Na Wydziale Spraw Kanonizacyjnych Kurii Metropolitalnej w Przemyślu dnia 30 czerwca 2014 roku w Przemyślu odbyła się sesja otwierająca proces beatyfikacyjny s. Roberty Babiak, Służebniczki Starowiejskiej.
"Postaraj się, aby miłość Boga i bliźniego na nowo odżyła w sercach ludzkich (...). Wszystkim, którzy zachowają dwa przykazania, w szczególny sposób błogosławić będę w życiu i w godzinę śmierci, nadto całemu światu dam miłosierdzie i pokój Mój". (...) Zrozumiałam, że (...) miłosierdzie i pokój ów, nie dotyczy tylko pokoju politycznego, ale duchowego, który jest owocem miłości Boga i bliźniego. (...) Zrozumiałam, że Hostia Święta jest tym niewygasłym nigdy ogniskiem miłości, które zapalać będzie serca ludzkie do końca wieków miłością Boga i bliźniego.
(Dziennik. S. Roberta Babiak)
Wydział Sprawa Kanonizacyjnych Kurii Metropolitalnej w Przemyślu informuje, że w dniu 30 czerwca 2014 roku o godz. 11.30 w Domu Biskupim w Przemyślu odbędzie się sesja otwierająca proces beatyfikacyjny s. Roberty Babiak, Służebniczki Starowiejskiej. Przesłanie s. Roberty jest dziś bardzo aktualne. – Otrzymała od Pana Jezusa szczególne oświecenie dotyczące tajemnicy Trójcy Świętej, Miłosierdzia Bożego, Eucharystii oraz posłannictwo przypomnienia, że odnowa świata może dokonać się tylko przez wierność w wypełnianiu przykazania miłości Boga i bliźniego.
Siostra Roberta Babiak urodziła się w 1905 roku w religijnej rodzinie. Od najmłodszych lat odczuwała wezwanie do całkowitego poświęcenia się Panu Bogu, ale do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej wstąpiła dopiero po śmierci swojego ojca w 1929 roku. Przez 14 lat z heroiczną cierpliwością znosiła postępującą chorobę – gruźlicę kości. W tym czasie Bóg obdarzył ją łaską mistycznego doświadczania Jego obecności i tajemnic wiary. Swoje mistyczne przeżycia, których doświadczała podczas wojny, spisała w „Dzienniku duchowym”.
Pan Jezus podyktował s. Robercie specjalną modlitwę – „Koronkę miłości”. Obiecał, że każdy, kto będzie ją odprawiał, będzie miłosiernie sądzony, a za życia jego dusza będzie rozpalona miłością do Boga i bliźnich. Przed śmiercią na polecenie matki przełożonej s. Roberta napisała „Autobiografię”.
Zmarła w opinii świętości 12 lipca 1945 roku w Starej Wsi koło Brzozowa.
Koronka Miłości
Koronkę odmawia się na różańcu
- Wierzę w Boga Ojca...
- Ojcze nasz...
- Zdrowaś Maryjo...
- zamiast „Ojcze nasz”:
O mój Jezu, z Tobą, w Tobie i przez Ciebie niech miłuję
Przenajświętszą i nierozdzielną Trójcę/
teraz, zawsze i przez wszystkie wieki wieków. Amen.
- zamiast „Zdrowaś Maryjo”:
O mój Jezu - kocham Cię.
