Bł. Edmund sam doświadczając cierpienia otwierał swe serce dla tych, którzy najbardziej potrzebowali pomocy. Wrażliwość serca uzdalniała Go, do pozostawienia swych planów i pragnień, by pójść za Chrystusem, by spalać się dla drugich. Niósł pomoc tam, gdzie człowiek był w potrzebie. Dla bliźnich poświęcił swoje siły i talenty. Ludzie, którzy spotykali Bł. Edmunda i doświadczali Jego pomocy pełni byli podziwu dla tego, co czynił. Śpieszył do chorych ryzykując własne życie.
Źródło wrażliwości i empatii
„Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili ” (Mt 25, 40 ). Słowa Ewangelii, stały się programem życia dla Błogosławionego Edmunda Bojanowskiego. W Jego sercu, wrażliwym na każdego potrzebującego człowieka, szczególne miejsce zajmowali chorzy i cierpiący. Wobec chorego stawał jako pokorny świadek Misterium Chrystusa cierpiącego, dostrzegając oblicze Jezusa w każdym Człowieku. Skąd ta Jego wrażliwość i empatia? Całe życie Błogosławionego Edmunda naznaczone było cierpieniem. Od najmłodszych lat chorował – cudem przywrócony do życia jako czterolatek, do końca swych dni przeżywał różne cierpienia. Borykał się z rozmaitymi dolegliwościami: suchotami, bólami głowy, kaszlem, reumatyzmem, skurczami żołądka, osłabieniem. Stan jego zdrowia nie pozwalał na realizację wielu wspaniałych ideałów, które kazały przerwać studia, a później opuścić seminarium zamykając drogę do upragnionego kapłaństwa. Świadomy swojej niemocy niejednokrotnie zapisuje w swoim Dzienniku: „Długo w nocy nie spałem z powodu kaszlu, który mię szczególnie nocami męczy” (Dz. 25.06.1853) lub „Dla bólu głowy i kataru nie byłem w kościele” ( Dz. 8.11.1856). Na kilka lat przed śmiercią napisze „Jestem ustawicznie chory” ( Dz. 4.07.1868 ). Każde cierpienie przyjmował pokładając nadzieję w Panu, często powtarzając „Wszystko w reku Boga” - „ … oby tylko Bóg Miłosierny raczył udzielić mi zdrowia wystarczającego (…) ale teraz od dwóch tygodni chory jestem na ból piersi i trudności oddechu, a przy tym znaczne osłabianie czuję” (Dz. 4.07.1863) lub też „Pogoda, chłodno. Ból w boku nie dał mi się ruszyć rano. Wstałem późno. Nie byłem w Kościele.” ( Dz. 19.04.1856)
Pod koniec życia, gdy choroba nasiliła się, odznaczał się wielką cierpliwością i cichością. Stając się tym samym wzorem dla słabych i cierpiących. We wspomnieniach Elżbiety Szkudłapskiej, która towarzyszyła Błogosławionemu w ostatnich dniach życia czytamy: „Patrząc na tak wielkie cierpienie , budowaliśmy się nadzwyczaj Jego cierpliwością, nigdy inne stękanie nie wyszło z ust jak to, o Boże mój, o Boże ! a za każdą najmniejszą posługę nigdy nie zapominał podziękować.”
Uczynił ze swej służby sztukę
Bł. Edmund sam doświadczając cierpienia otwierał swe serce dla tych, którzy najbardziej potrzebowali pomocy. Wrażliwość serca uzdalniała Go do pozostawienia swych planów i pragnień, by pójść za Chrystusem, by spalać się dla drugich. W jednej z piosenek o Błogosławionym śpiewamy: „Każda dobra dusza jest jako ta świeca, która sama się spala a innym przyświeca”. Edmund Bojanowski uczynił ze swej służby sztukę. Niósł pomoc tam, gdzie był człowiek w potrzebie. Dla bliźnich poświęcił swoje siły i talenty. Ludzie, którzy spotykali Bł. Edmunda i doświadczali Jego pomocy pełni byli podziwu dla tego, co czynił. On nie robił nic innego, jak tylko żył Ewangelią. Wszyscy, którzy bliżej poznali Błogosławionego, z jak największym uznaniem dostrzegali dobro i heroizm jego czynów. Ks. Stanisław Gieburowski podczas mowy pożegnalnej tak powiedział: „Całe Jego życie , to jeden wątek miłości bliźniego, to ciągła pamięć o tym, który cierpi, a zapominanie o sobie, to ustawiczne miłosierdzie …”.
Ojciec Święty Jan Paweł II w Liście Novo Milenio Ineunte pisze „(…) dziś potrzebna jest nam nowa wyobraźnia miłosierdzia”. Taką wyobraźnią odznaczał się bł. Edmund, który jak Miłosierny Samarytanin z Ewangelii, potrafił zejść ze swego szlaku, by okazać miłosierdzie potrzebującemu. Jego działania były odpowiedzią na poruszenia serca, pełnego wrażliwości, współczucia, delikatności i dobra, jak również wyrazem ludzkiej solidarności. Tak było, gdy w 1849 roku wybuchła epidemia cholery. Śpieszył do chorych ryzykując własne życie, zorganizował szpital w Instytucie Gostyńskim, odwiedzał chorych. Nigdy nie przeszedł obojętnie, lecz zawsze zatrzymał się, by opatrzyć rany – słowem otuchy, modlitwą, konkretnym czynem: „ przy piątku odwiedziłem chorych i chcąc im posłużyć starym obyczajem, nakarmiłem jednego bardzo słabego chorego, który sam łyżki utrzymać nie może” ( Dz. 26.07.1853 ).
