O powołaniu. Różne historie...
O powołaniu. Różne historie...

Jezus chce ludzi, którzy doświadczyli, że przebywanie z Nim daje ogromne szczęście, które może być ponowione każdego dnia życia. Uczeń królestwa Bożego, który nie byłby radosny, nie ewangelizuje tego świata. Jest człowiekiem smutnym. Stajemy się kaznodziejami Jezusa, nie poprzez doskonalenie broni retoryki - możesz mówić bez końca, ale kaznodzieją Jezusa stajemy się strzegąc w oczach błysku prawdziwego szczęścia. /Papież Franciszek/

 

 

 

 

- „Powołanie jest niewątpliwie niezbadaną tajemnicą, obejmującą więź, jaką sam Bóg nawiązuje z człowiekiem, istotą jedyną i niepowtarzalną. Tajemnica ta jest przyjmowana i odczuwana jako wezwanie, które domaga się odpowiedzi płynącej z głębi sumienia, z tego «sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa»” (Jan Paweł II, Adhortacja apostolska Pastores dabo Vobis, 38).

- „Powołanie jest darem Bożym. Należy na nie odpowiedzieć gotowością przyjęcia tego, co jest jego konsekwencją: pójścia za Chrystusem i głoszenia Jego Dobrej Nowiny. W powołaniu objawia się miłość Chrystusa do «swoich»” (J 13, 1).

- „Powołanie jest wyrazem miłości. Tylko wtedy, gdy się przyjmuje tę miłość, rozumie się również to, czego ona wymaga” (Przemówienie Jana Pawła II do seminarzystów w Santo Domingo, 13 X 1992 r.).

 

 

 

JAK BĘDĘ DOROSŁA - TO TAKIEGO SOBIE ZNAJDĘ!!!

 

 

,,MÓJ BÓG I MOJE WSZYSTKO". Już od dziecka był mi bardzo sympatyczny pan na obrazku – mężczyzna z długimi włosami, brodą i bardzo łagodym spojrzeniem… Mamusia wtedy powiedziała mi, że to jest JEZUS. Pomyślałam sobie: Jak będę dorosła, to takiego sobie znajdę!
Nigdy nie myślałam o pójściu do klasztoru, zawsze chciałam mieć wielką rodzinę, na pewno dwóch synów – jednego kapłana, a drugiego lekarza…

 

Lata mijały, dorastałam, a Pan cichutko mnie prowadził. Przyciągał delikatnie moje serce do Siebie – przez różnych ludzi, sytacje życiowe, aż w końcu jednego dnia zrozumiałam: On mnie wybrał do poślubienia Sobie. Wystraszyłam się wtedy, przecież nie takie były moje plany.

 

Przeszłam długą drogę i dziś wiem, że ON JEST MIŁOSCIĄ MOJEGO ŻYCIA.


Jestem JEGO, taka jaka jestem, kocha mnie, a ja staram się kochać Jego, służyć Mu swoim życiem… Mam w Nim wszystko – Kapłana i Lekarza… Jeszcze się nie zdarzyło, aby mi niespełnił pragnień. Czasami w inny sposób niż sobie wymarzyłam, ale zawsze otrzymałam to, czego pragnęłam. Największym DAREM jest ON SAM!!!

 

s.M. Klara. Prowincja Czesko-Słowacka

 

 

 

BÓG ZAPUKAŁ DO MOJEGO SERCA

 


Od dzieciństwa lubiłam pomagać innym. W przedszkolu chciałam zostać SUPERBOHATEREM. Kiedy się zorientowałam, że ludzie nie potrafią latać ani nie posiadają super mocy, musiałam znaleźć dla siebie inną profesję. Jak większość małych dziewczynek zastanawiałam się nad wyborem kariery piosenkarki czy gwiazdy filmowej. W końcu w wieku 7 lat oznajmiłam rodzicom, że zostanę siostrą zakonną. Wtedy jeszcze nie wiedziałam kim jest siostra zakonna, ponieważ jeszcze żadnej nie znałam.