Na koniec koronki:
O Maryjo bez grzechu poczęta, Matko Syna Bożego i Matko całej ludzkości,/ wyjednaj mi tę łaskę, abym doskonale wypełniał(a) przykazanie miłości Boga i bliźniego. (3 razy)
Wybrane fragmenty z Dzienniczka s. Roberty Babiak
Zbawiciel kazał mi odmawiać koronkę z pięciu dziesiątków złożoną. Dał mi zrozumieć, że bardzo lubi modlitwy pięć razy powtarzane, bo to jest liczba Jego św. Ran. Na miejscu – Zdrowaś – kazał mi mówić: „O mój Jezu, kocham Cię. Zamiast Ojcze nasz. - O mój Jezu, z Tobą, w Tobie i przez Ciebie niech miłuję Przenajświętszą i nierozdzielną Trójcę, teraz zawsze i przez wszystkie wieki wieków Amen". Zakończenia nauczył mnie Pan w kaplicy podczas rozmyślania; "W końcu odmów trzy razy: „O Maryjo bez grzechu poczęta, Matko Syna Bożego i Matko całej ludzkości, wyjednaj mi tę łaskę, abym doskonale wypełniała przykazanie miłości Boga i bliźniego". Obiecał Zbawiciel, że odmawianie tej koronki przyniesie wielką korzyść ludziom, szczególnie rozpali serce do miłowania Boga i bliźnich, a na sądzie Bożym miłosiernie sądzone będą te dusze. (11.10.1941r.)
Od samego rana okazywał mi Zbawiciel wiele miłości i zaufania. Przed błogosławieństwem po Mszy św. znów powiedział mi to samo co w poniedziałek: „Patrz co ze Mnie uczyniły dwa przykazania”. Za chwilę po Komunii św. zjawił się Zbawiciel w mej duszy, zagarnął mnie zupełnie pod swoją władzę i te powiedział słowa: „Oznajmij ode Mnie Księdzu Franciszkowi, Biskupowi diecezji przemyskiej, aby w Imieniu Jezusa Chrystusa Syna Bożego polecił swoim wiernym ścisłe zachowanie dwóch przykazań miłości Boga i miłości bliźniego. Wszystkim, którzy zachowają te dwa przykazania, w szczególny sposób błogosławić będę w życiu i w godzinę śmierci, nadto całemu światu dam miłosierdzie i pokój mój”. Polecenie to było tak wyraźne, iż zdawało mi się, że całą istotą przemieniłam się w słuch i w ten rozkaz Pana Jezusa. Potem przyszła na mnie bojaźń przed tym żądaniem Zbawiciela, ale jakby na pociechę otrzymałam zrozumienie tych słów: "Jako Mnie posłał Ojciec i Ja was posyłam…” Boże, Boże Wielki, kogóż posyłasz, grzeszny proch ma mówić do ks. biskupa? Bądź miłościw mnie grzesznej i ukryj mnie w Sercu Twoim, o Jezu. (8.04.1942 r.)
Po Komunii świętej stało się, że Bóg był we mnie, a ja w Nim. Gdy nie mogłam pojąć jak Bóg wielki mieści się w małej duszy, wtedy otrzymałam zrozumienie, że i źrenica w oku jest mała, a przecież największe przedmioty ogarnia. (7.02.1943 r.)
Po południu w niedzielę zostałam nagle wezwana, aby się zbliżyć do tabernakulum. Gdy to uczyniłam natychmiast usłyszałam te słowa: 'Patrz i rozważaj!'. W duszę moją wniknęło to zrozumienie, że choćby Eucharystia nie była owocem męki Jezusowej, ale owocem największej rozkoszy, to za samo przebywanie Eucharystii wśród ludzi, Jezus powinien być kochany [...]. Pojęłam straszną krzywdę Bożą oraz niewdzięczność ludzi za tak wielki dar Eucharystii. (3.10.1942 r.)
Modląc się około godziny czwartej nad ranem usłyszałam w duszy głos Zbawiciela: "Żądam od Zgromadzenia doskonałej miłości bliźniego". Podczas rozmyślania poznałam, że tylko będąc prawdziwie pokorną, mogę być blisko pokornego Jezusa. W przeciwnym razie On nie zniósłby mojej istoty w swojej bliskości. Po Komunii św. tego dnia zabrał mi Pan Jezus duszę, jakoby na ustronie, dał mi się poznać jako najlepszy Przyjaciel i rzekł: "Nie trap się niczym, gdyż Ja Sam jestem Wykonawcą mojej woli - ty będziesz tylko narzędziem. Kochaj Mnie spokojnie. Ty nawet nie wiesz, ile sprawiasz Mi przyjemności swoją miłością i pocałunkami. To moja rozkosz, to moja radość". (Często z miłością całowałam swój krzyżyk i Zbawiciel zwrócił na to uwagę. Widać stąd, że każdy objaw miłości jest Mu drogi.)” (28.12.1940 r.)
