O POWOŁANIU
O POWOŁANIU

 

 


W życiu konieczne są decyzje. Brak decyzji, też jest decyzją. Decyzje, powołanie - temat ważny i gorący. Dla tych co rozeznają może być kolejnym światłem, dla tych co wybierają – umocnieniem, dla tych co trwają i realizują – odnowieniem.

 

 

Skreślone „ołówkiem na kolanie”

 

Co ma zwykła zielona trawa do powołania? Pytanie ciekawe, bo lubimy ilustracje, porównania. Jesteśmy pokoleniem obrazów. Ale nie tylko dlatego. Obrazów używał sam Jezus, kiedy przekazywał najistotniejsze prawdy o życiu, Bogu, sprawach ludzkich i boskich. Obrazy pomagały zajrzeć jakby do samej istoty. Każdy wynosił z nich tyle, ile chciał, mógł i na ile się otworzył. A potem – czas na rozwój konkretnych prawd w głębi naszego serca.

 

Każdy temat można wziąć na tego typu „tapetę poznania”, by choć po części zajrzeć do sedna spraw. W tymże kluczu proponuję podjąć temat powołania. A dlaczego by i nie? Temat ważny i gorący. Dla tych co rozeznają może być kolejnym światłem, dla tych co wybierają – umocnieniem, dla tych co trwają i realizują – odnowieniem. A dla wszystkich – chwilką zatrzymania się przy swoim życiu, aby zobaczyć „co się z nim dzieje?”.

 

Tak jakoś niespełna 10 lat temu otrzymałam poniższy tekst od osoby rozeznającej swoje powołanie. Była to wówczas maturzystka - energiczna, ciekawa świata i Boga młoda osoba. Umieszczoną poniżej refleksję skreśliła „ołówkiem na kolanie”: szybko, spontanicznie i z zacięciem. Podając mi do ręki swoje skreślone myśli, z iskrą w oku powiedziała: „Siostro, to właśnie tak jest z powołaniem!”. Więc…, tak jest z powołaniem:


Co ma zwykła zielona trawa do powołania?

 

Nasionko - powołanie
Każdy widział najzwyklejszą trawę, ale ciekawi mnie kto zastanawiał się nad jej wzrostem. No, ale po kolei… Żeby wyrosła nam trawa, najpierw w ziemi musimy doszukać się nasionka. Co ciekawsze na co dzień nie widzimy tych nasionek, tylko dopiero to, co później z nich wyrasta. Samo nasionko nie jest dla nas czymś godnym uwagi, nie posiada w sobie tego piękna, które zachwycałoby oczy. Bóg kształtując nas w łonie matki, też złożył w naszych sercach po takim "nasionku". W nasionku tym zawarł swój Boży plan względem nas i również pozostawił je niewidoczne dla oczu.

 

Czas rozwoju i warunki
No to mamy już nasionko, tylko tak naprawdę co nam po nasionku, z którego nic nie wyrośnie - a no nic, nawet nie będziemy wiedzieć, że istniało. Więc zastanówmy się czego ono potrzebuje, aby móc wyrosnąć? Po pierwsze zwykle nie spotykamy w normalnych warunkach trawy rozpoczynającej swój cykl rozwojowy w środku zimy czy na jesieni, ale wiosną. Jest to dla nas widok normalny i wręcz pożądany. A więc pierwsze spostrzeżenie - nasionko potrzebuje określonego czasu na swój rozwój. Ale odpowiedni czas to jeszcze nie wszystko- nie dalej jak dwa tygodnie temu (czyli już jak najbardziej w okresie wiosennym) w rozmowach dawało się słyszeć, że nic nie rośnie, wszystko usycha. Dlaczego? Bo poza odpowiednim czasem potrzebne są jeszcze odpowiednie warunki. I tak oto nasionko potrzebuje: wody, słońca, odpowiedniej temperatury itp. Mając to wszystko nasionko kiełkuje i powoli nad ziemią ukazują się maleńkie listki. Wtedy dopiero dostrzegamy trawę, na razie maleńką. Ale taka maleńka, ledwie wystająca nad ziemię jeszcze nie budzi podziwu, jedynie nadzieję. Żeby takie maleństwo mogło stać się piękną bujną trawą, potrzebuje jeszcze jednej rzeczy - nawozu. Kiedy mamy już te wszystkie czynniki połączone ze sobą w całość- możemy powiedzieć jaka piękna zielona trawka.

 

Coraz wyżej?
No to teraz jak to się ma do powołania? Ono też potrzebuje odpowiedniego czasu, nie zaczyna się w nas rozwijać ani w okresie niemowlęcym, ani w późnej starości, ale w wiośnie naszego życia, kiedy pełni jesteśmy sił i odwagi. Jak już wiemy sam czas to nie wszystko, potrzebne są jeszcze odpowiednie warunki. Zważając, że nasze nasionka zaprojektował Bóg, wydaje się być logicznym, że im bliżej będziemy Jego, tym prościej będzie nam odczytać jakie to nasionko. Na szczęście w przeciwieństwie do świata roślin, gdzie gatunków są tysiące u nas zasadniczo są trzy typy: życie zakonne, życie małżeńskie, życie samotne. Gdyby do bycia w bliskości z Bogiem dodać ciszę, ufność i miłość to można by powiedzieć, że kiełkujemy. Potem wystarczy już tylko regularnie "nawozić" modlitwą i wzrastać coraz wyżej na chwałę Tego, który tak pięknie to wszystko stworzył.

