Rodzimy się w wodzie chrztu...
Rodzimy się w wodzie chrztu...

Powiedzmy sobie szczerze: nasze życie w XXI w. pod pewnymi względami stało się zbyt łatwe i wygodne, byśmy mogli szybko pojąć znaczenie pewnych symboli biblijnych. Wystarczy nacisnąć przycisk, by wejść bez obaw do ciemnego pokoju; ulice są oświetlone, a nawet opuszczone mroczne miejsca możemy rozświetlić za pomocą małej latarki.

 

 

I jak tu zrozumieć człowieka Biblii obawiającego się mroków nocy, gdyż na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, gdyż tak łatwo się potknąć… To dlatego z ufnego serca rodziło się wołanie: “Pan moim światłem…”, “Ty oświecasz moją drogę…”.

 

Może jeszcze trudniej jest nam zrozumieć w pełni biblijną symbolikę wody, bo co prawda także i u nas zdarzają się tygodnie suszy, ale na ogół wystarczy odkręcić kurek w mieszkaniu, by móc korzystać z ożywczych strumieni. Dostęp do wody to kwestia życia i śmierci: woda jest potrzebna dla funkcjonowania organizmu, chłodzi i oczyszcza, tak iż stała się nawet symbolem oczyszczenia moralnego: “Obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję” (Ps 51). W tej perspektywie inaczej też rozumiemy biblijny obraz Boga-Pasterza: w naszych warunkach nakarmienie i napojenie owiec nie stanowi większej trudności, ale w tamtym klimacie znalezienie trawy i źródła było prawdziwą sztuką. To dlatego autor Psalmu 23 chwali Boga, który “pozwala mu leżeć na zielonych pastwiskach i prowadzi nad wody, gdzie może odpocząć”, a w Apokalipsie Baranek-Chrystus jest równocześnie Pasterzem, który poprowadzi wiernych do źródeł wód życia (por Ap 7, 17).

 

Człowiek Biblii musiał więc zmagać się z problemem niedostatku wody: długie okresy suszy, czasem tylko jedna studnia w miasteczku – nic dziwnego, że woda źródlana była dla wielu nieosiągalnym marzeniem (wystarczy przypomnieć sobie Samarytankę przy studni, która zrozumiała słowa Jezusa o wodzie żywej jako obietnicę wody źródlanej i zaraz prosiła: “Daj mi tej wody!”). Zresztą ten problem istnieje także obecnie w Ziemi Świętej, w tym kraju częściowo pustynnym, gdzie lata są upalne, a zasoby wodne ciągle maleją.

 

Przy pobieżnej lekturze Pisma Świętego możemy odnieść wrażenie, że problem braku wody nie dotyczył świętego miasta Jeruzalem: przecież dźwięczą nam w uszach słowa o źródłach wód wytryskujących z Syjonu! W rzeczywistości było zupełnie inaczej: trzeba było wydrążyć kanał prowadzący wodę od potoku Cedron płynącego w dolinie do miasta położonego na wzgórzach, aby zwłaszcza w razie najazdu nieprzyjaciela mieszkańcom nie groziła śmierć z pragnienia. Dlatego czytając, że “odnogi rzeki rozweselają miasto Boże” (Ps 46, 5), pamiętajmy, że nie chodzi tu o rzeczywistą rzekę, ale o porównanie Świętego Miasta (a zwłaszcza jego świątyni) do rajskiego ogrodu, z którego ożywcze źródła rozlewają się na cały świat. To dlatego prorocy ukazywali malowniczy obraz czasów ostatecznych, zapowiadając, że z Jeruzalem wypłynie źródło wody.

 

W tej perspektywie trzeba też czytać słynne słowa proroka Ezechiela (Ez 47,1): “Oto woda wypływała spod progu świątyni w kierunku wschodnim”. Opis prorocki jest tak realistyczny, że łatwo można odnieść wrażenie, iż Ezechiel opisuje to, co właśnie ogląda; tymczasem świątynia jerozolimska leżała wtedy w gruzach, sam prorok przebywał na wygnaniu w Babilonii, a opis świątyni był jedynie wizją wspaniałej przyszłości. Spróbujmy zatem odkryć sens tej sceny. Prorok wychodzi ze świątyni, podążając wzdłuż nurtu rzeki, która staje się coraz głębsza. Brzegi jej są porośnięte drzewami owocowymi zapewniającymi pożywienie i lekarstwa; w końcu ta przedziwna rzeka rozlewa się w wodach słonych, uzdrawiając je i sprawiając, że pojawia się w nich mnóstwo ryb.

