Niepokalana znaczy Wytęskniona
Niepokalana znaczy Wytęskniona

Maryja Niepokalana jest tym wszystkim,

czym i my się mamy stać:

człowiekiem, który spotyka Boga bez żadnych barier,

człowiekiem wytęsknionym przez Boga.

 

Kiedy Pius IX został wybrany na papieża, od dwóch miesięcy trwała wojna między władcą Piemontu i Sardynii a Austrią. Papież chciał w tym konflikcie pozostać neutralny – wówczas zwolennicy wyzwolenia północnej Italii z rąk austriackich zaatakowali Rzym, tak że Pius IX półtora roku musiał spędzić na wygnaniu. W tym czasie odwiedzał różne sanktuaria, ale najczęściej modlił się w Gaecie, gdzie w obrębie murów miejskich była kaplica z obrazem Niepokalanej. Kiedy wrócił do Rzymu, rozesłał do biskupów całego świata encyklikę Ubi primum, w której prosił, by wypowiedzieli się w sprawie ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny.

 

 DOGMAT

 Myśl o tym, że Maryja nie miała grzechu pierworodnego – czyli była Niepokalanie Poczęta – nie była w Kościele nowa. W pobożności ludowej pojawiała się już w początkach chrześcijaństwa, w III i IV w. Trzeba było dopiero Piusa IX i jego wygnania, z którego powrócił, jak sam twierdził, dzięki Maryi, następnie dzięki Niej wyzdrowiał i dzięki Niej ocalił Kościół. Na encyklikę, którą rozesłał do biskupów, dwie trzecie adresatów odpowiedziało pozytywnie: tak, ogłoszenie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny jest zasadne. Dnia 8 grudnia 1854 r.papież w bulli Ineffabilis Deus napisał więc: „Ogłaszamy, orzekamy i określamy, że nauka, która utrzymuje, iż Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia – mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmogącego Boga, mocą przewidzianych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego – została zachowana jako nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, jest prawdą przez Boga objawioną, i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć”.

 

BIBLIJNE PRZEBŁYSKI

 Dogmat został uchwalony i obowiązuje wszystkich chrześcijan – ale co oznacza? Zdefiniował on jedynie to, od czego Maryja została ochroniona, ale nie opisuje, w jaki sposób to się stało i na czym konkretnie polega odmienność Matki Boga od wszystkich innych ludzi, nie określa, na czym polegała jej świętość, ile w niej było łaski, a ile zasługi. To wszystko stało się przyczynkiem do późniejszych rozważań, trwających zresztą aż do dziś. Rozważania te trwają, zwłaszcza że Biblia o niepokalanym poczęciu Maryi nie mówi ani słowem. Jeśli jednak szukać w niej uzasadnienia dla późniejszego dogmatu, można go znaleźć w słowach pozdrowienia anielskiego w czasie zwiastowania: „łaski pełna” według wielu teologów oznacza, że w Maryi nie było miejsca na grzech. Ci sami najczęściej powołują się również na Księgę Rodzaju, w której zawarta jest tzw. protoewangelia, czyli zapowiedź: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej; ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” – to obietnica, że Maryja zwycięży nad złem. Również tu jednak nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę wydarzyło się w poczęciu Maryi i co się stało w niej, w ludzkiej naturze Marii z Nazaretu.

 

PRAWDY Z KATECHIZMU

 Żeby spróbować znaleźć odpowiedź (ale przynajmniej próbować ją znaleźć, skoro nadal głowią się nad tym najwięksi teologowie), najpierw przypomnieć sobie trzeba, na czym polega grzech pierworodny. Katechizm Kościoła katolickiego poświęca mu aż trzynaście punktów. Stwierdza, że Bóg stworzył człowieka w przyjaźni z sobą – a człowiek tę przyjaźń może przeżywać tylko jako dobrowolne poddanie się Bogu. Człowiek jednak okazał nieposłuszeństwo – na tym polegał pierwszy grzech. Wzgardził Bogiem, a wybrał siebie, chcąc być nie według Boga, ale bez Boga i ponad Bogiem. Konsekwencją jest utrata pierwotnej świętości: zniszczona została pierwotna harmonia, w jakiej żył, przestał też panować w pełni nad swoim ciałem, stało się ono dla niego trudnym wezwaniem. Również wzajemne relacje międzyludzkie stały się pełne napięcia, a do życia człowieka weszła śmierć. Z owym grzechem i jego skutkami rodzimy się wszyscy, choć dokładny sposób, w jaki jest przekazywany, pozostaje tajemnicą. Skoro jednak dziedziczymy go po rodzicach, nie jest on  grzechem popełnionym, ale „zaciągniętym”, nie jest aktem woli, ale stanem, w jakim znajduje się człowiek od momentu poczęcia.