 


Kiedy miałam 10 lat spotkałam pierwszą siostrę. Była to s.M. Dolores ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP, która zaprosiła mnie na skupienie. Postanowiłam jej powiedzieć o moim powołaniu i zadeklarowałam się, że wstąpię do jej zgromadzenia. Siostra tylko uśmiechnęła się i z przymrużeniem oka przyjęła moje wyznanie…

 


Mijały lata… Podczas adoracji pytałam się Boga czego dla mnie pragnie, jaki jest Jego plan względem mnie. Przeraziłam się, gdy usłyszałam w sercu znaną mi już wcześniej odpowiedź o powołaniu. Po wielu latach zadałam w końcu Bogu to pytanie. Ale jeszcze nie byłam gotowa na odpowiedź. Przez całe wakacje MÓWIŁAM BOGU NIE. Walczyłam z Bogiem. Bałam się tego, czego ode mnie oczekuje, że sobie nie poradzę, że to nie dla mnie.. Z jednej strony uciekałam przed powołaniem, z drugiej modliłam się coraz więcej, aby Bogu wyperswadować, że to nie jest moja droga. W końcu zmieniłam taktykę. Zaczęłam się modlić: „SPRAW, ABYM CHCIAŁA, JEŚLI TY TEGO CHCESZ”. Bóg przemieniał moje serce i wlał w nie pokój. Nowy rok szkolny rozpoczęłam z pragnieniem zrealizowania swojego powołania…

 


W Zgromadzeniu jestem już prawie 10 lat. Jestem szczęśliwa jako siostra zakonna. Powołanie nadal pozostaje dla mnie tajemnicą. Nie wiem dlaczego Bóg mnie wybrał. Mógł wskazać na osoby, które natychmiast opowiedziałyby na Boże wezwanie. On nigdy nie naciska, ale czeka i jest cierpliwy. Bóg zapukał do mojego serca i czekał bardzo długo aż mu je otworzę. Dziękuję Bogu, że pomimo moich niedoskonałości zaprosił mnie na drogę powołania.
Bóg wybiera Kogo chce i powołuje do konkretnego zgromadzenia. Kiedy spotykam się z siostrami zmartwychwstankami lub felicjankami, które znałam jeszcze przed wstąpieniem, pytają się mnie, dlaczego nie ich zgromadzenie. Odpowiadam: WYBRAŁAM PIERWSZĄ MIŁOŚĆ.

s.M. Celestyna

 

 

"ZWARIOWAŁA PANNA MARYNIA!?"

 

 
Ten świat zobaczyłam 100 lat temu! Urodziłam się 15 sierpnia 1919 roku, jako wymodlone dziecko, po sześciu latach małżeństwa swoich rodziców. Obiecali Bogu, że jeśli urodzi się chłopczyk i później będzie chciał zostać kapłanem to zrobią wszystko, by umożliwić mu pójście za głosem powołania. Jeśli natomiast urodzi się dziewczynka, a będzie chciała obrać życie zakonne, to także pomogą jej pójść za głosem serca i przygotują wymagany posag. Urodziła się dziewczynka! Na cześć Matki Bożej nadano imię Marianna. (W tamtych czasach, ze względu na szacunek do Matki Bożej, nie nadawano imienia Maria - jak twierdzi Jubilatka).

 

Po szkole podstawowej ukończyłam szkołę handlową i pracowałam jako księgowa w sklepie handlującym żelazem i porcelaną. Z sąsiedniej wioski, koło Krobii, poszły do naszego Zgromadzenia dziewczyny z rodziny Mendyka - były to: s. Bazylia, s. Kasylda  i s. Lioba. Od nich otrzymałam adres do Sióstr Służebniczek NMP NP.

 


Był jubileusz moich rodziców - 25 lat małżeństwa, z tej okazji poszłam do spowiedzi św. i powiedziałam spowiednikowi o swoim zamiarze. Był nim ojciec oblat, ale nie pamiętam imienia. Zachęcił mnie do trwania w tej decyzji i podjęcia odpowiednich kroków, bym ją zrealizowała. Poszłam więc do kierownika w pracy i powiedziałam, że chce się zwolnić. Ponieważ byłam bardzo dobrym pracownikiem nie chciał słyszeć o zwolnieniu jednocześnie naciskał, abym podała powód tej decyzji.