W sobotę po modlitwach wieczornych zjawił się przy mnie z lewej strony na klęczniku kusiciel jako duch i to mi wkładał do słuchu duszy: "Czemu tak się patrzysz w tabernakulum, myślisz, że tam jest Bóg, którego tak miłujesz, tam jest zwykły chleb...". Jeszcze chciał mi więcej pleść, ale mnie dusza wezbrała potrzebą bronienia prawdy i przedmiotu mej miłości, wtedy półgłosem nie wiedząc sama co i skąd wzięły mi się te słowa, zawołałam: "Idź precz ode mnie szatanie!". Skoro te słowa wymówiłam, zły duch znikł, a mnie ogarnęła bojaźń, bo we własnym głosie usłyszałam dźwięk i słowa Samego Pana Jezusa. On przez usta moje odpędził nieprzyjaciela. Za parę minut kusiciel wrócił, ale nic nie mówił już, tylko wył straszliwie i zgrzytał ze złości, a ja nic się go nie bałam, ani troszeczkę nawet. Przyszły mi najspokojniej do zrozumienia słowa z Psalmu 111: "Zły na to patrząc boleje, zgrzyta zębami, z zazdrości sinieje" (Por. Ps 111, 10). Wreszcie pożegnałam umiłowanego Zbawiciela i poszłam na spoczynek. (27.06. 1942 r.)
Po Komunii św. za chwilę zjawili się przy mnie Aniołowie z kielichami w ręku i często w ciągu dnia tak ich widziałam. Zrozumiałam, że w tym dniu Zbawiciel pragnie, abym często ofiarowała Ojcu Przedwiecznemu Jego Krew Najświętszą. Również parę razy odczułam w duszy żywą obecność Ducha Świętego. (1.07.1942 r.)
Po Komunii św. ujrzałam Zbawiciela w sutannie kapłańskiej uprawiającego niestrudzenie jakąś rolę. Zdziwiłam się na ten widok i spojrzałam w przeciwną stronę, szukając kogoś, kto by pomógł Panu Jezusowi w pracy, bo czułam, że jest bardzo zmęczony. Przed oczyma mej duszy odsłonił się nowy obraz mianowicie, bezkresna rola do uprawy, a na niej tysiące postaci kapłańskich ubranych tak samo jak Zbawiciel i pracujących w ten sam sposób. Zaraz wśród tej liczby kapłanów ujrzałam niektórych, co pracowali opieszale, inni zaś sami wcale nie uprawiali roli i drugich na swoją część nie puścili. Mała tylko garstka pracowała nadzwyczaj gorliwie, ale i tych Zbawiciel przewyższał swoją gorliwością. Z jednych Pan Jezus był zadowolony, a opieszali pracownicy sprawiali ogromny ból Jego Boskiemu Sercu, co dał mi odczuć w bardzo przykry sposób. Poznałam, że to jest rola Kościoła św. wraz z kapłanami, na której sam Jezus będzie pracował do końca świata dla zbawienia dusz. (15.05. 1941r.)
Po drugiej Mszy św. zjawił mi się Zbawiciel jako ojciec najlepszy i te powiedział słowa: „Córko ukochana, weźmij moje troski na siebie. Postaraj się, aby miłość Boga i bliźniego na nowo odżyła w sercach ludzkich”. Pan Jezus był jakby strapiony i rozżalony, że ludzkość nie ma miłości Boga i bliźniego. Jego strapienie udzieliło się także mojej duszy, ale cóż ja uczynię wobec złości świata całego, aby pocieszyć Jezusa Ojca najlepszego. (15.04.1942 r.)
Opracowała sM. Laureta Turek

Na klęczkach dziękowałem
Bogu za tę niespodziewaną
pociechę i wyraźną, a niczym
przez nas nie zasłużoną łaskę!