Droga do bliźniego, zwłaszcza znajdującego się w potrzebie była dla Edmunda niezwykle ważna, czasem wymagała heroizmu, przekroczenia własnej niemocy i słabości. Wspomina to Antoni Brzeziński: „po parę razy dla braku tchu odpoczywając, idzie chorego odwiedzić”. Idzie, bo tak dyktowało serce. Stawał się towarzyszem dla tych, którzy cierpieli, którzy pozostawali samotni w swym bólu i niemocy. W jego sercu każdy z nich miał swoje szczególne miejsce. W mowie pożegnalnej czytamy „Edmund sam będąc chorym, o żadnym z Was chorych nie zapomniał, choćby to było najdrobniejsze dziecię”. Wzruszał się do głębi odwiedzając chorych cholerycznych, a oznaczone na znak zarazy domy jeszcze bardziej pobudzały Go do działania. Choć nie był lekarzem , potrafił zaradzać najpilniejszym potrzebom: „pełno miał plastrów, mikstur i ziółek, recept, kropli …” Ludzie zewsząd garnęli się do Niego po radę i pomoc. Nikogo nie zostawił, a gdy sam nie mógł pomóc, starał się by lekarz przyjechał do chorego. „Zasmuciła mnie mocno wiadomość, że Magdalena zachorowała … napisałem list do niej, aby się ochraniała, a do Węsierskiego, by raczył zaraz posłać po doktora” (Dz.04.07.1855).
Edmund Bojanowski czynił wiele z potrzeby serca, przepełnionego wrażliwością i delikatnością. Jego posługa odznaczała się szeroko otwartymi oczyma. Tylko parząc sercem można zobaczyć więcej. Widząc nędzę i biedę zewnętrzną dostrzegał także biedę duchową: „ Dniem i nocą jechał chorych i nieszczęśliwych odwiedzać, podejmując słodkie słowa pociechy, zaradzając nędzy, pobudza do sakramentów św., stara się o sprowadzenie kapłana do łoża chorego”. Chorych zawierzał Chrystusowi – najlepszemu lekarzowi, dbając o ciało cierpiącego , dostrzegał i Jego duszę. We wspomnieniach o Błogosławionym możemy przeczytać : „Tam, gdzie nie pomagało choremu lekarstwo , dopomagała nowenna do Matki Bożej lub Koronka, wysłuchana Msza Święta lub Komunia Święta przyjęta na intencje chorego, którą po kilka razy tygodniu zwykł przyjmować” .
Wśród chorych dziś
Edmund czynił Boże Miłosierdzie bardziej prawdziwym i namacalnym przez swoje ręce, czuły uśmiech i delikatność, dzięki temu chory mógł zwrócić się do Boga z synowską ufnością. Gorliwość o zbawienie duszy bliźnich była Jego codzienną troską. Posługę wśród chorych Edmund przekazał Służebniczkom jako misję, którą podejmować miały w duchu miłości. Posługa ta stała się elementem posłannictwa Sióstr, które opiekowały się chorymi w ochronkach i domach. „Chorym jako Chrystusowi Panu w miłości służąc, nie tylko ciała chrześcijańską posługa ratować, ale i ich dusze miłością i poświęceniem dla Pana Jezusa budować mają”. Wraz z rozwojem Zgromadzenia, siostry podejmowały prace wśród chorych. W Dzienniku Edmund zapisał: „Podczas niedawnych zamieci śnieżnych była bardzo chora jedna gospodyni (…) Siostry i nowicjuszki po dwie zmieniając się pielęgnowały ją ciągle. Całe noce i dnie przy chorej siedziały, całym jej gospodarstwem się zajmowały.” ( Dz. 25.03.1858) lub w innym miejscu: „Siostry chorymi i ubogimi ciągle zajęte. Chorych tyle z okolicznych wiosek przychodzi, że drzwi się nie zamkną”( Dz. 11.01.1869 ). W Liście do Siostry Leony Jankiewicz napisze: „U nas tu Pan Bóg zesławszy klęskę cholery, która prawie całe Księstwo ogarnęła otworzył zarazem szerokie pole Siostrom naszym do zbierania wielkich zasług. ( 14 .03.1866 ).
Charakter pracy sióstr wobec chorych zmieniał się na przestrzeni lat, uwarunkowany przemianami politycznymi, a także rozwojem publicznej opieki zdrowotnej. Dziś Służebniczki także podejmują prace wśród chorych. Są to domy dla starszych osób, gdzie obok profesjonalnej opieki, siostry staja się towarzyszkami w ostatnich chwilach ziemskiej pielgrzymki swych podopiecznych, odwiedzają chorych i starszych w domach przynoszą ciepły posiłek, pielęgnują chore i niepełnosprawne dzieci w ośrodkach oraz posługują wśród trędowatych w Kamerunie, a także pracują w szpitalach na różnych oddziałach.
Dla współczesnego świata pełnego anonimowości, pośpiechu i coraz większej samotności jakże aktualny staje się charyzmat Błogosławionego Edmunda. Jego przykład przeżywania cierpienia, ale i postawa pełna bezinteresownej miłości – owego zatrzymania się wobec tajemnicy cierpiącego bliźniego, jawi się jako zadanie dla Jego duchowych córek, ale i wszystkich wierzących. Prośmy Bł. Edmunda, aby uprosił nam łaskę otwartych oczu serca na potrzeby chorych, samotnych, konających, byśmy tak jak On stawali się Apostołami Miłosierdzia.
s.M. Leoncja Sziling