 

Po wielu przepychankach słownych powiedziałam,  że chcę obrać życie zakonne. Szef wtedy powiedział: "Zwariowała panna Marynia?!" i dał ultimatum, że muszę wykonać wszystkie sprawozdania roczne do Wydziału Skarbowego tj. bilans i inwentaryzacje, a potem, skoro muszę to niech się zwolnię. Ale zaznaczył, że będę żałowała tej decyzji... Po wykonaniu zobowiązań w pracy Panna Marianna zwolniła się z końcem 1938 r.i 18 marca 1939 r.wstąpiłam do naszego Zgromadzenia do Domu Prowincjalnego, który wówczas mieścił się w Katowicach – Panewnikach przy ul. Panewnickiej 84. Przeczucia szefa w pracy nie sprawdziły się! Do dziś – nie żałuję!!!

s.M. Liliosa

 

 

GDY PRZEKRACZAŁAM PRÓG KLASZTORU...

 

 

44 lata temu, a może nawet 46, gdy kończyłam szkołę podstawową, usłyszałam w sercu to „wołanie”. Przekonana jednak o tym, że najpierw muszę zdać maturę, przez dwa lata „pielęgnowałam je w sobie” i modliłam się, aby moje pragnienie odpowiedzenia na nie, pozostało niezmienne.

 

Gdy przekraczałam próg klasztoru, nie było ważne dla mnie to, co zostawiałam, czyli rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, dom… Najważniejsze było to, co otwierało się przede mną. Tak bardzo chciałam być już w gronie tych, których Pan powołał wcześniej. I tak zaczęła się moja wielka przygoda z Bogiem. Choć były wzloty i upadki, dni jasne i szare, pragnienie i niemoc, to nigdy „ nie zamieniłabym mojego życia na żadną inną miłość tego świata”. Dziękuję Panu Bogu za moich Kochanych Rodziców, za to że uszanowali moją odpowiedź Panu Bogu i nie czynili żadnych przeszkód w pójściu za Bożym wołaniem.


Dziękuję za każdy dzień życia w zakonnej wspólnocie, pod jednym dachem z Panem Jezusem. To ON daje mi moc, a przede wszystkim raduje moje serce. Ja z kolei, pomimo upływu lat, codziennie na nowo uczę się, by kochać GO więcej. Taka bowiem jest droga powołania, wymaga ciągłej aktywności, kroczenia naprzód, odkrywania Bożej miłości i odpowiadania na nią. Na tym szlaku zatrzymać można się jedynie dla refleksji, prowadzącej do nowej mobilizacji. Pan Bóg daje mi wiele natchnień i możliwości, aby czynić dobro, a ja proszę Go, abym zawsze miała siły duchowe i fizyczne, żeby je realizować. Wsparciem jest także moja wielka rodzina zakonna, w której czuję się kochana i chcę kochać do końca. Pan jest moim pasterzem, niczego mi nie braknie.

s.M. Emiliana

 

 

 „ŻNIWO WIELKIE, ALE ROBOTNIKÓW MAŁO”

 


Nazywam się siostra M. Françoise Aïssatou Pascaline, po raz pierwszy usłyszałam głos powołania jako dziecko, ale nie wiedziałam jak je zrealizować. Często towarzyszyłam mojej siostrze w drodze do kościoła, tam nauczyłam się modlić i mogłam śpiewać – co bardzo lubię. Gdy dorastałam chciałam być jak moi przyjaciele, ale ich styl życia nie odpowiadał pragnieniom serca. Nie wiedziałam czego szukam. Byłam zaangażowana w kościele w różnych grupach. Dzięki koleżance zapisałam się do grupy powołaniowej, po pierwszym spotkaniu wróciłam do domu ze słowami: „Żniwo wielkie, ale robotników mało” – i to był głos Pana, słowo skierowane do mnie. Trwałam przy mojej decyzji mimo sprzeciwu rodziny, z czasem tata zrozumiał i stał się moją podporą. Dziś jestem bardzo szczęśliwa jako Służebniczka Najświętszej Maryi Panny NP.

s.M. Françoise. Kamerun

 

 

ANI  JEDNEJ  SEKUNDY  NIE  ŻAŁOWAŁAM

 