 

Współczesny czytelnik nie odczyta właściwie tego obrazu, jeśli nie orientuje się w ukształtowaniu Ziemi Świętej: otóż skoro woda płynie na wschód od Jerozolimy ku słonym wodom, oznacza to, że płynie ona przez obszar pustynny i wpada do Morza Martwego, w którym przecież do dziś nie zdoła przetrwać żadna ryba. Zatem znów musimy odkryć symboliczne znaczenie opisu: to, co wypływa ze świątyni, to, co płynie od Boga, ma moc ożywiania i uzdrawiania nawet tego, co według ludzkiej logiki wydaje się bezpowrotnie obumarłe – pustynia, słone wody… Skoro woda ze świątyni może ożywić Morze Martwe, może też ożywić moje serce. A gdzie szukać leczniczych liści dla pokonania własnych słabości? Nie wśród ogrodów babilońskich władców, ale tam, gdzie rosną drzewa czerpiące wodę z Bożego domu, choćby nawet była to pustynia.

 

Doskonale wie o tym autor Psalmu 42/43, przebywający na wygnaniu w okolicach góry Hermon, w regionie wyjątkowo bogatym w wodę, gdyż stamtąd wypływają źródła Jordanu; psalmista jednak usycha z pragnienia, bo tylko jeden “napój” jest w stanie ugasić jego tęsknotę: “Jak łania pragnie wody ze strumienia, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże!”. Tęsknoty za Bogiem i za Jego świątynią nie zdoła ugasić obfitość wody, która przecież była znakiem dobrobytu w tamtym środowisku.

 

My jednak dzisiaj nie musimy wyczekiwać na pielgrzymkę do Świętego Miasta, by ugasić palące pragnienie Boga. Oto przyszedł Ktoś, kto umożliwił nam dostęp do źródeł wód łaski w dowolnym czasie i miejscu.

 

Przenieśmy się myślą w przeszłość, do Jerozolimy, do czasu pewnej jesieni około 30 r.n.e., gdy właśnie obchodzono Święto Namiotów, upamiętniające pobyt Izraelitów na pustyni (ich życie koczownicze w namiotach). Ponieważ było ono także związane z dożynkami jesiennymi, stanowiło okazję do modlitwy o dar niezbędny dla obfitości kolejnych plonów: o deszcz. To dlatego od sadzawki Siloe wyruszała ku świątyni procesja z naczyniem wody, a chór śpiewał: “Będziecie czerpać wodę ze zdrojów zbawienia”. I właśnie podczas tego święta, gdy pielgrzymi modlili się o krople wody płynące z nieba, Ktoś złożył im niesłychaną propozycję: “W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta, Jezus stojąc, zawołał donośnym głosem: Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza. A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był dany, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony” (J 7, 37-39).

 

Wystarczy pragnąć… Nie trzeba płacić, nie trzeba spełniać jakichś karkołomnych warunków. Oto spełnia się Boża zapowiedź z Księgi Izajasza: .Wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody; przyjdźcie, choć nie macie pieniędzy” (Iz 55, 1), która rozbrzmiewa także w Apokalipsie: “Kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie, kto chce, niech wody życia darmo zaczerpnie” (Ap 22, 17). Wystarczy chcieć, odczuwać pragnienie – bo jeśli ktoś nie jest spragniony, cóż z tego, że obok niego będą się przelewać nawet kaskady wód… Może największym dramatem naszych czasów jest to, że choć mamy tak łatwy dostęp do źródeł łaski, wielu ludzi nigdy z nich nie korzysta, bo stłumili w sobie naturalny odruch pragnienia. Ale kto pragnie Boga, niech przyjdzie do Jezusa, niech uwierzy, że On może zaspokoić najgłębsze tęsknoty ludzkiego serca. Teraz dokonuje się coś nieskończenie większego niż ten wielki cud na pustyni, gdy po uderzeniu skały przez Mojżesza wypłynęła z niej woda. Jezus nie mówi: “Pokażę ci, w jakim miejscu na ziemi znajdziesz wodę”, ale zaprasza: “Pij ze Mnie, to ze Mnie możesz czerpać ożywcze dary, a zwłaszcza ten najważniejszy, dar Ducha Świętego”.