 

Grzech pierworodny pozbawił ludzkość pierwotnej świętości, co nie znaczy, że natura ludzka jest całkowicie zepsuta. Jest ona raczej zraniona, czyli poddana trudności rozeznawania tego co dobre, a co złe, oraz doświadcza cierpienia i podlega umieraniu. Nie tyle też podlega pokusie, ile jest bardziej skłonna tej pokusie ulec. Chrzest co prawda usuwa grzech pierworodny, ale jego konsekwencje pozostają w człowieku i stają się powodem do jego nieustannej duchowej walki z pokusami.

 

Gdyby spróbować tłumaczyć katechizmowe definicje na poziomie przeżywania wiary, moglibyśmy powiedzieć, że przez grzech pierworodny człowiek przestał czuć się przez Boga kochany i „uwierzył”, że nie może Mu ufać. Kiedy zaś przestał ufać, przestał ufać również drugiemu człowiekowi. Chrzest nie jest w stanie magicznie wszystkiego naprawić, ale jest sakramentem, to znaczy skutecznym znakiem: obietnicą i pewnością, że Bóg nadal jest po stronie człowieka i uczyni wszystko, by go do Siebie z powrotem doprowadzić.

 

 

CZŁOWIEK, KTÓRY WIDZIAŁ BOGA

W jakim więc stopniu Niepokalana może być dla nas wzorem, skoro w tak znacznym stopniu została od nas odróżniona? Będziemy tu się poruszać raczej w kwestii teologicznych hipotez niż głoszenia stuprocentowej prawdy – pełnię tej prawdy poznamy dopiero w wieczności. Na razie możemy tylko przypuszczać, jakie skutki w Maryi mogło mieć uchronienie jej od grzechu pierworodnego.

 

Wydaje się jednak uzasadnione móc pomyśleć, że jeśli nie dotknął Jej grzech pierworodny, to w swojej relacji z Bogiem zdolna była do tego, do czego zdolny był człowiek zaraz po stworzeniu, czyli do doskonałego zaufania, do wypełniania w pełni Jego woli, do współpracy ze wszystkimi łaskami, jakie Bóg Jej dawał. We wszystkich tych obszarach, gdzie my w wierze mamy czasem wątpliwości, zadajemy sobie pytania i bywa, że szukamy bardzo po omacku odpowiedzi, Ona miała pewność – wiedziała i czuła, że jest nieustannie blisko Boga. Podobnie jak człowiek w raju, rozumiała i doskonale odróżniała dobro od zła – i choć miała wolną wolę, była zdolna do wyboru zawsze dobra. Szatan nie miał nad Nią żadnej władzy i nie potrafił Jej oszukać. Pozostawał bezradny w swoich kuszeniach nie dlatego, że Ona sama z siebie miała taką siłę, ale dlatego, że wyraźnie widziała, że wszystko, co on może jej oferować, jest mniejsze od Boga – a któż wybiera dobrowolnie to, co gorsze?

 

 

WYTĘSKNIONA PO RAJU

 Niektórzy w dawnej teologii próbowali dowodzić, że wolność od grzechu pierworodnego oznaczała również, że Maryja była wolna od cierpienia, w tym na przykład od bólów porodowych. O wolności od cierpienia w przypadku Maryi trudno jednak mówić, patrząc chociażby na Nią stojącą pod krzyżem Syna. Jeżeli jednak była Ona wolna od grzechu pierworodnego, to jej przeżywanie cierpienia było możliwe, ponieważ tak jak jej Syn, także Ona nosiła w sobie konsekwencje grzechu całego stworzenia, czuła ból, tęskniła, płakała – nie był to jednak grzech pierworodny, ale jedynie przyjęcie ciemności grzechu innych razem z Synem, który dał się za te grzechy ukrzyżować. I rzeczywiście On współcierpiał z całą ludzkością, i On umarł. Ona współcierpiała, i także Ona umarła, choć była to śmierć tak spokojna, że podobna do zaśnięcia. Dlatego to jej współcierpienie, to współnoszenie konsekwencji grzechu innych, nie zagrażało jej życiu duchowemu. Nie budziło wątpliwości ani buntu. Była wierna tam, gdzie my nie dajemy rady. W najtrudniejszych doświadczeniach, w największym bólu i cierpieniu Ona rozumiała plan Boga, jakby patrzyła na świat i na wszystko, co ją spotyka z perspektywy Boga, a nie z ludzkiego i ograniczonego punktu widzenia. Potrafiła też inaczej niż my rozumieć drugiego człowieka i wchodzić z nim w głębszą relację, skoro owego rozumienia i spotykania nie krępowały skutki grzechu pierworodnego: nie było w nich owego napięcia, nieufności, lęku czy chęci dominacji nad drugim, a jedynie otwartość i chęć przyjęcia.

 

Kościół w Niepokalanej mówi nam: takiego człowieka chciał Bóg, za takim człowiekiem nieustannie tęskni i takim chce nas uczynić przez Odkupienie w Jezusie. Takimi będziemy, a Bóg nie może już się doczekać, kiedy staniemy przed Nim tacy, jak Ona – ufni, spokojni i pewni Jego miłości na sto procent.

 

Za: Monika Białkowska>>>