 Foto: s.M. Monika w Kamerunie i obecnie

 

Moje serce przepełnione jest radością, że mogę być służebniczką Maryi. Moim pragnieniem od najmłodszych lat była praca z dziećmi. Mając 20 lat wstąpiłam do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP Niepokalanie Poczętej i ani jednej minuty, ani jednej sekundy nigdy nie żałowałam. Kiedy wyjechałam na misje do Kamerunu spełniło się moje marzenie - służba najbardziej potrzebującym. Jestem wdzięczna Bogu za każdą chwilę życia, za te chwile, które przynoszą mi radość, ale także za chwile trudne - bo wiem, że wszystko jest z Jego łaski. Kilka dni temu dziękowałam Bogu za 80 lat życia, pełnego radości i pięknych chwil przeżytych w bliskości Jezusa, któremu mogę służyć w każdym spotkanym człowieku przez najdrobniejsze gesty, uśmiech, dobre słowo... Służby uczę się od Maryi, jako Jej  służebniczka.

s.M. Monika

 

 

"UWIODŁEŚ MNIE PANIE, A JA POZWOLIŁAM SIĘ UWIEŚĆ"

 


Powołanie od zawsze kojarzy mi się ze szczególnym wybraniem, ze szczególną łaską, z ogromną Miłością. Myśląc o swoim powołaniu widzę, jak Pan Bóg nade mną czuwał i czuwa, jak się o mnie troszczył i troszczy, jak bardzo mnie zmienia, formuje. Widzę Jego konkretne prowadzenie, działanie w moim życiu. Głos Pana usłyszałam już w szkole średniej, ale z mojej strony był brak wiary w to, że Pan Bóg właśnie mnie wybrał, mnie niegodną, malutką, z taką historia życia, posługując się słowami św. Pawła: "poroniony płód" . Natomiast Pan cały czas o mnie walczył, wracał w cichym powiewie, z kolejnym wyznaniem Swojej Miłości i zaproszeniem, abym odważyła się pójść za Nim. Z czasem, cierpliwość i Jego miłujacy głos, zwyciężyły, a moje serce z wielką miłością i pokojem Jemu zaufało.


Powołanie dla mnie jest bardzo mocnym i za razem delikatnym głosem, który nie daje spokoju, jeśli się za nim nie pójdzie. Pan Bóg bardzo jasno wskazał drogę , a ja słuchając Jego Słowa czuję przynaglenie serca, by za Nim iść. On daje konkretne znaki, czego od nas chce, wskazuje miejsce gdzie będę najszczęśliwsza. Dlatego, odpowiadających na miłujacy głos Pana, przygotowuję się do złożenia  wieczystej profesji świętej w Zgromadzeniu Siostr Sluzebniczek NMP. "Miłuję Pana, bo On pierwszy mnie umiłował. "

s.M. Agata

 

 

WZYWAŁ MNIE JUŻ OD DZIECKA...

 

 

Bycie powołaną oznacza dla mnie trwanie w miłującym spojrzeniu Jezusa. Niezwykłe jest to, że choć lata mijają Jego kochający wzrok i wezwanie, aby być tylko dla Niego pozostaje niezmienne. Dla mnie istotne było odkrycie, że Pan Bóg wszedł w moje życie w jedyny i niepowtarzalny sposób, nie ma drugiego takiego samego. Przez wiele lat wydawało mi się nie możliwe, że może mnie wzywać do pójścia za sobą już od dziecka. Dziś jestem wdzięczna, że Bóg od początku towarzyszył mi w życiu. Wtedy, gdy byłam tego świadoma i wtedy, gdy tego nie dostrzegałam. Powoli przygotowywał mnie do oddania samej siebie. Powołanie jest ciągłym ryzykiem, skokiem w nieznane, tajemnicą, wiarą…, że cokolwiek by się nie wydarzyło Jezus jest i czeka z otwartymi ramionami nawet wtedy gdy tego nie widzę. Jezus po prostu jest Oblubieńcem, który jest zawsze wierny i któremu warto zawierzyć.

s.M. Natalia

 

 

Ciąg dalszy nastąpi wkrótce!