 

Nie po raz pierwszy obecność Ducha została wyrażona w obrazie wody; już prorok Joel ogłaszał Bożą obietnicę: "Wyleję Ducha mego na wszelkie ciało…”. Trudno nam bowiem wyobrazić sobie Ducha Świętego w konkretnej postaci (może poza gołębicą, ale wszyscy wiemy, że to tylko symbol) – obecność Ducha przejawia się bowiem najczęściej w ten sposób, że ogarnia On kogoś i przemienia; to dlatego najczęstszymi biblijnymi symbolami Ducha są woda, ogień i wiatr, te trzy żywioły, które nie kojarzą się z określonym kształtem, ale z przemieniającą mocą.

 

Ewangelista zauważa jednak: “Duch bowiem jeszcze nie był dany, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony”. Zatem dar Ducha zdaje się wypływać z Misterium Paschalnego Jezusa, z Jego męki i zmartwychwstania. On sam tak o tym mówił: “Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Paraklet [czyli Duch] nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, to poślę Go do was” (J 16,7). Syn ześle Ducha, gdy powróci do Ojca, dokonawszy dzieła zbawienia, a odtąd Duch będzie kontynuował misję Syna, umożliwiając jej trwanie przez wieki. Dlatego to nie przypadek, że gdy św. Jan będzie nam opisywał śmierć Jezusa, znów powróci do symboliki wody: jeden z żołnierzy włócznią przebił Jezusowi bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Woda wytrysnęła z boku Tego, który sam jeszcze niedawno wołał: “Pragnę!” – tak jak niegdyś prosił Samarytankę: “Daj Mi pić”, po to, by zaoferować jej wodę żywą.

 

Święty Jan mówi z wielkim naciskiem o przebiciu boku Jezusa: “Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli” (J 19,35) – nie tylko po to, żeby udowodnić rzeczywistość śmierci Pana, ale przede wszystkim, by wskazać na teologiczne znaczenie płynącej krwi i wody. Przecież w drugim rozdziale Ewangelii Janowej Jezus mówił o swym ciele jako świątyni – i oto teraz rzeczywiście z prawej strony tej świątyni wypływa ożywcza woda, by uzdrawiać wszystko, co zostało naznaczone przez śmierć. Tam, gdzie dotąd dominował grzech i zagłada, teraz przychodzi moc Ducha Ożywiciela, Ducha Stworzyciela, który odnawia ziemię.

 

Woda płynie z Serca Syna Bożego, które jest otwarte; odtąd dzięki mocy Ducha człowiek może poznać tajemnice Bożego Serca, jak napisze św. Paweł: “Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego. Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku?

 

Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. Otóż myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych” (1 Kor 2,10-12). Duch jednak umożliwia nam nie tylko poznanie Bożych tajemnic, lecz wręcz udział wżyciu samego Boga, nowe życie łaski. Ale żeby to się dokonało, konieczne są ponowne narodziny w wodzie! (Zresztą czyż wody nie były naszym pierwszym środowiskiem w łonie matki?). Rodzimy się w wodzie chrztu i czerpiemy ze źródeł łaski we wszystkich sakramentach. To dlatego Tertulian napisał te niezwykłe słowa o chrześcijanach, odwołując się do symbolu ryby, doskonale znanego pierwszym wyznawcom Chrystusa: “My, rybki, rodzimy się w wodzie i tylko wtedy ocalejemy, jeśli będziemy w niej trwać”.

 

Nie trzeba być zoologiem, by wyobrazić sobie, co dzieje się z rybą wyjętą z wody. Nie trzeba też wielkiej wyobraźni, by zrozumieć, co dzieje się z chrześcijaninem, który oddali się od Bożych źródeł łaski, a tym bardziej, jeśli przestanie ich pragnąć.

 

Danuta Piekarz