forma choć bezkrwawych – to jednak prześladowań.
Kiedy młody człowiek powie w swoim środowisku, że akceptuje naukę Kościoła o antykoncepcji czy też oznajmi, że zachowuje czystość przedmałżeńską - spotka się niejednokrotnie z wyśmianiem.

 


JAN PAWEL II POWIEDZIAŁ W GORZOWIE, ŻE DZIŚ W POLSCE POTRZEBA BARDZIEJ DAWANIA ŚWIADECTWA NIŻ ODDANIA ŻYCIA.

 


I może czasem chodzi o proste sprawy. Może samo twoje pójście do kościoła, kiedy przyjechała rodzina; może znak krzyża, kiedy przechodzisz obok kościoła. Nasza postawa musi być klarowna. Wiemy przecież, że słowami nie zdziałamy już za wiele. Katolikiem nie można być tylko kościele. O tym muszą pamiętać świeccy i my kapłani. Godna pochwały jest akcja ewangelizacyjna „Nie wstydzę się Jezusa”. Osoby w nią zaangażowane noszą przy sobie breloczki z tym napisem. Wśród nich są osoby sfery publicznej, takie jak piłkarz Kuba Błaszczykowski, tenisistka Agnieszka Radwańska czy dziennikarz Przemysław Babiarz.
Dzień Solidarności z Kościołem Prześladowanym zmusza nas do podjęcia obrony katolickiej wiary w naszych środowiskach. Niestety często przed tymi, którzy sami niesłusznie nazywają się katolikami. Ile jest ataków na Kościół w środowiskach pracy, szkole czy nawet w rodzinach?

 


Czego się wstydzimy? Musimy dać świadectwo wiary! Na mocy bierzmowania zobowiązani jesteśmy do obrony krzyża, Kościoła i wiary! Duch Święty daje moc i odwagę. Dlatego nie bójmy się wspierać prześladowanych Braci w wierze i dawać świadectwo naszym życiem, bo Jezus mówi:


„Na świecie doznacie ucisku ale odwagi. Jam zwyciężył świat”.