 

Można by w tym miejscu zakończyć... ale niektórzy mogliby powiedzieć: "Nieprawda, bo czasem przy braku wody z nasionka i tak coś wyrośnie, podobnie jak na kiepskiej glebie itp.". I trzeba przyznać takiej osobie rację, coś tam wyrośnie, ale będzie karłowate i nigdy nie rozwinie się w pełni. Podobnie i my tylko na jednej z trzech dróg rozwiniemy się w pełni wg swego powołania, na pozostałych "wyrośniemy", ale...

- tyle autorka refleksji.

 

Wybór – wyjście

 

Zatrzymajmy się przy refleksji tej młodej osoby. Zatem, czy małe nasionko może przebić wilgotny, wiosenny grunt i wyjść z pod ziemi? Już samo pytanie sugeruje odpowiedź. Bóg, obdarzając łaską powołania, uzdalnia do zrealizowania go. Chciałabym wrócić do tej młodej osoby, która z potrzeby serca podzieliła się swoimi myślami. Historia tego powołania okazała się kręta, nie potoczyła się tak, jak młoda osoba początkowo planowała. Był czas słuchania głosu Boga, był czas rozeznawania, potem decydowania, który okazał się niezmiernie wymagający. Ten etap okazał się brzemienny w skutki i dalsze konsekwencje życiowe. Nie tak dawno zapytałam tę samą osobę (dziś dorosłą kobietę), co by w tym tekście o „zielonej trawie i powołaniu” szczególnie zaznaczyła. Po niedługim zastanowieniu usłyszałam, że ważne jest nasionko (powołanie), ważne są warunki atmosferyczne (jakość życia), ważne są odżywki (warunki wzrostu). Jednak uważała, że warto by było dopisać opis momentu, kiedy nasionko w samotności i ciemnościach ziemi musi pęc – wyjść z siebie, przekroczyć swoją własną powłokę. Nie będzie zielonego, młodego źdźbła trawy, swobodnie kołyszącego się na wietrze, jeżeli nasionko nie zaryzykuje obumarcia. Bynajmniej nie po to, aby zniknąć, ale by stać się tym, kim jest się w zalążku nasionka.

 

Zdecydowany znaczy zajęty

 

W życiu konieczne są decyzje. Brak decyzji, też jest decyzją. Otaczający nas świat przekonuje nas o tym na tysiące sposobów. Wykorzystuje te obrazy Ewangelia, przypominając nam słowa Jezusa Chrystusa: „Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostaje tylko samo; ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12, 24). Aby wyjść, trzeba przekroczyć. Tylko ktoś, kto odważy się na wyjście „poza siebie”, złoży dar z siebie, staje się „zajęty”. Pozostanie w sobie pozornie daje poczucie całości, spełnienia, ale w rzeczywistości skazuje na osamotnienie, zagubienie się w sobie, zawężając horyzonty serca jedynie do własnej „powłoki”. I niby „autonomicznie”, ale jakoś pusto. Czy taka ciasnota człowiekowi wystarczy? Czy w takim ścisku da się oddychać i żyć pełnią? Pytania te nie byłyby godne uwagi, gdyby nie samo życie, które pisze nasze scenariusze w oparciu o odpowiedzi na te właśnie pytania. Dar z siebie, wyjście poza swoje, decyzje z konsekwencjami – to codzienny chleb. Jaki on będzie? Czy starczy nam na codzienne relacje z Bogiem i człowiekiem? Jak żyć, by być dla Boga i człowieka – dla D(d)rugiego?

 

List do osób konsekrowanych o śladach Piękna „Kontemplujcie” (nr 2) przypisuje tę zdolność osobom, które kochają: „Ten, kto kocha, jest owładnięty dynamizmem, doświadcza paschalnego charakteru egzystencji, przyjmuje ryzyko wyjścia z siebie – nie tylko w przestrzeni zewnętrznej, ale także w wymiarze wewnętrznym – i odkrywa, że jego własnym dobrem jest zamieszkanie w drugim i przyjęcie go do siebie. Miłość każe patrzeć na drugiego nowym spojrzeniem, o szczególnej zażyłości, które sprawia, że ten drugi nie należy do sfery idei, nie pozostaje na progu, ale ma wstęp do mikrokosmosu naszego odczuwania, może stać się ukochanym mej duszy (Pnp 3,2), ten, którego będę szukać.”

 

Zdolność do decyzji mają osoby, które kochają. A nie kocha ten, kto nie wierzy. Wiara uczy kochać, a decyzja staje sie zwykłą koniecznością serca. Tak wiele wspólnego ma nasza wiara z naszymi miłościami, a tym samym: z Bogiem. Dziękujmy za to, że Bóg chce być ukochanym naszej duszy. Dziękować Bogu, że możemy wychodzić do drugiego człowieka i przyjmować go nie tylko na progach naszego życia. Dobrze, że Bóg ma dla każdego wielką łaskę w postaci małego ziarenka – powołanie.

 

s.M. Daniela