Krzyż dla chętnych, dla idących - światło
Krzyż dla chętnych, dla idących - światło

Temat krzyża nie jest latwy. Bo sam z siebie krzyż to rzeczywistość ciemna, samotna a nawet haniebna. A jednak… To właśnie krzyż według hymnu z Jutrzni na święto Podwyższenia Krzyża daje światło:
„Oto znak zwycięstwa błyszczy,
Krzyż się wznosi ponad światem”


Czy ciemność może błyszczeć? Czy największe upokorzenie, uniżenie może się wznosić? Czy to co jest odrzucone na margines świata może się ponad nim wznosić? Jak te kontrasty pogodzić? Są tak naprawdę ze sobą tożsame, bo krzyż to światło, poniżenie jest wywyższeniem, a uniżenie jest podniesieniem. Trudne do pojęcia, ale warto się chwilę przy tym zatrzymać. Najłatwiej prawdę pojmuje człowiek, jeśli uczy się jej we własnym życiu. To prawda, życie uczy. To dobry nauczyciel. Więc zajrzyjmy do życia ucznia Jezusa.


Dla chętnego coś trudnego – „jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Mk 8, 35)

 

Jezus na kartach Ewangelii pozostawił bardzo przystępną wskazówkę, jeśli chodzi o nasze własne życie, poznanie krzyża  i światłości. Mówi w Ewangelii wg św. Marka 8, 35: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje”.  Więc, jeśli chcę być Jezusowa i żyć z Jezusem, jestem zapraszana najpierw do zaparcie się siebie, a potem do wzięcia krzyża. Można by zapytać: gdzie tu jest temat światłości, blasku? Pozornie światła tu jeszcze nie widać. Na razie… Bo ten, kto się zabiera za zaproszenie Jezusa, jest stawiany wobec zadania – zaprzeć się siebie. Co to znaczy? Pierwotnie sugeruje to wysiłek woli, coś trzeba zrobić! Ale z tłumaczenia greckiego „zaprzeć się siebie” oznacza „powiedzieć „nie” sobie samemu, odżegnać się od siebie”. Chodzi o to, aby tak wejść w swoje życie, aby ześrodkować go na swoim prawdziwym człowieczeństwie, tym stworzonym przez Boga i scalonym w wierze po to, by móc bez reszty siebie ofiarować. „Uwalniając się od siebie”, ofiarowując siebie, doświadcza się własnej autentyczności i człowiek wie, że nie jest zamknięty, skończony, ciemny, bo jest coś co go pociąga dalej poza niego samego.


Narodziny człowieka z szerokim horyzontem – kurs na „szczelinę” ze światłem


Człowiek wychodząc z ciasnoty własnego światka „ego”, staje się człowiek z horyzontem wokół siebie – staje się człowiekiem wiary. Jesteśmy kimś więcej niż nasze przeżywanie, nasza teraźniejszość. Wiara tworzy „szczeliny” w naszym istnieniu, wprowadza słup światła - otwiera.  Aby żyć, trzeba się zaprzeć siebie, musi do nas przemówić „coś więcej”. Być „ukończonym” to dramat skostniałego, zdrętwiałego serca. Wiara jest jak łódź, która wyrzuca nas ku „czemuś innemu”. Dlatego chętni do pójścia za Jezusem są zapraszani do pozostawienia siebie, czyli wzięcia kursu na szeroki horyzont, który ostatecznie wprowadza w „szczelinę” – krzyż. To wąskie przejście staje się jednak biletem na dobra drogę, którą jest naśladowanie Jezusa. On jest Drogą! I dobry uczeń, który jest podatny na naukę życia, wie, że to bilet w jedną stronę. Mówił o tym w tym roku w Częstochowie papież Franciszek do uczniów chętnych do naśladowania Jezusa: „To podróż bez biletu powrotnego. Chodzi o to, by dokonać wyjścia z naszego „ja”, aby stracić swoje życie dla Niego (por. Mk 8, 35), idąc drogą daru z samego siebie”.


Kto wyrusza, tego ciemność nie zmusza – „kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności” (J 8, 12)


Czy warto i czy to możliwe? Znowu warto sięgnąć do Ewangelii, aby zobaczyć co się dzieje z życiem tych, którzy z krzyżem chodzą za Jezusem – „kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia" (J 8, 12). Tu jest znaczna różnica – „Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Mk 8, 35), a „Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności” (J 8, 12). Zaparcie się samego siebie uwalnia od ciemności – nic nie przynosi tyle bólu, ale zarazem kojącego ciepła i światła, co krzyż. To jest jak rzucenie się z nadzieją w owo „szczelinę”, która wprowadza słup światła. Jeśli ktoś chce pójść – musi podjąć decyzję czy pozwoli Bogu mówić w swoim życiu i czy człowiek będzie korzystał tylko z „tak”, czy z dwóch słów w wolności serca - „tak” i „nie”. A jeśli już idzie, to ma pewność, że nie będzie chodził w ciemności. Ale nie jest to obietnica 24-godzinnego oświetlenia dróg… Nie o tym rzecz. Sedno światła jest w wierze w Jego Obecność, wtedy właśnie „noc jak dzień będzie jasna, bo mrok jest dla (Niego) jak światło” (Ps 139). Zostawić ciemność to zapomnieć o sobie, a przyjąć Boga, bo w Nim jest światło.


Krzyż wprowadza w światło – w ciemności wyłania się brzask, który zalewa światłem


Wtedy wiara staje się Drogą. Jezus jest Drogą. Prowadzi do czegoś więcej. Każe wstać z kanapy i ubrać buty, by wyruszyć drogą, którą jest sam Jezus. Powróćmy na chwilę do przytaczanych dwóch fragmentów Ewangelii, aby zobaczyć obietnicę wiary. Obietnica jest na końcu: „niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” (Mk8, 35) i „będzie miał światło życia" (J 8, 12). Światło życia jest w krzyżu i naśladowaniu Jezusa. Krzyż jest światłem, prowadzi do brzasku życia. To z ciemności rodzi się światło. Jezus zjawiał się o brzasku (J 8, 1). Krzyż pomaga wychodzić z ciemności, wprowadza w słup światła, a reszta należy do Jezusa: kiedy się zjawi? Przychodzi jak brzask… Wschód słońca (szczególnie widać to na szerokim horyzoncie morza) jest nagły, szybki, nieoczekiwany… jak przyjście Jezusa. W ciemności wyłania się brzask, który zalewa światłem. Dokładnie tak jak zapomnienie o sobie uczy krzyża, który wprowadza w życie Jezusa, Jego śmierć i zmartwychwstanie, bo On to „Ten, który jest ponad wszystkim” (Rz 9, 5):


„Oto znak zwycięstwa błyszczy,
Krzyż się wznosi ponad światem.
On wskazuje drogę wiernym,
Którzy Cię szukają, Panie,
On przynosi dar pociechy,
Gdy cierpienie nas przytłacza”
(Z hymnu Jutrzni z święta Podwyższenia Krzyża Świętego)

 

s.M. Daniela Veselivska