Za życie świata - Świadectwo
Za życie świata - Świadectwo

„Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie samo, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity..” (J 12,24). Uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego i święto Matki Bożej Bolesnej przypomina mi piękne życie Gabrysi. Naznaczona ZNAKIEM KRZYŻA na chrzcie świętym, żyła wiernie w Jego bliskości. Z Niego czerpała moc i sens swoich dni. W Nim odniosła zwycięstwo i „plon obfity” na życie wieczne.



Miała zawsze dobry uśmiech na twarzy. Otwarta, radosna, młoda i piękna… Była „Marianką”. Żywo staje mi przed oczyma zwłaszcza ostatni rok jej życia. Zawsze była dla innych – dla parafii, dla wspólnoty – zawsze miała czas. Nie żałowała swojego talentu muzycznego i pięknego głosu… Zresztą była do wszystkiego. Nigdy nie mówiła: „Nie mam czasu”, albo „może jutro”, a przecież nie miała czasu – przygotowywała się do matury i dyplomu… Była duszą wspólnoty. Martwiła się o wszystko i za wszystkich… Obowiązkowo codziennie na Mszy Świętej i na każdym nabożeństwie, jakie było w kościele… Jakby się spieszyła, wciąż szukając okazji, by komuś pomóc, dodać odwagi, zapalić, modlić się… Dawała się cała Bogu, Niepokalanej, wszystkim.

 

Po maturze pojechałyśmy w góry. Był bardzo ciepły, wręcz upalny dzień. Góra Bardzka. Szlak wznosił się coraz bardziej. Idąc snułyśmy refleksje: my dziś, jak kiedyś Maryja do Elżbiety, śpieszymy, by pokłonić się naszej Matce w Jej górskiej kaplicy. Gabi nie doszła. Bolała ją noga. Została pod krzyżem w połowie drogi. Czyżby Bogu o inną górę chodziło?

 

Tak, tu rozpoczęła się jej droga krzyżowa na szczyt Kalwarii. Po powrocie do domu stan zdrowia pogarszał się. Cała prawa noga zdrętwiała. Lekarz, po wielu wysiłkach leczenia, wypisał skierowanie na operację kręgosłupa. Gabi pogodziła się z tym, że ze studiowaniem trzeba będzie się pożegnać i pójść do szpitala.

 

Bóg chciał inaczej. 15 sierpnia, w uroczystość Wniebowzięcia Maryi, w udzie chorej nogi Gabi wyczuła jakąś kulę. Po zrobieniu zdjęcia rentgenowskiego okazało się, że ma guza wielkości gęsiego jaja. Została przyjęta na oddział chirurgii urazowej w Opolu. Po arteriografii ustalono termin operacji na 14 września, święto Podwyższenia Krzyża Świętego. W międzyczasie pojawił się uporczywy kaszel, trudności z oddychaniem, gorączka. Gabi, w stanie ciężkim, przewieziono na oddział pulmonologii i tam stwierdzono przerzuty do płuc.

 


7 października, w dzień Matki Bożej Różańcowej, zdiagnozowano brak związków rakotwórczych – zaistniała szansa przeżycia. Tak wielu przecież modliło się o zdrowie naszej kochanej Gabi. Zaczęto stosować chemioterapię i wraz z nią rozpoczęło się wypadanie włosów. Początkowo Gabi była przestraszona tym faktem. Jednak wiara i całkowite zawierzenie Niepokalanej nie pozwalały jej wątpić…. Po trzech miesiącach nieustannego leżenia, z pomocą siostry, stanęła na własnych nogach. Mogła też jeździć na wózku, by zobaczyć oddział, na którym tak długo leżała. Bardzo się cieszyła, że może nam tym sprawić radość. Najbardziej cierpiała widząc nasze cierpienie z powodu jej choroby. Po wzięciu piątej chemii nastąpił nawrót choroby. Lekarze załamywali ręce…

 

25 stycznia, we wspomnienie Nawrócenia Św. Pawła, odleciała samolotem do kliniki Sankt Augustyn w Niemczech. Towarzyszyła jej bliźniacza siostra Beata, która potem pisała w swoim liście: „…Gabi miała jedno zmartwienie, że nie będzie mogła - tak jak w Polsce - przyjmować codziennie Chrystusa w Komunii Św. Jej obawy szybko zostały rozwiane. Każdego dnia przychodził do nas wspaniały kapłan. Przynosił Pana Jezusa w Komunii św., siadał przy łóżku  i miał czas być z nami, czasem bardzo długo, na modlitwie i rozmowie…Otaczali nas wspaniali lekarze i pielęgniarki. Mimo ich wysiłków bóle nie ustawały. To co przeżyłyśmy w ciągu tych ponad trzech tygodni, nie da się opisać…Cierpiała strasznie. Silne środki przeciwbólowe nie przynosiły ulgi… Tomografia komputerowa dała straszne wyniki: guz w głowie, w płucach, w biodrach, na kręgosłupie, no i w nodze…

 

Bardzo mocno utkwiło mi w pamięci nasze przyjęcie Chrystusa w Popielec. Gabi miała akurat zdjęty opatrunek z oka. Pamiętam jej szeroko otwarte oczy, rozpromienioną twarz – mimo bólu tryskała z niej prawdziwa wewnętrzna radość. Do jej serca przyszedł Pan, który przyniósł pokój i siłę do wytrwania w cierpieniu. Potem chwyciłyśmy się za ręce i dziękowałyśmy Mu za ten wielki dar… W przeddzień śmierci Gabi nie potrafiła już normalnie mówić – nie wszystko potrafiłam zrozumieć… Do końca była świadoma i słyszała, co się wokół niej dzieje.

 

Wieczorem byliśmy w klinice całą rodziną w komplecie. Mama rozpoczęła modlitwę…Jeszcze dzisiaj mam w uszach jej szeptane słowa modlitwy… Na pięć godzin przed śmiercią odmówiła Ojcze nasz…, Wierzę w Ciebie… oraz Akt oddania się Maryi Niepokalanej. Potem spokojnie zasnęła. O godz. 00:10 oddała Bogu swego ducha. Gdy spojrzałam na jej martwe, wyniszczone chorobą ciało, poczułam wewnętrzny pokój. Jej cierpienia nie były daremne, ona ofiarowała je o pokój na świecie i za wszystkich grzeszników, którzy umierają na wojnie w Kuwejcie, bez przygotowania. W dniu jej pogrzebu wojska irackie wycofały się z Kuwejtu. Czyż to nie piękny znak Boży? Zrozumiałam wtedy, że cierpienie przezwycięża zło tego świata…”.

 

Myślę, że nie trzeba wiele dodawać. Jej życie było świadectwem składającym się z małych ziarenek, codziennych spraw nanizanych cierpliwością i wiernością na szary, powszedni sznur godzin i dni – i dopełniło się zwycięstwem Krzyża. Oto wielkość i wartość człowieka. Krzyżem otwarła sobie i innym Bramę Życia.

 

sM. Eligia Pietruska